Sunday, December 16, 2007

NUFSA Party i Kolendy u Piotrka i Karoliny

Witam po dłuższej przerwie,
ostatni tydzień przed wyjazdem do Polski, przez co kupuję już prezenty, rzeczy o które prosili znajomi, i przygotowuję się do pakowania.
Jednak ... w ten weekend nic nie kupiłem, ponieważ w sobotę było NUFSA (Nagoya University Foregin Students Association) Christmas Party, na które oczywiście poszedłem (jako członek NUFSy).
Z organizacyjnego punktu widzenia było to bardzo proste party - tzn. my: A) Wynajeliśmy bar, B) Zamówiliśmy jedzenie w restauracji i C)Staliśmy na bramce (no, jeszcze oczywiście plus reklama). Zaiste, party łatwo się w Japonii robi. A wyszło bardzo ciekawie, przyszło około 60 osób (plany na 100 były, co prawda), i się dobrze bawiliśmy.
Dziś były kolendy u Piotrka i Karoliny Siwickich, na których zebrała się większość Polaków w Nagoi, tzn wszyscy których znałem (plus paru tórych nie znałem) minus Monika. Przyjechała też rodzina Kusiaków, którzy wrócili do Polski tuż przed moim przyjazdem. Muszę powiedzieć że niesamowicie mili ludzie. Pośpiewaliśmy kolędy(akompaniament - Zbyszek), pojedliśmy (każdy przynosił 1 danie - ja rybę w galarecie która zajeła mi sobotnie popołudnie), i przegadaliśmy dobre 4-6 godzin.
2007年12月16日 - Kolendy u Piotrka&Karoliny


Karolina i Piotrek też jadą na święta do Polski (z tego kolendy tydzień wcześniej), i okazało się że lot powrotny do Japonii mamy tym samym samolotem, więc koło 8 wyszedłem od nich żegnając się "Do zobaczenia w Helsinkach!" (lecimy Finairem przez Helsinki, tylko że ja z Monachium a oni z Warszawy).

Friday, December 7, 2007

Nihongo Nouryoku Shiken i inne

W zeszłą niedzielę zdawałem Nihongo Nuryoku Shiken, 2kyu. Raczej nie zdam. Mimo że słuchanie i kanji/słownictwo dobrze mi poszło, to całkowicie zawaliłem część 3, najważniejszą, czytanie i gramatykę. Powód - czytanie, gramatykę całą zrobiłem, ale słabo bardzo. Nie znam 1000 kanji oficjlanie wymaganych na ten poziom, i jeżeli w przypadku słownictwa można często słowa z kontekstu zgadnąć (jeżeli zna się słowo a nie kanji), to w przypadku tekstów bez znania tych kanji nie da się zrozumieć tekstu po 1-krotnym przeczytaniu. Po 3-krotnym da się, ale potem 2/3 pytań wypełnia się losowo z braku czasu, jak w moim przypadku.

Zaskoczyła mnie ilość zdających, tam gdzie ja zdawałem było ich coś 3-5 tysięcy, a drugie tyle w innym uniwerku w Nagoi. Z rana były naprawdę tłumy idące z metra na egzamin. Duża większość Chińska, ale tego się można było spodziewać. NIestety przez te tłumy nie znalazłem się w końcu ze znajomymi któzy też zdawali (tylko że inna sala, na 2kyu było ich 14), więc trochę nudne były przerwy w egzaminie.

Tydzień upłynął bez większych zdarzeń, tyle tylko że dyskutowaliśmy z Moniką nasze plany wyjazdu do Chin w Marcu, lecz dziś naprawdę udało mi się popisać.
Wracałem z Aikido do domu, po drodze chciałem zachaczyć o Yamada denki - sklep z elektroniką, przez co musiałem jechać nieco okrężnie. No i przy tym okrężaniu zagapiłem się, nie skręciłem gdzie trzeba i totalnie się zgubiłem. Najpierw myślałem że szybko znajdę dużą ulicę i nią wrócę, ale zamiast tego wylądowałem między polami (nawet z unoszącym się zapachem gnojówki). W końcu znalazłem drogę ekspresową której szukałem, i pojechałem nią ... w przeciwną stronę. Dopiero już za Nagoją widząc znak drogowy "Toyota City - 12 km" się poznałem na mojej pomyłce.
W sumie, zamist zwykłych 30 min jechałem do domu 2 godziny dłużej...

Thursday, November 29, 2007

No i po egzaminach wejściowych

W końcu, po wtorkowych egzaminach z angielskiego i matematyki/fizyki, wczorajszym z elektroniki / telekomunikacji oraz prezentacji mojej pracy magisterskiej i propozycji badań na przyszłość, skończyłem procedurę egzaminów wejściowych na studia doktoranckie.
Ogólnie dobrze poszło, z wyjątkiem lekkiej wpadki na egzaminie mat/fiz, oraz opacznego zrozumienia tematu moich badań przez 2 profesorów, i nieoficjalnie zdałem (oficjalnie prawdopodbnie jutro zdam).
No to teraz przygotowuję się do niedzielnego egzaminu z japońskiego, Nihongo Nouryoku Shiken 2kyu(2 stopień od góry), choć tego mogę już nie zdać.

Friday, November 23, 2007

Wizyta wujka Marcina + najgorsza rozmowa telefoniczna

Dziś przyjechał do Nagoi wujek Marcin, akurat jest teraz w Japonii ze względu na swoje badania, i oprócz długich rozmów po drodze zdołaliśmy zobaczyć zamek, chram Atsuta i galerie handlową z świątynią Osu Kannon. Ogólnie słabo... ale porozmawialiśmy sobie długo chodząc i rozmawiając przy obiedzie i kolacji, a o to głównie chodziło.

