Przyjechalismy do Xianu w poniedzialek, nocnym pociagiem. Xian to bardzo stare miasto, stolica 13 dynastii Chinskich w dawnych czasach, przed oddaniem pola Nanjingowi(Nankin, Poludniowa stolica) i Beijingowi (Pekin, polnocna stolica). Miedzy innymi pierwszy cesarz Qin Shi Huang Di (III w. p.n.e.), mial tu swoja stolice, a nieopodal swoje megalomaniackie mauzoleum przed ktorym kazal ustawic armie z terakoty ktora miala mu sluzyc w zaswiatach.
Niewiele z tego widac teraz, jest co prawda mur miejski (duzy i wysoki, lecz w wiekszosci odbudowany ostatnio) i pare zabytkow w miescie, ale wiekszosc to nowoczesne miasto, bogatsze niz Chengdu, ale jakos ... bez duszy, i z ogromnym najazdem turystow ( wiadomo, terakotowa armia ...).
Pierwszego dnia, oprocz zalatwienia wycieczki do Armii na kolejny dzien i przejsciu sie po miescie zobaczylem wieze dzwonna i spotkalem sie na kolacje z fajna chinka ktora poznalismy w pociagu, Xiaomin, studentke medycyny.
Dzisiaj natomiast caly dzien spedzilismy na wycieczce po miejscach na zachod od miasta. Bylismy mala grupka, my, 4 kanadyjczykow i jedna koreanka. Zawiezli nas naj pierw do jakiegos muzeum z relikwiami Buddy Sakyamuni (historyczny Budda, jakies kostki), a potem do slynnych goracych zrodel, w ktorych szczegolnie cesarze z dynastii Tang sie lubowali, a rowniez Chang Kai Shek.
Z Chang Kai Shekiem byla zwiazana opowiesc, w 1931 roku Japonczycy zaatakowali Chiny. Chang Kai Shek, przywodca Partii Nacjonalistycznej, nie chcial sie sprzymiezyc z Komunistami przeciwko nowemu wrogowi. 2 wlasnych generalow go z jego rezydencji w goracych zrodlach porwalo i zmusilo do porozumienia. nazywaja to "Incydent Xianski"
W koncu dotarlismy do Armii z Terakoty. Zbudowalo ja (zawsze pod ziemia) iles tam set tysiecy robotnikow i artystow (mowili nam 700 000) w ciagu kilkudziesieciu lat. Miala sluzyc pierwszemu cesarzowi po smierci, mowia zeby zdobyc zaswiaty i pokonac wszystkich ktorych tam cesarz sam uprzednio wyslal (wslawil sie m.in. w zeziach na uczonych konfucjanskich). Cesarz jednak byl pod koniec zycia coraz bardziej szalony (eliksiry na dlugowecznosc na bazie rteci nie pomagaly), nie oszczedzal swoich poddanych i nie ustanowil nastepcy. Jego syn zostal przez to szybko obalony a armia w wiekszosci ztrzaskana i podpalona (tzn komnaty w ktorych byla).
Na szczescie, zostalo wystarczajaco duzo by teraz archeologowie mogli ja odrestaurowac. Armia robi wrazenie swoim ogromem, mimo ze tylko mala jej czesc zostala odkopana. Odkryto 4 komory, piechoty, locznikow, dowodztwa i nieskonczona (artysci uciekli przed rebeliantami). Z tego dowodztwa nie zostala przez rebeliantow podpalona i zniszczona, ale i tak sie z czasem zawalila.
Nazywaja ja 8 cudem swiata - co ze wzgledu na date powstania, pasuje.
Odwiedzilismy jeszcze pare mniej waznych miejsc, byla to ogolnie ciekawa wycieczka.
Tuesday, March 25, 2008
Ogrody Chengdu
Niewiem czy juz prawilem peany na rzecz ogrodow w Chengdu czy nie, najwyzej sie powtorze. A wiec, ogorody te sa naprawde wspaniale! Nie dlatego ze sa same z siebie piekne, sa, ale to nie najwazniejsze. Najwazniesi sa ludzie. Wczesnie rano, wsrod swiergotu ptakow i puszczanej muzyki wielu chinczykow cwiczy taichi, taniec lub jakas sztuke walki (widzialem np ludzi cwiczacych z mieczami). Gdy robi sie nieca pozniej ogrody herbaciane na swiezym powietrzu zaczynaja pekac w szwach od ludzi ktorzy przyszli tutaj spotkac znajomych / pograc w Mah-jong / pograc w karty / zjesc / dostac masaz / miec wyczyszczone uszy / obejrzec wystep lub ... po prostu odpoczac na dworze i wypic herbate. Wieczorem ogrody nieco pustoszeja ale znowu rozbrzmiewa muzyka i tlumy chinczykow tancza. Dodac jeszcze do tego bawiace sie dzieci w malych wesolych miasteczkach, pary plywajace w lodkach po rzeczkach, ludzi grajacych w badmintona lub puszczajacych latawce (w wietrzne dni)...
Ogrody Chengdu sa zawsze pelne zycia i ludzi, co moge szczegolnie docenic teraz, po obejrzeniu ogrodow Xianu, ktore sa w porownaniu prawie wymarle.
Z inncy rzeczy, Wielkanocy za bardzo nie swietowalem, ale poszedlem na msze. Maja tutaj wczesno-20 wieczny katolicki kosciol z klasztorem, bardzo ladny. Oczywiscie mszy nie rozumialem, ale ...
Ogrody Chengdu sa zawsze pelne zycia i ludzi, co moge szczegolnie docenic teraz, po obejrzeniu ogrodow Xianu, ktore sa w porownaniu prawie wymarle.
Z inncy rzeczy, Wielkanocy za bardzo nie swietowalem, ale poszedlem na msze. Maja tutaj wczesno-20 wieczny katolicki kosciol z klasztorem, bardzo ladny. Oczywiscie mszy nie rozumialem, ale ...
Friday, March 21, 2008
System irygacyjny Li Binga (Dujiangyan) i Gora Qingcheng
Wczoraj spedzilem jedne dzien z chinska grupa wycieczkowa do systemu irygacyjnego Dujiangyan i gory Qingcheng.
Pierwszym przystankiem byla jednak hodowla jeleni i niedzwiadkow. Najpierw myslalem ze hoduja je na mieso, co oczywiscie jest czesciowo prawda, ale tak naprawde chodzilo o medycyne chinska. Zgodnie z ta doktryna rozne czesci zwierza maja rozne lecznicze wlasciwosci, wiec w sklepie za hodowla (oczywiscie po to nas tam przywiezli) mozna bylo kupic woreczki zolciowe, sproszkowane poroze, sciegna, kopyta itp itd, wszystko lecznicze ;).
Nastepny przystanek to byl system irygacyjny Li Binga. Li Bing byl gubernatorem Shu (teraz Syczuan) w okresie Walczacych Panstw (III w p.n.e.). Powodzie byly wtedy czeste, wiec zbudowal on ogromnymi nakladami prosty system dzielacy wody rzeki tak, by do pol plynelo zawsze tyle ile potrzeba (ogromne naklady bo musieli drugie koryto dla rzeki wykopac). Ogolnie najpierw podzielil rzeke na dwa, a potem z rzeki dla pol uprawnych zbudowal odplywy do tej drugiej gdy poziom wody byl za wysoki. To uczynilo z Syczuanu potege rolna, wiec teraz jest on czczony w swojej wlasnej swiatynie przy systemie irygacyjnym.
Do zwiedzania jest to miejsce ciekawe, ale na godzine, moze dwie, bo nie za wiele tam jest - model systemu, swiatynia, ogladanie dzielnika rzeki i odplywow.
Potem pojechalismy popodziwiac jak ostre i przydatne sa noze firmy Czerwony Dom kierowanej przez bylego oficera armii, i w koncu do gory Quingcheng.
ora Qingcheng, swieta lecz bardzo niska, 1200m, to gora Taoizmu. Roslinnosc jest tam bardzo ladna i ma tez sporo pieknych swiatyn, wiec ogolnie bylo warto.
W niedziele jedziemy dalej, do Xi'anu, starej stolicy Chin, slynnej z Terakotowej armii, a dzis i jutro jeszcze zakupy i troche zwiedzania.
Do uzlyszenia!
Pierwszym przystankiem byla jednak hodowla jeleni i niedzwiadkow. Najpierw myslalem ze hoduja je na mieso, co oczywiscie jest czesciowo prawda, ale tak naprawde chodzilo o medycyne chinska. Zgodnie z ta doktryna rozne czesci zwierza maja rozne lecznicze wlasciwosci, wiec w sklepie za hodowla (oczywiscie po to nas tam przywiezli) mozna bylo kupic woreczki zolciowe, sproszkowane poroze, sciegna, kopyta itp itd, wszystko lecznicze ;).
Nastepny przystanek to byl system irygacyjny Li Binga. Li Bing byl gubernatorem Shu (teraz Syczuan) w okresie Walczacych Panstw (III w p.n.e.). Powodzie byly wtedy czeste, wiec zbudowal on ogromnymi nakladami prosty system dzielacy wody rzeki tak, by do pol plynelo zawsze tyle ile potrzeba (ogromne naklady bo musieli drugie koryto dla rzeki wykopac). Ogolnie najpierw podzielil rzeke na dwa, a potem z rzeki dla pol uprawnych zbudowal odplywy do tej drugiej gdy poziom wody byl za wysoki. To uczynilo z Syczuanu potege rolna, wiec teraz jest on czczony w swojej wlasnej swiatynie przy systemie irygacyjnym.
Do zwiedzania jest to miejsce ciekawe, ale na godzine, moze dwie, bo nie za wiele tam jest - model systemu, swiatynia, ogladanie dzielnika rzeki i odplywow.
Potem pojechalismy popodziwiac jak ostre i przydatne sa noze firmy Czerwony Dom kierowanej przez bylego oficera armii, i w koncu do gory Quingcheng.
ora Qingcheng, swieta lecz bardzo niska, 1200m, to gora Taoizmu. Roslinnosc jest tam bardzo ladna i ma tez sporo pieknych swiatyn, wiec ogolnie bylo warto.
W niedziele jedziemy dalej, do Xi'anu, starej stolicy Chin, slynnej z Terakotowej armii, a dzis i jutro jeszcze zakupy i troche zwiedzania.
Do uzlyszenia!
Nieudana wycieczka na Zachod Syczuanu
Jako ze padl pomysl z Tybetem, stwierdzilem ze pojade na zachod Syczuanu, do dawnej Tybetanskiej prowincji Kham, na 3 dni. Nie do konca sie udalo.
Najpierw pojechalem do miejscowosci Kargding, na drodze do Tybetu, 50% Tybetanczycy 50% Han (Chinczycy). Po 6h, kretych drogach i minieciu okolo 100 ciezarowek wojskowych pelnych zolniezy (glowna droga do Tybetu) dojechalem na miejsce. Samo miasto nie robi wielkiego wrazenia, jest dosc nowoczesne i bardzo dlugie, wepchniete w waska doline. Jak tam bylem roilo sie od policji, a oddzial wojka maszerowal w ta i z pworotem po glownej ulicy, lecz bylo spokojnie.
Widac bylo ze to miasto dosc Tybetanskie - flagi Bon poroawieszane wszedzie, czesc ludzi noszaca tradycyjne stroje ... Poszedlem troche pozwiedzac - Klasztor tybetanski (llamasarium?) zrobil na mnie duze wrazenie - duzy, pelen kol modlitewnych, i co najwazniejsze, llamow czytajacych na glos swiete mantry na glowny podworcu. Spotkalem tam paru reporterow Reutersa, jak wiadomo Tybet to teraz goracy temat, wiec i w Kargding sie znalezli. Bardzo milo sie z nimi rozmawialo. Wjechalem tez na pobliska gore, z kotrej mialy byc piekne widoki ... moze by byly gdyby nie drzewa wszedzie zaslaniajace widok w dol.
Pod wieczor spotkalem jednego ciekawego pol-tybetanczyka i razem poszedlem do moejgo hostelu. Co sie okazalo, akurat w hostelu byl takze jego przyjaciel, i w koncu do pozna rozmawialismy na dole - dozorczyni hostelu, ja, on i przyjaciel. Troche mnie probowali nauczyc chinskiego, i nawet troche im sie udalo. Ogolnie byl to dosc udany dzien.