Drugim ciekawym wydażeniem była moja najgorsza rozmowa telefoniczna w życiu.
O co chodzi:
Chciałem wziąść udział w programie w któym płaci się NGO 400$ i oni wysyłają jeden bardzo ciekawy specjalnie dla dzieci w ciężkich warunkach zaprojektowany laptop (tzw 100$ laptop) do biednego kraju, i taki sam dla mnie na adres przeze mnie wskazany w USA (w moim przypadku - kuzynka Tammy).
Przez Paypala nie mogłem tego załatwić (Mój Paypal tylko Polskie adresy wysyłkowe przyjmuje ... czego mieliśmy już dowód), więc musiałem przez telefon ustalić i zapłacić.
Mój akcent + przeziębienie + Skype + zniekształcenie przez telefon + niemrawość umysłowa telefonistki sprawiły że było to piekło, tłumaczyć musiałem wieokrotnie, powtarzałem wszystkie numery, imiona i adresy po 4 razy, i cała rozmowa zajeła mi 21min.
Ale zakończyła się sukcesem! ... tak mi się zdaje.
Zobaczymy do Lutego, do kiedy ma laptop przyjść do Tammy.

Sunday, November 18, 2007

Po długiej przerwie ...

Trochę się niestety rozpuściłem i przestałem regularnie pisać. Obiecam postaranie się o poprawę tej sytuacji ;) .
Plan na dziś:
1. Najbliższe zdarzenia
2. Opis paru ciekawych przeszłych eventów
3. Ciekawostki nt Japonii

1. Najbliższe zdarzenia
Jestem obecnie w trakcie przygotowywań do egzaminu na studia doktoranckie który jest za tydzień w poniedziałek i wtorek, egzamin pisemny 2-częściowy - Matematyka i Fizyka oraz Elektronika i Telekomunikacja plus prezentacja pracy magisterskiej i planów. Do pisemnego muszę jeszcze trochę popracować, prezentację już przetrenowałem ale muszę skrócić o 1/4 czas prezentacji.
W piątek przyjeżdża do mnie wójek Marcin, razem jedne dzień zwiedzania Nagoi planuję, ale jeszcze dokłądnie co ... nie wiem, bo niestety w samej Nagoi naprawdę unikalnych miejsc raczej brak.
A 2 Grudnia Nihongou Nouryoku Shiken - egz z Japońskiego, ja próbuję zdać 2 kyu (2 od góry), choć czasu na przygotowania mało...

2. Opis paru ciekawych przeszłych eventów
Działo się, działo ostatnio. Z ważniejszych rzeczy w zeszły weekend pojechałem na homestaya do rodziny w Ichinomiya (między Nagoją i Gifu). Było ciekawie ale normalnie, rodzinka z 2 małymi dzieciakami, ojciec zapracowany. Tylko ... matka należała do tzw. Hippo Family, organizatorzy homestaya, grupa która wierzy w porozumiewanie się wszystkimi możliwymi językami, bo są podobne. Może to i fajne podejście, ale sprowadza się do wkuwania głupich obcojęzycznych opowiastek i powtarzania z ostrym japońskim akcentem(francuskiej opowiastki nie zrozumialem). Ogólnie, spotkań Hippo Family, których były 2 w ciągu 2 dni, nie lubiłem. Zdjęcia mam, ale papierowe bez skanera w zasięgu wzroku.

W zeszły czwartek udaliśmy się z Piotrkiem i Wojtkiem do Komaki, obejrzeć nasze Polskie siatkarki pokonujące Koreanki (nie zawiodły). Hala w Komaki ma strasznie słaby dojazd, z pociągu szliśmy poboczem około 20 min, ale sam mecz był ciekawy, Piotrek darł się na całe gardło, ja tylko na pół, byliśmy nawet w telewizji - jako jedyni naprawdę się wydzierający.


David, Thierri, Marina, Minjung i ja na tle Korankei

W końcu wczoraj pojechaliśmy z Minjung(Korea) i Mariną(Władywostok) stopem do Asuke z parkiem Korankei, słynnym z czerwonych liści(jak się okazało jeszcze nie teraz). Późno zaczęliśmy ale bez problemu w 2 etapach dotarliśmy, sam autostop był zabawą - Marina nigdy tego nie robiła, a Minjung tylko parę razy w Francji. Poznaliśmy parę pracowników Toyoty - modeli, i 2 dziewczyny (zdumiałem się że nas wzieły, może przewaga dziewczyn w naszej grupie?), i jeszcze jedno małżeństwo.
Na miejscu spotjkaliśmy Davida i Thierriego, którzy dojechali rowerem(4h po górach, David dostał tak w kość że chciał wracać z namia a po rower dziś ponownie pojechać), i razem zwiedziliśmy miasteczko (nastawione na turystów), piękną dolinkę i małe muzeum starej farmy. Na zamek niestety czasu nie starczyło, a wiem że Mijung chciała odwiedzić. Gdybyśmy tylko wcześniej wyjechali ...
Wróciliśmy stopem, byliśmy w domu o 8.

2007年11月17日 - Wycieczka autostopem do Asuke


Dziś było party u Piotrka i Karoliny. Zaprosili sporo japończyków, i robiliśmy prezentacje o Polsce po japońsku, jedząc polskie potrawy. Wyszło bardzo dobrze, tylko ludzi było mało, sporo osób się powymawiało, albo wyjechało gdzieś ... mimo to był to mile spędozny czas, pogadałem sporo z paroma japonkami, a Karolina spodziewa się dziecka w Maju.

3. Ciekawostki nt Japonii
Odkąd tutaj przyjechałem już parę razy japończyczy mi mówili że słyszeli że w Polsce piją bardzo wysoko procentowe alkohole. Najpierw oczywiście odpowiadałem: no tak, 40% wódkę pijemy, ale oni zawsze mówili że chodzi im więcej niż 40%, na co ja zazwyczaj wymieniałem śliwowicę, że czasami się pije i że ma do 80%. Oni nadal byli niezadowoleni, choć tutaj zazwyczaj rozmowa schodziła na porównanie 80% śliwowicy z 10-20% umesiu(梅酒), japońskiego likieru ze śliwek.
Sprawa wyjaśniła się po 2 wizytach w saka-ya(supermarket alkoholowy) i rozmowie z Kasią - otóż na półkach sakayi zazwyczaj obok jedynej polskiej wódki - Żubrówki, stoi drugi polski produkt - spirytus rektyfikowany 100%! Mamy opinię pijących czysty spirytus, i Kasia już parę razy odawiała japończykom kieliszka "na modłę polską".

Monday, October 22, 2007

2 weekendy ... Festiwal Nagojski, pare party, festiwale, barbecue ...