Czego nie mozna powiedziec o kolejnym. Nastepnym przystankiem miala byc Danba, miasto slynne z pobliskich wiosek tybetanskich i pieknych wiez strazniczych z dynastii Qing (17-20 wiek). Droga tam to 4 godziny przez waska doline (kanion?), kreta, pol-zwirowa droga pelna malych kopalni po bokach, w wiekszosci chyba kopanych przez miejscowych. Po 3,5 godziny jazdy minibusem(i jednej gumie) dojechalismy do punktu kontrolnego policji. Policja sprawdzala moj paszport dobre 2 minuty, i gestami przekazali mi ze musze zawrocic. Nie wiem do konca dlaczego, moze to ze wiza zostala wydana w Japonii, a ja z Polski? Tak wiec kolejne 3,5h telepalem sie z powortem (zadnych bocznych drog tam nie ma, kolejna guma, inny minibus), a potem jeszcz 7h do Chengdu, czyli tego dnia 14h w samochodzie po baaardzo zlych drogach i nie zobaczylem Danby ... nie do kona o tym mazylem, no ale coz.
Najpierw pojechalem do miejscowosci Kargding, na drodze do Tybetu, 50% Tybetanczycy 50% Han (Chinczycy). Po 6h, kretych drogach i minieciu okolo 100 ciezarowek wojskowych pelnych zolniezy (glowna droga do Tybetu) dojechalem na miejsce. Samo miasto nie robi wielkiego wrazenia, jest dosc nowoczesne i bardzo dlugie, wepchniete w waska doline. Jak tam bylem roilo sie od policji, a oddzial wojka maszerowal w ta i z pworotem po glownej ulicy, lecz bylo spokojnie.
Widac bylo ze to miasto dosc Tybetanskie - flagi Bon poroawieszane wszedzie, czesc ludzi noszaca tradycyjne stroje ... Poszedlem troche pozwiedzac - Klasztor tybetanski (llamasarium?) zrobil na mnie duze wrazenie - duzy, pelen kol modlitewnych, i co najwazniejsze, llamow czytajacych na glos swiete mantry na glowny podworcu. Spotkalem tam paru reporterow Reutersa, jak wiadomo Tybet to teraz goracy temat, wiec i w Kargding sie znalezli. Bardzo milo sie z nimi rozmawialo. Wjechalem tez na pobliska gore, z kotrej mialy byc piekne widoki ... moze by byly gdyby nie drzewa wszedzie zaslaniajace widok w dol.
Pod wieczor spotkalem jednego ciekawego pol-tybetanczyka i razem poszedlem do moejgo hostelu. Co sie okazalo, akurat w hostelu byl takze jego przyjaciel, i w koncu do pozna rozmawialismy na dole - dozorczyni hostelu, ja, on i przyjaciel. Troche mnie probowali nauczyc chinskiego, i nawet troche im sie udalo. Ogolnie byl to dosc udany dzien.
Czego nie mozna powiedziec o kolejnym. Nastepnym przystankiem miala byc Danba, miasto slynne z pobliskich wiosek tybetanskich i pieknych wiez strazniczych z dynastii Qing (17-20 wiek). Droga tam to 4 godziny przez waska doline (kanion?), kreta, pol-zwirowa droga pelna malych kopalni po bokach, w wiekszosci chyba kopanych przez miejscowych. Po 3,5 godziny jazdy minibusem(i jednej gumie) dojechalismy do punktu kontrolnego policji. Policja sprawdzala moj paszport dobre 2 minuty, i gestami przekazali mi ze musze zawrocic. Nie wiem do konca dlaczego, moze to ze wiza zostala wydana w Japonii, a ja z Polski? Tak wiec kolejne 3,5h telepalem sie z powortem (zadnych bocznych drog tam nie ma, kolejna guma, inny minibus), a potem jeszcz 7h do Chengdu, czyli tego dnia 14h w samochodzie po baaardzo zlych drogach i nie zobaczylem Danby ... nie do kona o tym mazylem, no ale coz.
Leshan Budda
W czasach dynastii Tang (6-9wiek?) w miejscowosci Leshan z inicjatywy pewnego buddyjskiego mnicha wykuto w nadrzecznym klifie ogromnego Budde (60 m?) by chronil rybakow przed niebezpiecznymi wirami u styku dwoch rzek. I o dziwo, podzialalo, poniewaz wszystko co rzezbiarze odkuli zrzucali do rzeki, zasypujac niebezpieczne glebiny ktore byly powodem wirow.
Przyjechalem do Leshan dosc pozno, poniewaz zjazd z Emei shan autobusem zabral 2h, i jeszcze dojazd z Emei do Leshan kolejna godzine, bylem wiec na miejscu okolo 15:30. Na szczescie wyrzucili nas tuz przed wejsciem do parku z Budda, wiec nie tracilem wiecej czasu na dojazdy.
Budda robi wrazenie, teraz to najwyzszy Budda na swiecie (po pewnym incydencie miedzy Talibami a poprzednim najwyzszym Budda na swiecie). Obejrzalem go ze wszystkich stron, jak rowniez pare innych interesujacych rzeczy w poblizu - jak same klify, pare grobowcow, most i swiatynie buddyjska. Niestety, nie udalo mi sie zrealizowac ostatniego punktu programu - obejrzenie Buddy z rzeki, na nadbrzezu bylem dopiero po 17, i juz nie bylo statkow.
Mialem duze problemy z poworotem. Lonely Planet pisalo ze ostatni autobus do Chengdu jest o 18:30, wiec by byc bezpiecznym o 17:30 pojawilem sie w miejscu gdzie mial byc (wedlug Lonely Planet) autobus. Przeniesiony. Pojechalem wiec autobusem do innego zaznaczonego dworca autobusowego. Nie bylo go. W koncu spotkalem chinke mowiaca po angielsku i ona poradzila mi na jaki dworzec pojechac, i szczesliwie taksowka dotarlem tam na 18:30.
Przyjechalem do Leshan dosc pozno, poniewaz zjazd z Emei shan autobusem zabral 2h, i jeszcze dojazd z Emei do Leshan kolejna godzine, bylem wiec na miejscu okolo 15:30. Na szczescie wyrzucili nas tuz przed wejsciem do parku z Budda, wiec nie tracilem wiecej czasu na dojazdy.
Budda robi wrazenie, teraz to najwyzszy Budda na swiecie (po pewnym incydencie miedzy Talibami a poprzednim najwyzszym Budda na swiecie). Obejrzalem go ze wszystkich stron, jak rowniez pare innych interesujacych rzeczy w poblizu - jak same klify, pare grobowcow, most i swiatynie buddyjska. Niestety, nie udalo mi sie zrealizowac ostatniego punktu programu - obejrzenie Buddy z rzeki, na nadbrzezu bylem dopiero po 17, i juz nie bylo statkow.
Mialem duze problemy z poworotem. Lonely Planet pisalo ze ostatni autobus do Chengdu jest o 18:30, wiec by byc bezpiecznym o 17:30 pojawilem sie w miejscu gdzie mial byc (wedlug Lonely Planet) autobus. Przeniesiony. Pojechalem wiec autobusem do innego zaznaczonego dworca autobusowego. Nie bylo go. W koncu spotkalem chinke mowiaca po angielsku i ona poradzila mi na jaki dworzec pojechac, i szczesliwie taksowka dotarlem tam na 18:30.
Emei shan
Sorry za opoznienia w pisaniu! Zawsze cos innego znajduje do roboty ...
A wiec, weszlem na Emei-shan. Emei-shan to slynna buddyjska gora, jedna z 7 swietych gor w Chinach, 3099 m (ja bylem tylko na drugim szczycie 3077). Jako ze jest slynna wchodzenie na ta gore to albo:
a) Dlugi marsz po schodach
b) Samochodem pod szczyt i kolejka linowa na szczyt
Ja wybralem opcje a na wchodzenie i b na zchodzenie. Dnia ktorego mialem jechac niestety zaspalem, a potem mialem problemy z dotarciem do miejsca w ktorym chcialem zaczac sie wspinac, Klasztoru Dlugiego Zycia (cala droga to pelne 2 dni, ja wstalem pozno i chcialem miec jeszcze czas na Budde w Leshan), tak wiec zaczalem sie wspinac o 14:00. Gora nie ma tak wspanialych widokow jak Huan Shan, od tylu (tamtedy sie na nia wspina) sa to bardzo lagodne stoki. Jest jednak duzo klaztorow i malpy po drodze. Pierwszego dnia pogoda nie byla rewelacyjna, ale tez nie padalo. Dotarlem do Klasztoru Sadzawki do Mycia Slonia, gora jest poswiecona buddzie Puxianowi (wymowa okolo "Pusian"), ktory mial tu przybyc na swoim latajacym sloniu i akurat tu go umyc, gdzie sie przespalem, (mili mnisi, choc pokoj raczej zwykly, ale z kocem elektrycznym!), i powedrowalem kolejnego dnia wyzej.
Szczyt jest naprawde bardzo ladny, z wielka zlota stupa w ksztalcie 10-twarzego Puxiana, a do trgo pogoda byla swietnia - bardzo duzo chmur ale podemna. Warto bylo sie tam udac. nastepnie zjechalem na dol i udalem sie autobusem do Leshan.
A wiec, weszlem na Emei-shan. Emei-shan to slynna buddyjska gora, jedna z 7 swietych gor w Chinach, 3099 m (ja bylem tylko na drugim szczycie 3077). Jako ze jest slynna wchodzenie na ta gore to albo:
a) Dlugi marsz po schodach
b) Samochodem pod szczyt i kolejka linowa na szczyt
Ja wybralem opcje a na wchodzenie i b na zchodzenie. Dnia ktorego mialem jechac niestety zaspalem, a potem mialem problemy z dotarciem do miejsca w ktorym chcialem zaczac sie wspinac, Klasztoru Dlugiego Zycia (cala droga to pelne 2 dni, ja wstalem pozno i chcialem miec jeszcze czas na Budde w Leshan), tak wiec zaczalem sie wspinac o 14:00. Gora nie ma tak wspanialych widokow jak Huan Shan, od tylu (tamtedy sie na nia wspina) sa to bardzo lagodne stoki. Jest jednak duzo klaztorow i malpy po drodze. Pierwszego dnia pogoda nie byla rewelacyjna, ale tez nie padalo. Dotarlem do Klasztoru Sadzawki do Mycia Slonia, gora jest poswiecona buddzie Puxianowi (wymowa okolo "Pusian"), ktory mial tu przybyc na swoim latajacym sloniu i akurat tu go umyc, gdzie sie przespalem, (mili mnisi, choc pokoj raczej zwykly, ale z kocem elektrycznym!), i powedrowalem kolejnego dnia wyzej.
Szczyt jest naprawde bardzo ladny, z wielka zlota stupa w ksztalcie 10-twarzego Puxiana, a do trgo pogoda byla swietnia - bardzo duzo chmur ale podemna. Warto bylo sie tam udac. nastepnie zjechalem na dol i udalem sie autobusem do Leshan.
Saturday, March 15, 2008
Sichuan do teraz
Przepraszam za opoznienie, zadko znajduje czas na pisanie :(.
A wiec, kontynuujac, statkiem przybylismy kolo 6 rano do Chongquing. Miasto bardzo duze, rzad chinski chce je obrocic w wielki osrodek przemyslowy na miare Shanghaiu, wiec sporo pieniedzy w nie laduje, i to widac. Jest to tez miasto bardzo gorzyste, powiem tylko ze nad rzekami przewieszone sa kolejki linowe.
W Chonquing pozostalismy tylko pare godzin i pojechalismy autobusem do Chengdu, stolicy Sichuanu. Chengdu to najlepsze miasto chinskie ktore do tej pory widzialem, aleje szerokie pelne drzew, piekne parki pelne ptakow, sproro rzek, rozbudowana infrastruktura dla rowerow, i ludzie tez uprzejmi. Miasto jest slynne jako stolica prowincji, z pand, ze swych kawiarni i pieknych ogrodow. Zatrzymalismy sie najpierw w hostelu Sim's Cozy Guesthouse, bardzo ladny, super infrastruktura, ale bylo tam tyle ludzi ze byl troche bezosobowy, wiec po 2 dniach przenioslem sie do innego, Loft.