Ojj, znów się opóźniłem w blogu...
Były to bardzo aktywne dwa tygodnie, w weekend 13-14 był tzw Festiwal Nagoi. To największa impreza tutaj, z jej okazji odbywa się duża parada oraz sporo innych eventów. My (z Mandarem i Moniką) zaczeliśmy jednak w sobotę od małego bazaru/festiwalu w świątyni Koshoji, bardzo ładnej dużej, po drodze do centrum, którą znam dobrze z mojego ostatniego pobytu w Japonii. Muszę powiedzieć że się jednak zdziwiłem, bo dobudowali jeden duży pawilon oraz artystyczne wodospady w tej, wyglądającej na starą, świątyni.
Kolejnym punktem programu było centrum, koncerty taneczne w Oasis 21, oraz sama parada. Parada jest dawana na cześć 3 zjednoczycieli Japonii - Oda Nobunaga, Toyotomi Hideyoshi, Tokugawa Ieyasu, którzy wszyscy trzej pochodzą z prefektury Aichi,której stolicą jest Nagoya (choć tylko Nobunaga i Hideyoshi urodzili się w obecnym obrębie Nagoi). Byli więc samuraje, dzieci z fletami, 3 wyzwolicieli ... byłoby to dla mnie ciekawe gdyby nie fakt że parada się prawie nie zmieniła od mojego poprzedniego pobytu tutaj.
Wieczorem NUFSA (Nagoya University Foregin Students Association, do której, a propos, własnie wstąpiłem) zorganizowała Wellcome Party dla niwych i starych studentów. Nie było najlepsze, mało tańczenia, nowych osób też zbyt nie poznałem, ale zebrała się większość Polaków, łącznie 10 osób, więc można było trochę i po polsku pogadać.
W niedzielę był dzień darmowych muzeów, więc pojechaliśmy do 2 ogrodów - Tokugawa-en i Shirotori-en, oba w stylu japońskim. Były bardzo ładnie urządzone, choć Shirotori-en wyraźnie ładniejszy.

2007年10月13日 - Nagoya festival


Kolejny weekend był też ciekawy, w piątek 18 poszliśmy na party w Meikodai - Instytut Technologii w Nagoi. Ich party było znacznie ciekawsze, z początku było dużo żarcia - każdy student Mekodai miał przygotować potrawę z własnego rejonu, i profesorów. Później jednak jedzenie się skończyło, profesorowie sobie poszli, otwarto bar i prawdziwe party się zaczęło. Strasznie się ubawiliśmy, do 1 w nocy tańczyliśmy i gadaliśmy, poznałem wielu nowych ludzi.
Poznałem też jeden ciekawy fakt. Jak ja rozmawiam z japończykami, zazwyczaj pojawia się pytanie - Gdzie studiujesz? Jak odpowiadam Meidai - tzn. Uniwersytet Nagoi, wszyscy są zachwyceni. Natomiast jak studenci z Instytutu mówią Meikodai - tzn. Instytut Technologii, większość japonek i japończyków mówi coś w stylu: "Naprawdę? Oh, muszę iść, papa!". Japończycy zwracają na twój uniwerek bardzo dużą uwagę.
W sobotę, po krótkiej nocy poszliśmy z samego rana na bazar NUFSA, bazar rzeczy uzywanych( ja w kolejce od 6:45, 3h snu). Tłum był jak zawsze, al udało mi się kupić trochę ceramiki na prezenty. Po bazarze poszlismy jeszcze do Osu, na festiwal uliczny który tam był.

2007年10月20日 - Osu Street Performers Festival


W niedzielę natomiast udałem się na barbecue w parku organizowane przez wegierkę Agnes, przyjaciółkę Zuzi. Miałem trudności ze znalezieniem ich, a jak ich znalazłem, zdziwiłem się ponieważ średnia wieku w towarzystwie oscylowała koło 40-50, a większość miała japońską żonę/męża. Mimo to, super się rozmawiało.

Z innych rzeczy, planujemy z Moniką pojechać do Chin na marzec. Na razie jest to etap wstępnego planowania, profesora też nie spytałem się jeszcze, ale wygląda na razie że się uda pojechać.

Monday, October 8, 2007

Festiwal w Handzie

Nowy semestr się zaczął, parkingi rowerów przy uniwersytecie się znów wypełniły, paru znajomych wróciło do domów, sporo nowych osób przyjechało.
Między innymi 2 polaków - Monika i Wojtek. Wojtka próbowałem zaprosić na moją parapetówkę (była we wtorek i się dobrze udała, z około 10-15 gośćmi), ale się nie udało.
Monikę poznałem w piątek po tym jak odbyła orientację ds wszystkiego i razem poszliśmy do Osu Kannon znaleźć przejściówki do zasilania jej komputera.
By pokazać im japoński festiwal, a również by samemu zobaczyć jeden ze słynniejszych co się co 5 lat odbywa, zaprosiłem ich i jeszcze parę osób na sobotę na wycieczkę na festiwal w Handzie.
Jest on słynny z 31 odświętnych powozów (dashi, 山車) które są używane w jego trakcie, co jest liczbą dużą jak na festiwale japońskie.