Na samym poczatku chcielsimy zalatwic wycieczke do Tybetu, ale najpierw powiedzieli nam ze to bedzie bardzo drogie i trudne, a po ostatnich zamieszkach ze niemozliwe. Monika i David pojechali teraz do rezerwatu przyrody na 4 dni, wiec jak wroca ustalimy co robimy w zamian. Ja zaczalem zwiedzanie od Osrodka Hodowli Pand i opery sychuanskiej. Panda to panda, duza, futrzata i milutka, fajnie bylo zobaczyc ale sie nie zaskoczylem. Opera Syczuanska natomiast byla bardzo ciekawa. To tak naprawde rozne pokazy, akrobatyczne, przedstawienia, i z czego sa slynni, pokazy ziania ogniem i zmieniania twarzy. Polecam jezeli ktos bedzie w poblizu. Kolejnego dnia wynajalem rower i zwiedzalem miasto na rowerze, odwiedzajac pare swiatyn i chatke Du Fu, slynnego poety z dynastii Tang (VII wiek). Bardzo ciekawa byla swiatynia poswiecona w calosci Liu Bei'owi, wodzowi panstwa Shu (Syczuan) w III wieku - epoka Trzech Krolestw. Jest on niesamowicie slynny miedzy innymi dzieki ksiazce historycznej - Opowiesc Trzech Krolestw, ktora ma status podobny do Iliady u Chinczykow (kupilem ja sobie, a propo).
Dzis natomiast zrobilem wycieczke za miasto do muzeum wykopalisk miasta z czasow 3-1 milenium BC, odwiedzajac po drodze jeden klasztor. Co smieszne, pomylilem sie i odwiedzilem nie ten klasztor co chcialem! Pewnie bym sie nie zorientwal, ale w muzemum spotkalem pare francozow z ich szefem, chinczykiem, ktorzy zaproponowali mi podrzucenie z powrotem do Chengdu, z przystankiem na obiad i wlasnie w tym klasztorze co chcialem zobaczyc. Niezle sie zdziwilem jak sie okazalo ze to nie ten co widzialem!
Samo muzeum wykopalisk bylo bardzo ciekawe - pokazywalo ze nie tylko nad Zolta Rzeka, ale tez w Syczuanie w tamtym czasie kwitla cywilizacja, i to zaawansowana.
Jutro chce pojechac pod Emei shan, by wspiac sie na ta buddyjska gore, No, moze nie zaczynajac od 0, troche podjade autobusem, bo nie mam tyle czasu, chce sie w 2 dni wyrobic.
A wiec, kontynuujac, statkiem przybylismy kolo 6 rano do Chongquing. Miasto bardzo duze, rzad chinski chce je obrocic w wielki osrodek przemyslowy na miare Shanghaiu, wiec sporo pieniedzy w nie laduje, i to widac. Jest to tez miasto bardzo gorzyste, powiem tylko ze nad rzekami przewieszone sa kolejki linowe.
W Chonquing pozostalismy tylko pare godzin i pojechalismy autobusem do Chengdu, stolicy Sichuanu. Chengdu to najlepsze miasto chinskie ktore do tej pory widzialem, aleje szerokie pelne drzew, piekne parki pelne ptakow, sproro rzek, rozbudowana infrastruktura dla rowerow, i ludzie tez uprzejmi. Miasto jest slynne jako stolica prowincji, z pand, ze swych kawiarni i pieknych ogrodow. Zatrzymalismy sie najpierw w hostelu Sim's Cozy Guesthouse, bardzo ladny, super infrastruktura, ale bylo tam tyle ludzi ze byl troche bezosobowy, wiec po 2 dniach przenioslem sie do innego, Loft.
Na samym poczatku chcielsimy zalatwic wycieczke do Tybetu, ale najpierw powiedzieli nam ze to bedzie bardzo drogie i trudne, a po ostatnich zamieszkach ze niemozliwe. Monika i David pojechali teraz do rezerwatu przyrody na 4 dni, wiec jak wroca ustalimy co robimy w zamian. Ja zaczalem zwiedzanie od Osrodka Hodowli Pand i opery sychuanskiej. Panda to panda, duza, futrzata i milutka, fajnie bylo zobaczyc ale sie nie zaskoczylem. Opera Syczuanska natomiast byla bardzo ciekawa. To tak naprawde rozne pokazy, akrobatyczne, przedstawienia, i z czego sa slynni, pokazy ziania ogniem i zmieniania twarzy. Polecam jezeli ktos bedzie w poblizu. Kolejnego dnia wynajalem rower i zwiedzalem miasto na rowerze, odwiedzajac pare swiatyn i chatke Du Fu, slynnego poety z dynastii Tang (VII wiek). Bardzo ciekawa byla swiatynia poswiecona w calosci Liu Bei'owi, wodzowi panstwa Shu (Syczuan) w III wieku - epoka Trzech Krolestw. Jest on niesamowicie slynny miedzy innymi dzieki ksiazce historycznej - Opowiesc Trzech Krolestw, ktora ma status podobny do Iliady u Chinczykow (kupilem ja sobie, a propo).
Dzis natomiast zrobilem wycieczke za miasto do muzeum wykopalisk miasta z czasow 3-1 milenium BC, odwiedzajac po drodze jeden klasztor. Co smieszne, pomylilem sie i odwiedzilem nie ten klasztor co chcialem! Pewnie bym sie nie zorientwal, ale w muzemum spotkalem pare francozow z ich szefem, chinczykiem, ktorzy zaproponowali mi podrzucenie z powrotem do Chengdu, z przystankiem na obiad i wlasnie w tym klasztorze co chcialem zobaczyc. Niezle sie zdziwilem jak sie okazalo ze to nie ten co widzialem!
Samo muzeum wykopalisk bylo bardzo ciekawe - pokazywalo ze nie tylko nad Zolta Rzeka, ale tez w Syczuanie w tamtym czasie kwitla cywilizacja, i to zaawansowana.
Jutro chce pojechac pod Emei shan, by wspiac sie na ta buddyjska gore, No, moze nie zaczynajac od 0, troche podjade autobusem, bo nie mam tyle czasu, chce sie w 2 dni wyrobic.
Wednesday, March 12, 2008
Wycieczka po Yangtze (Chang Jiang) przez 3 przelomy
A wiec w koncu znalezlismy sie na naszym okrecie.
Sam w sobie wygladal na w miare standardowy wycieczkowy okret klasy europejskiej, moze troche juz stary, ale zaloga i organizacja byla zdecydowanie w duchu chinskim.
Zdzierali z nas gdy sie dalo (np wejsciowka na poklad wycieczkowy, dodatkowa oplata za przewoz do atrakcji), zachownie zalogi nieco chamskie, przerwa obiadowa dla zalogi, nawet tej na recepcji ...