Powozy w rzadku


My przed powozami

W końcu pojechaliśmy w czwórkę, jeszcze z Mandarem. Byliśmy w Handzie po południu, przyjechalismy pociągiem wypełnionym po brzegi ludźmi, to naprawdę znany festiwal, tak że musieliśmy parę minut poczekać aż mogliśmy wyjść ze stacji. Akurat się załapaliśmy na czas gdy powozy wjeżdżały na główny plac festiwalu, a że robiły to powolnie, spokojnie obejrzeliśmy po drodze parę z nich oraz standardowe budki festiwalowe, jak również zjedliśmy coś zanim udaliśmy się na centralny plac. Niestety, wszystko odbywało się strasznie wolno, więc byliśmy trochę znudzeni. Obejrzeliśmy jak parę lalek na powozach robi przedstawienia, odpoczeliśmy i poszliśmy zwiedzać Handę. Niestety, do zwiedzania jest tam bardzo niewiele, główna atrakcja to stara ceglana fabryka piwa marki Kabuto, która ... cóż, wygląda jak zwykła późno 20-wieczna ceglana fabryka, ale tutaj jest ewenementem.
Po fabryce, pewnej dozie błądzenia i obejrzeniu paru grup na jednej ze scen nadszedł w końcu wieczór i mogliśmy zobaczyć powozy obwieszone lampionami, procesje z lampionami oraz łódki, również z lampionami. Jednak już ogni sztucznych się nie doczekaliśmy, byliśmy zbyt znużeni, więc wróciliśmy.
Ogólnie festiwal był niestety nudny, tylko powozy i lampiony, może i dużo ale w miarę standardowe. Inne festiwale, np ten w Tejikarze (ogniowy) były znacznie lepsze. Z drugiej strony, to byl dobry pierwszy festiwal dla kogoś kto dopiero co przyjechał do Japonii.
Niedzielę spędziłem z Moniką, walcząc z jej komputerem (naprawdę nie wiedziałem że może być tak trudno znaleźć miejsce z którego można się do netu podłączyć), i pokazując jej okolice.
Niestety, trochę mi akademika brakuje, tego że zawsze można było zejść do lobby, usiąść nawet czytając tylko książkę, i pogadać z innymi. Teoretycznie jest tutaj Mandar i Shohruh, ale to nie to samo ...

2007年10月07日 - Festiwal w Handzie

Sunday, September 30, 2007

Nowe mieszkanko

Chyba czas zamieścić parę zdjęć mojego mieszkanka:

Nowe Mieszkanko


To jeszcze jest faza wstępna, muszę jeszczepowieśić parę wieszaków itp, rozładować bałagan, ale meble i lodówka już są.
Parapetówkę planuję na wtorek, zobaczymy ile osób się mieści w 24m...

Z inych wiadomości, kupiłem bilet na święta do Polski, Finnair (107.500Y). Będę w Polsce od 23 Grudnia pewnie do 4-6 Stycznia. By przy okazji trochę zwiedzić przylatuję do Wilna, zwiedzam miasto (22), i jadę do Wawy, a odlatuję z Monachium.

Saturday, September 22, 2007

Ostatnie dni w akademiku

Dziś zaczyna się mój ostatni tydzień w akademiku, w następny piątek muszę się już wyprowadzić. Przeprowadzam się do dzielnicy Tenpaku, nieco dalszej od uniwersytetu i centrum, do małego mieszkanka (24 m2). Głównym powodem wyboru tego miejsca była cena (25.000Y/miesiąc, uznawane za tanie), oraz fakt że sporo znajomych tam będzie mieszkało - Mandar, Szohroh(Uzbekistan) i, właśnie się dowiedziałem, fajna dziewczyna Li z Chin.
Jutro zaczynam przeprowadzkę rzeczy, kupuję też od Nicolasa, znajomego francuza, lodówkę, no i poza tym zamierzam kupić jeszcze stolik i szafkę na książki. Jako że zamierzam mieszkać "japanese style", zamiast łóżka kupuję tylko skłądany futon.
Ciekawie rozwiązane są tutaj agencje nieruchomości - są to ogromne sieci które, oprócz pośrednictwa, sprzedaży i wynajem, zajmują się też całkowitym zarządzaniem nieruchomościami. Mini Mini (moja agencja) wyremontowała mieszkanie, zajmuje się obsługą techniczną, jak również pobiera ode mnie czynsz.
W laboratorium przygotowuję już aplikację na studia doktoranckie, a za tydzień jest moja tura w Rinko - wspólnym czytaniu podręcznika (angielskiego). Muszę zrozumieć mój rozdział, co nie jest problemem bo jest po angielsku a temat to FFT - Fast Fourier Transform, dobrze mi znany, włącznie z implementacją algorytmu na procesory sygnałowe, no i wytłumaczyć go japońsku Japończykom ... gdzie widzę ... pewien problem. No ale się postaram.
Krystalizują się plany przyjazdu na Święta do Polski, należy się mnie spodziewać jakoś tak między 20 Grudnia a 7 Stycznia, ale jeszcze biletu nie kupiłem, jeżeli się da zamierzam po drodze jeszcze jakieś miasto zwiedzić. Jakie? Zależy jak wyjdzie.
To będzie tyle na dziś, sorry że tak długo bez odzewu, no ale za dużo ostatnio nie jeździłem.

Sunday, September 9, 2007

Kolejny tydzień - bez większych wydażeń

Kolejny tydzień minął, bez większych wydarzeń.
Dziś mieliśmy pojechać na wyspę przy ujściu zatoki Nagojskiej, ale w końcu reszta zrezygnowała, więc zostałem w domu, sprzątając, czytając itp.
Skończyły się oficjalnie wakacje w moim laboratorium, więc znów mam seminaria, w czwartek i piątek, prezentacje, oraz czytanie dwóch książek, o teorii komunikacji i cyfrowym przetwarzaniu sygnałów.
W grudniu jest Nihongo Nouryoku Shiken, egzamin państwowy z japońkiego. W sobote pojechałem kupić aplikację na niego w Maruzen, największej księgarni w Nagoi.
Pod koniec miesiąca muszę się przeprowadzić (przyjeżdża nowa partia obcokrajowców którzy mają pierwszeństwo w przyznawaniu akademika), moje nowe lokum jest dalej od centrum, ale w miarętanie i w budynku w którym będzie mieszkać 2 moich znajomych.
W środę poszliśmy z Borysem i jego znajomym przybyłym z NIemiec na karaoke, żeby zapoznać go z tą rozrywką. Wychodzi na to że co tydień jestem na karaoke! Nie żebym narzekał, lubię tą rozrywkę, teksty niektóych piosenek znam już prawie nia pamięć.
W piątek poszliśmy całym laboratorium na nomihoudai(all-you-can-drink), 2 godziny jedzenia zagryzek i picia głownie piwa, lecz nie tylko, razem. Jest to zwykła rzecz w japońskich firmach i laboratoriach - co pewien czas wszyscy muszą razem pójść pić i najlepiej się upić ... jest to napewno ciekawy zwyczaj.