Tamy nie zobaczylismy (tylko bardzo przelotem z autobusu), trasa zaczynala sie za tama. Przelomy sa naprawde ladne, z lewej i z prawej wytastaja wysokie zielone gory obsiane polami i sadami, czasami dzikie, czasami z kopalniami wegla. Na rzece od groma statkow, glownie przemyslowych lecz nie tylko.
Po drodze zatrzymalismy sie w 3 miejscach - bocznym przelomie Shedong - malym i waskim, w ktory wplynelismy innym, mniejszym, statkiem, a w koncu malym tradycyjnymi wioslowymi lodkami, zamek bialego krola - slynny z roli ktora odegral w czasie 3 krolestw (2-3 wiek, Liu Bei przekazuje wladze) choc wiekszosc zabudowy wygladala na czysty 20, no moze 21 wiek, i suuuuuper kiczowate miasto duchow w Fengdu. Miasto duchow naprawde kiedys zaczelo sie od swiatyni boga umarlych, ale potem obroslo w inne swiatynie i legendy, by teraz zostac przerobione przez komunistow w rodzaj kiczowatej atrakcji turystycznej.
Ogolnie byla to interesujaca podroz, choc dziwna, troche przypominala chyba wycieczki w czasach komunistycznych w Polsce, np. Rejs. Prawie wszyscy pasazerowie to byl turysci Chinscy.
Sam w sobie wygladal na w miare standardowy wycieczkowy okret klasy europejskiej, moze troche juz stary, ale zaloga i organizacja byla zdecydowanie w duchu chinskim.
Zdzierali z nas gdy sie dalo (np wejsciowka na poklad wycieczkowy, dodatkowa oplata za przewoz do atrakcji), zachownie zalogi nieco chamskie, przerwa obiadowa dla zalogi, nawet tej na recepcji ...
Tamy nie zobaczylismy (tylko bardzo przelotem z autobusu), trasa zaczynala sie za tama. Przelomy sa naprawde ladne, z lewej i z prawej wytastaja wysokie zielone gory obsiane polami i sadami, czasami dzikie, czasami z kopalniami wegla. Na rzece od groma statkow, glownie przemyslowych lecz nie tylko.
Po drodze zatrzymalismy sie w 3 miejscach - bocznym przelomie Shedong - malym i waskim, w ktory wplynelismy innym, mniejszym, statkiem, a w koncu malym tradycyjnymi wioslowymi lodkami, zamek bialego krola - slynny z roli ktora odegral w czasie 3 krolestw (2-3 wiek, Liu Bei przekazuje wladze) choc wiekszosc zabudowy wygladala na czysty 20, no moze 21 wiek, i suuuuuper kiczowate miasto duchow w Fengdu. Miasto duchow naprawde kiedys zaczelo sie od swiatyni boga umarlych, ale potem obroslo w inne swiatynie i legendy, by teraz zostac przerobione przez komunistow w rodzaj kiczowatej atrakcji turystycznej.
Ogolnie byla to interesujaca podroz, choc dziwna, troche przypominala chyba wycieczki w czasach komunistycznych w Polsce, np. Rejs. Prawie wszyscy pasazerowie to byl turysci Chinscy.
Tuesday, March 11, 2008
Huang Shan i doi Trzech Przelomow
Najpierw ogloszenie: Jezeli napisaliscie mi jakies komentarze, to ich nie zobacze przed przyjazdem do Polski, pewien Wielki Firewall Chinski blokuje ogladanie stron Bloggera (co dziwne nie pisanie).
Pare dni temu wspielismy sie na Huang Shan, no przynajmniej tak kolejka linowa, Monika nie za bardzo pali sie do wspinaczek, i w gestej mgle zwiedzilismy czesc szczytow (dla mnie za mala, no ale zostalem przeglosowany), i zeszlismy na dol. Na szczescie po drodze na dol, na jednej wysokosci nie bylo mgiel, wiec jakies zdiecia z horyzontem wiekszym niz 30 m sa. Ogolnie naprawde piekna gora, tylko zeby mniej mgly ...
Wieczorem pojechalismy nocnym (z lozkami) autobusem do Wuhan, (spotkalismy po drodze fajna Chinke, Tien Tien, ktora nam troche pomogla i z ktra dlugo gadalismy, studentke anglistyki), z Wuhan kolejnym autobusem do Yichang, tuz pod nowa tama Trzech Przelomow. Akurat trafilismy na piekna pogode z duzym wiatrem w niedziele, wiec na bardzo fajnym parku na brzegu rzeki byly tlumy chinczykow z dziecmy puszczajacych latawce, naprawde ladny widok, inna twarz.
Wzielismy na ten sam dzien wieczor statek wycieczkowy (sprawdzenie cen w paru biurach itp), i po poludniu sie na niego zaokretowalismy.
Pare dni temu wspielismy sie na Huang Shan, no przynajmniej tak kolejka linowa, Monika nie za bardzo pali sie do wspinaczek, i w gestej mgle zwiedzilismy czesc szczytow (dla mnie za mala, no ale zostalem przeglosowany), i zeszlismy na dol. Na szczescie po drodze na dol, na jednej wysokosci nie bylo mgiel, wiec jakies zdiecia z horyzontem wiekszym niz 30 m sa. Ogolnie naprawde piekna gora, tylko zeby mniej mgly ...
Wieczorem pojechalismy nocnym (z lozkami) autobusem do Wuhan, (spotkalismy po drodze fajna Chinke, Tien Tien, ktora nam troche pomogla i z ktra dlugo gadalismy, studentke anglistyki), z Wuhan kolejnym autobusem do Yichang, tuz pod nowa tama Trzech Przelomow. Akurat trafilismy na piekna pogode z duzym wiatrem w niedziele, wiec na bardzo fajnym parku na brzegu rzeki byly tlumy chinczykow z dziecmy puszczajacych latawce, naprawde ladny widok, inna twarz.
Wzielismy na ten sam dzien wieczor statek wycieczkowy (sprawdzenie cen w paru biurach itp), i po poludniu sie na niego zaokretowalismy.
Friday, March 7, 2008
Pierwsze 2 dni w Chinach
No i pojechalem do Chin!
Dzis i jutro jestem pod Huangshan - zolta gora, slynnej z widokow, na ktorej m.in. krecono sceny do filmu "Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok".