Monday, September 3, 2007

Niedziela w Osace

Za tydzień kończy się ważność biletów juuhachi-kippu, których miałem jeszcze 3, więc w niedzielę pojechałem używając jednego z nich na jeden dzień do Osaki. Udałem się tam szlakiem dobrze znanym z wypraw do Kyoto - 5:52 pociąg ze stacji Nagoya, przesiadka w Ogaki, i przez Kyoto do Osaki. Byłem na miejscu (dokładniej stacja Osaka-jo koen - Park Zamkowy) koło 9.
Zacząłem zwiedzanie od zamku, bo to chyba najsłynniejsza rzecz w Osace. Od razu zaskoczyły mnie spore grupki dziewczyn z plakietkami, chcącymi kupić bilety na koncert czy coś który był w pobliskiej hali (teren zamku to teraz park, zawierający również obiekty sportowe). Najpierw myślałem że one bilety sprzedają zamiast kupować ,ale to nie Polska.
Kolejnym zaskoczeniem, gdy przechodziłem się po parku, były jeszcze pozostałe barierki na poboczach dróg. Zupełnie zapomniałem że tego samego dnia było zakończenie mistrzostw lekkoatletycznych i chyba po biegu/chodzie/sztafecie tor dookoła zamku pozostał.
Zamek w Osace, mimo że historycznie bardzo słynny, jedyny z wielkich zamków który doczekał się prawdziwego oblężenia, został odbudowany w betonie w latach 30(trochę przed wojną), po paru ogromnych pożarach, ostatni pod koniec shogunatu Tokugawów(lata 1860te) gdy obrońcy (pro-shogun) stwierdzili że raczej spalą zamek niż oddadzą go w ręce postępowców. Na zewnątrz wygląda ładnie, ale w środku to tylko betonowe wnętrze.
To betonowe wnętrze zawierało jednak bardzo ładną wystawę o Toyotomim Hideyoshim, pierwszym budowniczym zamku, zjednoczycielu całej Japonii (choć on tylko zakończył co Oda Nobunaga zaczął). Ja ogólnie lubię Hideyoshiego, jest to postać bardzo barwna, syn chłopa któr został faktycznym władcą całej Japonii ... (z tytułem taiko, za niskie miał pochodzenie na shoguna). Druga część wystawy była o czasie po jego śmierci, oblężeniu 1614 roku i wojnie 1615 roku, kiedy syn Hideyoshiego był ostatecznie pokonywany przez Tokugawów (decydująca bitwa była w 1600 pod Sekigaharą, w 1615 dokańczają tylko robotę zdobywając Osakę, bastion Toyotomich).
Następnie udałem się do nowego muzeum historycznego Osaki, by się trochę więcej dowiedzieć o historii miasta. Osaka ciągnie swoją genealogię od pałącu Naniwa, stolicy Japonii w 6 wieku, istniejącym do 8 wieku. Jednak w tamtym czasie po śmierci cesarza pałac generalnie palono, a nowy cesarz budował kolejny(tradycja Shinto), ten również został w miarę szybko opuszczony (mimo że miasto przeżyło śmierć władcy) i została po nim tylko świątynia - Shitennouji, pierwsza świątynia buddyjska w Japonii. Okoliczne teren zawsze były zasiedlone, jednak tak naprawdę Osaka zaczęła się od śwątyni Nishi Honganji sekty Jodoshinshu w 16 wieku. Ta sekta została pokonana przez Odę Nobunagę i na miejscu świątyni Toyotomi Hideyoshi(wtedy jego wasal) zbudował swój zamek (miejsce strategicznie położone, wrota na morze wewnętrzne). Od zamku zaczęło się prawdziwe miasto, które w erze Edo stało się prawdziwą potęgą handlowo-przemysłową, pełną ruchliwych kanałów.
Po muzeum nastepnym punktem była już wspomniana świątynia Shitennouji, popularnie zwana Tennouji. Mimo że jest najstarsza w Japonii, to budynki nie przetrwały upływu czasu, były wielokrotnie palone, a ostatnia rekonstrukcja jest z okresu po wojnie. Została założona przez księcia Shotoku, wielkiego promotora Buddyzmu, człowieka który ukuł nazwę Nihon na Japonię(znaczy Japonia po japońsku), i ogólnie niesamowicie słynną i pozytywną postać w historii Japonii, dosłownie książę z bajki.
Ostatnim punktem było oczywiście centrum miasta, arkady handlowe, Amerika-mura(modne arkady handlowe z ciuchami "amerykańskimi") itp., no i w końcu wieczorem powrót.
Muszę powiedzieć że było lepiej niż sądziłęm, myślałem że w Osace nic nie ma do zwiedzania, co nie okazało się prawdą, w grunice rzeczy jeszcze jeden dzień by się przydał na zwiedzanie. Dowiedziałem się dość dużo ciekawych faktów o historii tego miejsca, a ta mnie zawsze interesuje, szczególnie że Osaka była przez parę lat faktyczną stolicą Japonii.

2007年9月02日 - Jeden dzien w Osace

Monday, August 20, 2007

Comike

W piątek naszym głównym punktem programu był Comike, Comic Market, który odbywał się w centrum konferencyjnym Big Sight w Odaibie, Tokyo.


centrum konferencyjne Big Sight. Niektórym może się wydać znajome z niektórych anime ...

Jest to jedna z największych jeżeli nie największa impreza typu konwentowego na świecie. W ciągu 3 dni pół miliona Japończyków przewija się przez ogromne hale Big Sight w celu kupowania Doujinshi, amatorskiej mangi, anime i gier, w dużej części erotycznych, dość często podczepiających się do znanych serii (np. doujinshi Harry Potter). Pojechaliśmy tam nową kolejką typu nadziemnego, na wiaduktach, cała ta dzielnica jest nowa i zaprojektowana od zera. Ludzie na stacji zdziwili nas, bo kazali nam iść w kierunku przeciwnym do tego w którym było centrum (jego odwrócone piramidy wyraźnie widoczne), okazało się że kolejka ma ponad kilometr i prowadzili nas na jej koniec. Mimo to szybko się poruszała, tak że po 30 min bylismy już w środku. Rzeczywiście, tłumy były niewyobrażalne, szczególnie na korytarzach (też ogromnych, dostosowanych do takich imprez) panował straszny zaduch. Na szczeście same sale, 3, każda wielkości boiska do piłki nożnej, były bardzo wysokie i przewiewne.
Przeszliśmy przez salę poświęconą doujinshi erotycznemu (tzn bardziej niż średni doujinshi), grom (głównie RPG i eroge, erotic game) oraz muzyce. Sala, nie powiem, była ciekawa, było się z czego pośmiać, niektóre filmy i gry były interesujące. Ja kupiłem 2 gry, jedną bijatykę ala Street Fighter, tylko między uczennicami, a drugi jakis RPG, Quaternion, który po 10 minutach naciskania skip by przejść kolejne plansze opowieści okazał się prostą nawalanką.
Druga sala miała głównie doujinshi powiązane z profesjonalnymi mangami i książkami (np. doujinshi Harry Potter), choć nie brakło też erotycznych.
Trzecia była dla tuzów światka doujinshi, ustawionych, znanych kół, takich jak Typemoon czy Nitro+. Tam było dużo merchandise'u (koszuki itp), wiele naprawdę profesjonalnych gier i filmów, część z tych grup miała też swoje anime w telewizji. Parę tytułów wpadło mi w oko, ale na gry nie mam czasu, a więc cóż ...


Cosplayerki i my

W międzyczasie udaliśmy się też na plac cosplayowców, osób przebierających się za bohaterów książki/mangi/anime. Były ich tłumy, lepiej i gorzej przebrani, za postaci które znam i których nie znałem. Zdjęć swoim aparatem niestety nie zrobiłem - bo był cały czas zaciety, a na te od Cezarego trzeba poczekać... Chyba złapali nas też reporterzy z Asahi shinbun (gazeta), bo Gosia mówi że byliśmy na pierwszej stronie wydania Tokijskiego nastepnego dnia, choć nie wiem na 100%.
Cała impreza skończyła się o 17. Było to bardzo ciekawe doświadczenie, choć summa sumarum kupiłem tylko te dwie gry. Trzeba było przynajmniej kupić jeszcze doujinshi Pottera ...
Wieczorkiem poszliśmy jeszcze obejrzeć panoramę Tokyo z gmachu Fuji TV i do Ooedo onsen monogatari. Jest to onsen, gorące źródła(tu trochę udawanych bo ze studni głębinowych pompują), zrobiony tak by przypominał onseny z przed 200 laty. Jest ulica a la era Edo, wszyscy noszą yukaty(letnie kimona), można zjeść tradycyjne potrawy i kupić tradycyjne to i owo, no i oczywiście jest to też pełen onsen z wieloma basenami, łaźniami, masażem itp. Jak ktoś jedzie na dłuźej do Tokyo to naprawdę polecam.

2007年8月17日 - Komike - Comic market w Tokyo

Góra Fuji

Edit' zdjęcia Cezarego dodane

Na środę i czwartek mieliśmy zaplanowaną wspinaczkę na Fuji-san(3,776m npm). Z Sendai do Tokyo przyjechał Cezary, i w trójkę (z Gosią) pojechaliśmy pociągiem do Fujiyoshida(800m npm), z którego to miasta zaczyna się szalk Yoshidaguchi na szczyt, najdłuższy i najstarszy.
Po dłuugich przygotowaniach, zakupach pitnych i żywnościowych, porządnym obiedzie itp., w końcu wyruszyliśmy w drogę około 14. Pierwszym przystankiem był chram Sengen-jinja, w którym tradycyjnie modlili się wszyscy japończycy udający się na wspinaczkę na górę Fuji(dziś startują z piątej stacji 1600m wyżej).


Sengen-jinja

Udaliśmy się w drogę. Prawie nikogo nie spotykaliśmy, ten szlak jest teraz bardzo żadko uczęszczany, ale ładny. Aż do Umagaeshi - miejsca gdzie tradycyjnie zostawiało się konie, 1350m, pochyłość nie była zbyt duża, choć pociliśmy się na tyle że zdjeliśmy koszuki. Dopiero od pierwszej stacji wyraźnie zaczęliśmy się wspinać na razie cały czas w lesie.


Stacja 2

Stacje od pierwszej do czwartej były puste i butwiejące, jak mówiłem teraz mało kto tędy chodzi, ale to miało swój urok. Dotarliśmy do piątej stacji już po zmroku. Ta była zamieszkana więc urządziliśmy sobie długi popas, z zupą udon w wersji regionalnej(w moim przypadku) itp. Spotkaliśmy też Sarah z Anglii, która stwierdziła że się do nas przyłączy. Mieliśmy się też przespać, ale jako że nasze tępo było wolnawe trzeba było iść (nie wspomniałem, naszym celem było zobaczenie świtu ze szczytu Fuji, mieliśmy w tym celu latarki czołowe do wspinaczki).
Ponad piątą stacją kończył się las, zaczynały skały a szlak łączył się z szlakiem Kawaguchiko(tym dla leniwych), więc wpadliśmy od razu w potok ludzi. Od tej pory co parę metrów były kolejne schroniska, a jak się patrzyło w dół widać było rzekę światełek idących do góry. Po paru godzinach Sarah wymiękła, a około 2 Gosia też powiedziała że ma dość i idzie spać do schroniska, więc w końcu ostaliśmy się tylko ja i Cezary. Ostatnie podejście było naprawdę trudne. My już ostro zmęczeni (od dobrych 12 godzin się wspinamy), śpiący, noc, zimno(było ok 5 stopni i wiatr), tłum ludzi, a dodatkowo niskie cisnienie do którego nie byliśmy przyzwyczajeni więc problemy z oddychaniem. W pewnym momencie to już jak zombie szedłem, noga za nogą na osobą przede mną, mijając tch którzy odpadli podrodze. Na szczęście mieliśmy butelki z tlenem, wdychanie w czasie popasów trochę pomagało.
Dotarliśmy pod sam szczyt dokładnie przed wschodem słońca, i z tamtąd go obejrzeliśmy. Na szczyt nie sposób było się dostać bo tłum był za duży, około 4000 osób przyszło obejrzeć. Oglądanie wschodu słońca ze szczytu Fuji jest słynne w Japonii, ma nawet specjalną własną nazwę(której sobie akurat nie przypominam).
Po paru fotkach, zobaczeniu szczytu i krateru, zaczeliśmy iść w dół. W świetle słońca Fuji to zupełnie inna góra, rozciągały się wspaniałe widoki w dół. Wybraliśmy do zejścia inną drogę, szlak Sumabashiri, podobno najszybszy do zchodzenia i ... potem naprawdę klęliśmy. Rzeczywiście jest szybka - to żleb pełen pyłu wulkanicznego, bardziej się zjeżdżało niż schodziło, tylko trzeba było uważać na kamienie. Oczywiście wywaliłem się parę razy, a wszystko mieliśmy strasznie zapylone, szczególnie buty, które sobie ostro przez to zejście zjechałem.
Na dole(dochodząc do piątej stacji i biorąc autobus na dół) rozwalilśmy się na brzegu pobliskiego jeziora (jednego z pięciu jezior Fuji,Yamanaka) i poszliśmy spać. Obudziły nas po paru godzinach gromy w górach, ale chyba jeszcze nie do końca kojarzyliśmy po śnie bo jakoś nie przyszło nam do głowy że będą zaraz i u nas, czego rezultatem było dokładne przemoczenie wszystkiego co miałem.
Po tych przygodach wróciliśmy do Tokyo i po kąpieli zapadłem w głęboki sen.
Gosia natomiast obudziła się rana i spokojnie weszła na szczyt, gdzie ponownie spotkała Sarę, a następnie razem wróciły do Tokyo. Spotkaliśmy się kolejnego dnia.
2007年8月15日 - Wspinaczka na gore Fuji