No ale zaczne od poczatku, przylecialem po poludniu do Shanghaiu, i po podrozy pociagiem magnetycznym do centrum (tak serio, mimo ze slynny, 300kmh, ten pociag to tylko pokazowka, szybciej byloby jezeli mieliby 2 razy wiecej zwyklych pociagow na trasie).
Pochodzilem i pojezdzilem po miescie, zobaczylem Bund - nabrzeze pelne majestatycznych przedwojennych europejskich budowli, i Nanjing street - glowna ulica handlowa.
Od razu paru spostrzezen:
1. Chinczycy sie zawsze pchaja, jak dzwi od metra sie otwieraja, zaczyna sie bitwa miedzy wchodzacymi a wychodzacymi.
2. Szanghai jest NAPRAWDE przebudowywany, wszedzie sztalunki (zardzewiale rury plus bambus), czesc ulic pozamykana wszedzie place budowy, porozwalane chodniki i sterty gruzow.
3. Na drogach panuje totalna wolna amerykanka. Wszedzie sa motorynki, piesi(chodnikow prawie nie ma) i samochody, trukaja na ciebie samochody jak na zielonym przechodzisz.
4. Wszyscy chca ciebie naciagnac lub oszukac. Zaczynajac od tlumow sprzedawcow bzdet ("oryginalne" Omegi), alfonsow, dziewczyn chcacych pojsc z toba na kawe/obiad (“dziewczyny z prowincji”, choc w przypadku nieltorych moze naprawde byly szczere ... alob bardzo dobre, z 8 mnie w 2 dni zaczepilo), sprzedawcow zawyzajacych ceny, sprzedawcow dajacych ci banknoty 5 jiao(0.5 yuana) zamiast 5 yuanow...
5. Wyraznie widac kosci zlotego wieku przedwojennego Shanghaiu, wielkie budowle z poczatku zeszlego wieku sa wszedzie, niektore bardzo ladne.
6. Straszny kontrast - super nowoczesnosc - drapacze chmur, wielkie banki itp., a z drugiej strony biedne uliczki z praniem na banbusach, ludzie noszacy rzeczy na bambusowych dragach.
7. No i problem jezykowy ... chinczycy zadko kiedy angielski znaja.
Tak wiec, pierwszego dnia przespalem sie w ladnym hostelu Captain‘s hostel, drugiego mialem odebrac Monike i Davida z portu. Tylko ze ... port ktory mialem na mapie nie istnial juz (godzilne go szukalem!), port do ktorego mieli przyplynac byl w renowacji (zamkniety), wiec wysadzili ich zupelnie gdzie indziej, a ich statek sie 6h spoznil. Przez to sporo czasu stracilismy na szukanie siebie nawzajem, ale w koncu sie znalezlismy pod wieczor, a ja zdazylem jeszcze obejrzec bardzo ciekawe ogrody Yuyuan, kompleks handlowy dookola ich, a nawet zgubic sie w metrze (zmienione nazwy stacji ...).
Wieczorem wsiedlismy w pociag nocny i pojechalismy do Huang Shan.
Od razu wpadlismy w rece chinskiej mafii pana Hu. Pan Hu ma restauracje pod Huang Shan (miasteczko Tangkou), i dopoki go nie spotkalismy nie rozmielismy znaczenia slowka "everpresent"(zawsze obecny) w jego opisie w przewodniku Lonely Planet. A wiec, z dworca pojechalismy mini-busem do Tangkou (z targowaniem), pani z busu juz probowala sie z nami porozumiec, i w koncu zadzwonila do pana Hu i wysadzila nas przed (zaprzyjznionym?) hotelem. Pan Hu czekal i nam pomogl zabookowac hotel, potem chcial nas zabrac do swojej restauracji na obiad, Powiedzielismy nie, i ze pojdziemy pod gore piechota.
Niestety pogoda nie byla najlepsza wiec glowna wspinaczke do jutra odlozylismy, ale dzis zamierzalismy isc troche pod gore i zobaczyc wodospady.
Z 6 razy taksowki chcialy nas zabrac, w tym 2 razy pan Hu sie objawil pomoc, i w koncu wzielismy taksowke pod gore. Pan Hu chcial na nas poczekac na dole ale powiedzielismy nie. Wodospady byly bardzo fajne, mimo ostrej mgly, niestety z tad nie moge zdjec uploadowac.
Wrocilismy do hotelu, zjedlismy i kupilismy na jutro rzeczy, i zgadnij kto sie pod naszym pokojem objawil, pan Hu! W koncu kupilismy przez niego bilety na autobus dalej do Wuhan na jutro wieczor(cena taka sama jak na dworcu sprawdzilismy), ale w koncu chuba pojdziemy jutro do jego restauracji na kolacje.
Teraz jestem w kafejce internetowej - 3 yuany/h. to 1zl/h, i klientela taka jak sie mozna spodziewac - gracze (Warcraft III rozpoznaje), troche surferow ii ... co pare minut odcina prad na chwilke, wiec UPSy sie wlaczaja. W takim srodowisku maja naprawde probe bojowa.
Napisze znow jak bede mogl.
Dzis i jutro jestem pod Huangshan - zolta gora, slynnej z widokow, na ktorej m.in. krecono sceny do filmu "Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok".
No ale zaczne od poczatku, przylecialem po poludniu do Shanghaiu, i po podrozy pociagiem magnetycznym do centrum (tak serio, mimo ze slynny, 300kmh, ten pociag to tylko pokazowka, szybciej byloby jezeli mieliby 2 razy wiecej zwyklych pociagow na trasie).
Pochodzilem i pojezdzilem po miescie, zobaczylem Bund - nabrzeze pelne majestatycznych przedwojennych europejskich budowli, i Nanjing street - glowna ulica handlowa.
Od razu paru spostrzezen:
1. Chinczycy sie zawsze pchaja, jak dzwi od metra sie otwieraja, zaczyna sie bitwa miedzy wchodzacymi a wychodzacymi.
2. Szanghai jest NAPRAWDE przebudowywany, wszedzie sztalunki (zardzewiale rury plus bambus), czesc ulic pozamykana wszedzie place budowy, porozwalane chodniki i sterty gruzow.
3. Na drogach panuje totalna wolna amerykanka. Wszedzie sa motorynki, piesi(chodnikow prawie nie ma) i samochody, trukaja na ciebie samochody jak na zielonym przechodzisz.