Sunday, August 19, 2007

Dzień w Tokyo

W poniedziałek wieczorem pojechałem nocnym autobusem do Tokyo, tak że byłem tam koło 6 rano. Pierwszym punktem planu był największy targ rybny na świecie w Tsukiji. Umówiłem się tam z Gosią by razem zwiedzać ale w końcu się nie udało. Targ przytłacza ogromem oraz żywością. Małe elektryczne samochodziki, ludzie z wózkami pełnymi styropianów z rybami, śmigają wszędzie, na lodzie i w pudełkach setki ryb i produktów morskich, czasem małych, a czasem olbrzymich. Ale widać też wpłw turystyki. Ten targ jest w każdym przewodniku po Tokyo więc w części sklepowiej jest sporo sklepów nakierowanych na tursytów.



Drugim punktem programu była świątynia Sensouji w Asakusie, najsłynniejsza w Tokyo, choć prawdę mówiąc nie jestem do końca pewien dlaczego. Jest oczywiście duża, ma wielki pasaż handlowy przed sobą, no ale odbudowywana po wojnie.
Trzecim był Park Ueno, pierwszy oficjalny park publiczny stworzony w erze Meiji (od 1863 roku, gwałtowne unowocześnianie Japonii), z wieloma muzeami, paroma świątynkami, zoo ... w wiekszości Gosia zwiedziła go jednak sama, bo ja próbowałem kupić bilety autobusowe na kolejny dzień do Fujiyoshida u podnóża góry Fuji(bezskutecznie, wykupione wszystkie).
W końcu pojechaliśmy do Ahihabary, dzielnicy słynnej z taniej elektroniki, sklepów z mangami, anime, figurkami i wszystkim związanym z tego typu hobby. Pierwszym sklepem do którego weszliśmy okazał się sklep z figurkami. Myslałem że to jedno piętro figurek i coś inego wyżej, ale to były 7 piętra figurek ... nie że nieładnych, ale ile...
Znalazłem też w końcu pierwszy sklep RPG(przypadkiem, szukając manga cafe)! Miał w cale niezły wybór, japoński/angielski pół na pół, jak i miejsca do grania. Niestety trochę od Nagoi daleko.

Nagashima Spaland Amusement Park

W poniedziałek(13) udaliśmy się z Beatą i Piotrkiem do parku rozrywki Nagashima Spaland. Beata napomniała że chciałaby do jakiegoś pójść, a po krótkich poszukiwaniach w necie okazało się że oto mamy ten duży park tuż przed nosem, a dokładniej 40 min autobusem ekspresowym od stacji Nagoya.
Cały park zawiera onsen, część wodną oraz kolejkową, ale my kupiliśmy bilet tylko na kolejki. Ogółem było ich około dziesięciu, plus pomniejsze atrakcje, co jest w cale niezłym wynikiem. Największą jest Steel Dragon 2000, podobno najdłuższa kolejka górska na świecie(ile metrów nie wiem, ale spokojnie ponad kilometr) i trzecia najwyższa (93m), ale parę innych też jest bardzo dużych. Nam najbardziej podobał się właśnie ten Smoczek, ale tuż za nim ... White Tornado? czy jakoś tak, bardzo duża kolejka drewniana, strasznie trzęsąca na boki i tradycyjna, ale fajna. Beata i Piotrek trochę źle trawili bardziej zaawansowane kolejki z pętlami, spadaniem pionowym itp. , ale może to ozancza że po prostu ja się do nich za bardzo przyzwyczaiłem w USA...
Zaskoczyły nas krótkie kolejki do kolejek górskich, w większości staliśmy może po 10, 15 min, co biorąc pod uwagę że to był Obon, święto państwowe, nas trochę zdziwiło, ale bynajmniej nie zasmuciło.


Bardzo mokra kolejka(my juz po)

Do 4 objechaliśmy wszystkie główne atrakcje, a jako że Beata i Piotr powiedzieli nie ponownej przejażdżce Smoczkiem, wróciliśmy.