4. Wszyscy chca ciebie naciagnac lub oszukac. Zaczynajac od tlumow sprzedawcow bzdet ("oryginalne" Omegi), alfonsow, dziewczyn chcacych pojsc z toba na kawe/obiad (“dziewczyny z prowincji”, choc w przypadku nieltorych moze naprawde byly szczere ... alob bardzo dobre, z 8 mnie w 2 dni zaczepilo), sprzedawcow zawyzajacych ceny, sprzedawcow dajacych ci banknoty 5 jiao(0.5 yuana) zamiast 5 yuanow...
5. Wyraznie widac kosci zlotego wieku przedwojennego Shanghaiu, wielkie budowle z poczatku zeszlego wieku sa wszedzie, niektore bardzo ladne.
6. Straszny kontrast - super nowoczesnosc - drapacze chmur, wielkie banki itp., a z drugiej strony biedne uliczki z praniem na banbusach, ludzie noszacy rzeczy na bambusowych dragach.
7. No i problem jezykowy ... chinczycy zadko kiedy angielski znaja.
Tak wiec, pierwszego dnia przespalem sie w ladnym hostelu Captain‘s hostel, drugiego mialem odebrac Monike i Davida z portu. Tylko ze ... port ktory mialem na mapie nie istnial juz (godzilne go szukalem!), port do ktorego mieli przyplynac byl w renowacji (zamkniety), wiec wysadzili ich zupelnie gdzie indziej, a ich statek sie 6h spoznil. Przez to sporo czasu stracilismy na szukanie siebie nawzajem, ale w koncu sie znalezlismy pod wieczor, a ja zdazylem jeszcze obejrzec bardzo ciekawe ogrody Yuyuan, kompleks handlowy dookola ich, a nawet zgubic sie w metrze (zmienione nazwy stacji ...).
Wieczorem wsiedlismy w pociag nocny i pojechalismy do Huang Shan.
Od razu wpadlismy w rece chinskiej mafii pana Hu. Pan Hu ma restauracje pod Huang Shan (miasteczko Tangkou), i dopoki go nie spotkalismy nie rozmielismy znaczenia slowka "everpresent"(zawsze obecny) w jego opisie w przewodniku Lonely Planet. A wiec, z dworca pojechalismy mini-busem do Tangkou (z targowaniem), pani z busu juz probowala sie z nami porozumiec, i w koncu zadzwonila do pana Hu i wysadzila nas przed (zaprzyjznionym?) hotelem. Pan Hu czekal i nam pomogl zabookowac hotel, potem chcial nas zabrac do swojej restauracji na obiad, Powiedzielismy nie, i ze pojdziemy pod gore piechota.
Niestety pogoda nie byla najlepsza wiec glowna wspinaczke do jutra odlozylismy, ale dzis zamierzalismy isc troche pod gore i zobaczyc wodospady.
Z 6 razy taksowki chcialy nas zabrac, w tym 2 razy pan Hu sie objawil pomoc, i w koncu wzielismy taksowke pod gore. Pan Hu chcial na nas poczekac na dole ale powiedzielismy nie. Wodospady byly bardzo fajne, mimo ostrej mgly, niestety z tad nie moge zdjec uploadowac.
Wrocilismy do hotelu, zjedlismy i kupilismy na jutro rzeczy, i zgadnij kto sie pod naszym pokojem objawil, pan Hu! W koncu kupilismy przez niego bilety na autobus dalej do Wuhan na jutro wieczor(cena taka sama jak na dworcu sprawdzilismy), ale w koncu chuba pojdziemy jutro do jego restauracji na kolacje.
Teraz jestem w kafejce internetowej - 3 yuany/h. to 1zl/h, i klientela taka jak sie mozna spodziewac - gracze (Warcraft III rozpoznaje), troche surferow ii ... co pare minut odcina prad na chwilke, wiec UPSy sie wlaczaja. W takim srodowisku maja naprawde probe bojowa.
Napisze znow jak bede mogl.
Tuesday, March 4, 2008
Update przed wyjazdem do Chin
Dziś ostatecznie skończyłem przenosiny rzeczy do nowego mieszkania - tego samego co Kasi, i po przespaniu się dziś u Borysa lecę jutro do Chin.
Ostatni tydzień to było pakowanie, pakowanie, pakowanie, i właśnie też w ostanią niedzielę - zatrudnienie Hiro, chłopaka Kasi, i wypożyczenie samochodu do przewiezienia całości zapakowanego chramu do Kasi.
Znaleźliśmy trzeciego do mojego i Kasi mieszkania, koreańczyka, Yung Jun Jang. Mieliśmy wybór zpośród koreańczyka i marokańczyka, ale marokańczyk, mimo że fajny człowiek, był zupełnie niepoukładany.
Nowe zdjęcia pojawiły się na Picassie - z pierwszej snieżnej wycieczki(Gozaisho) i z Hadaka Matsuri, polecam :).
Wiele osób opuszcza uniwersytet teraz w Marcu, większość uzbeków z mojego poprzedniego budynku, w tym Shohruh, na przykład. Zrobiliśmy z tego powodu małe party w niedzielę.
Również w moim laboratorium jest to czas pożegnań, 2 studentów doktorskich i 3 magisterskich nasz opuszcza.
Ostatni tydzień to było pakowanie, pakowanie, pakowanie, i właśnie też w ostanią niedzielę - zatrudnienie Hiro, chłopaka Kasi, i wypożyczenie samochodu do przewiezienia całości zapakowanego chramu do Kasi.
Znaleźliśmy trzeciego do mojego i Kasi mieszkania, koreańczyka, Yung Jun Jang. Mieliśmy wybór zpośród koreańczyka i marokańczyka, ale marokańczyk, mimo że fajny człowiek, był zupełnie niepoukładany.
Nowe zdjęcia pojawiły się na Picassie - z pierwszej snieżnej wycieczki(Gozaisho) i z Hadaka Matsuri, polecam :).
2008年02月09 |
2008年02月19 |
Wiele osób opuszcza uniwersytet teraz w Marcu, większość uzbeków z mojego poprzedniego budynku, w tym Shohruh, na przykład. Zrobiliśmy z tego powodu małe party w niedzielę.
Również w moim laboratorium jest to czas pożegnań, 2 studentów doktorskich i 3 magisterskich nasz opuszcza.
Subscribe to:
Posts (Atom)