Kyoto z Gosią

W zeszłą sobotę i niedzielę (11-12 Sierpnia) pojechałem do Kyoto by trochę pozwiedzać z Gosią. Dojazd oczywiście używając Juuhachikippu - 2300Y za jeden dzień jazdy pociągami JR(kolei państwowych). To nie był Gosi pierwszy dzień w Kyoto, więc już część zwiedziła, ale okazało się że Złotego Pawilonu (Kinkakuji) jeszcze nie, więc po obejrzeniu jak suszą umeboshi, suszone, kiszone śliwki, w jednej ze świątyń, skierowaliśmy się tam.
Jak za pierwszym razem miejsce to nie za bardzo mi się podobało, za dużo obcokrajowców (prawie wyłącznie), poza tym sam pawilon jest taki sobie, tylko że pokryty złotem. Dodatkowo było strasznie upalnie, no i aparat nie chciał działać... jest to jednak żelazny punkt zwiedzania Kyoto, więc trzeba.
Jako że było strasznie upalnie nasze tępo zwiedzania było bardzo wolne, ciągle uciekaliśmy do restauracji i miejsc odpoczynku, ale zwiedziliśmy jeszcze świątynię Ryouanji, słynną z ogrodu skalnego w którym z żadnego miejsca werandy nie można zobaczyć wszystkich 15 kamieni ogrodu, a tylko 14 (15 oznacza doskonałość w Zen), oraz Ninnaji, dużą świątynię z ładnymi malunkami i piękną pagodą, jak również ładnym ogrodem skalnym, którą jednak jakoś tłum turystów omija.
W końcu pojechaliśmy na drugą stronę miasta by zobaczyć Sanjusangendo, jedną ze słynniejszych świątyń bo jest to bardzo długi pawilon(33 przestrzenie między słupami, stąd nazwa, pawilon 33 łuków) w którym ustawiono 1000 posągów boddhisatvy Kannona, boddhisatvy współczucia, plus posągi bogów opiekuńczych. Bardzo ciekawa świątynia, dodatkowo połączona z historią Miyamoto Musashiego, słynnego 17-wiecznego szermierza, który przy tej świątyni pokonał mistrza słynnej szkoły walki mieczem Yoshioka.
W końcu, po piątej, pojechaliśmy do pobliskiego Fushimi by obejrzeć chram Fushimi Inari, największą świątynię bogini Inari, odpowiedzialnej za dobre plony i powodzenie w biznesie, której symbolem jest lis, a ta akurat świątynia słynna jest z wielokilometrowej drogi przez góry w całości prawie pokrytej rzędem toori, każdy od jakiegoś darczyńcy. Całości drogi nie przeszliśmy, po kilometrze zawróciliśmy.

W niedzielę natomiast, by uciec przed upałem, pojechaliśmy do Enryaku-ji na górze Hiei. Góra Hiei jest tuż przy Kyoto (pojechaliśmy na nią koleją a potem kolejką linową), zbudowano na niejpod koniec VIII wieku klasztor (tuż przed budową Kyoto), by chronił nową stolicę od złych mocy napływających z kierunku północno-wschodniego (który był uznawany za źródło wielu klęsk i demonów). Był to klasztor sekty Tendai (założycielowi udało się zdobyć wpływy na dworze), pierwszej sekty z odłamu buddyzmu mahayany, i większość założycieli późniejszych sekt tutaj też pobierała nauki.
Klasztor był przez wieki słynny jak wielkie centrum religijne, z czasem urósł w siłę również polityczną i militarną. Klasztor miał w 16 wieku, wieku wojen w Japonii, armię idącą w dziesiątki tysięcy, aż w końcu w 1571 przyszedł Oda Nobunaga, pokonał mnichów i spalił wszystkie świątynie(wtedy było ich tam już setki) do ziemi.
Teraz jest w Enryaku-ji około kilkudziesięciu świątyń, położonych w malowniczym lesie w górach. Widać też było że są to aktywne świątynie, w czasie naszego zwiedzania odbywały się tu i ówdzie obrządki, a w głownej świątyni kapłan opowiadał o całej historii przybytku, jak również zasadach sekty Tendai(po japońsku tylko ...), m.in. że w Tendai człowiek jest uznawany za równego buddom, więc statuy budd i boddhisatvów są ustawiane na wysokości oczu, choć oddzielone rowem, który człowiek musi przejść by stać się buddą. Była to bardzo przyjemna wycieczka.

Wednesday, August 8, 2007

Wycieczka w do Matsumoto i w góry

W zeszły weekend (4-5 sierpnia) pojechaliśmy z Gosią, Karoliną i Piotrkiem na wycieczkę w góry, zwane Japońskimi alpami. Najpierw udaliśmy się do Matsumoto(松本), znanego z zamku, jednego z 4 zamków zbudowanych jeszcze w erze wojen (XVI wiek) które dotrwały do obecnych czasów. Mieliśmy jechać autobusem, ale że nie było już miejsc pojechaliśmy pociągami lokalnymi używając tzw. juuhachikippu, taniego biletu letniego na linie lokalne.
W Matsumoto zwiedziliśmy zamek razem z Sarą, miłą przewodniczką-ochotniczką pół-japonką pół-amerykanką, ulicę Kaeru-michi(蛙道, żabia ulica, ale to zabawa słowna na to że można na tej ulicy kupować (買える,kaeru) i potem wrócić do domu (帰る,kaeru)) oraz zjedliśmy lokalną sobę(makaron).


Zamek

Wieczorem okazało się że jest stulecie nadania praw miejskich i mieli z tego powodu ogromny festiwal którego główną częścią było olbrzymie bon-odori - prosty taniec grupowy, z tymże że na całe centrum miasta - głośniki wszędzie i tysiące tańczących na ulicach. Bardzo fajnie to wyglądało, każda firma, szkoła, organizacja miała własną grupkę, Gosia się na chwilę podłączyła do szkoły angielskiego.


Bon odori, grupa JR (koleje)

Wieczorkiem pojechaliśmy na camping pod Matsumoto, gdzie przenocowaliśmy. Bardzo ładny, nad rzeką, z strumyczkiem przez środek i ofuro gdzie można było się przyjemnie po japońsku wykąpać. Zerwaliśmy się jeszcze przed świtem, spakowaliśmy i chcielismy dojechać w góry (Matsumoto jest w dolinie) pociągiem i autobusem, ale się spóźnilismy na pociąg. Okazało się to nie takie złe, bo stopa złapalismy tylko po 10 min, a małżeństwo z którym pojechalismy było bardzo miłe i prawdę mówiąc dojechalismy szybciej i taniej niż planowaliśmy.
Dotarliśmy do Kamikochi(上高地), 1500m, miejsca startowego szlaków w Alpach Japońskich. Od razu spodobały mi się te góry, zielone, CHŁODNE, piękne rzeczki i jeziora (po drodze było parę elektrowni wodnych), ładne góry, wszędzie onseny ... czego chcieć więcej? Oczywiście chcieliśmy wejść na najwyższy szczyt, Okuhodakadake(奥穂高岳),3190m, ale wyszło że zabrałoby to zbyt dużo czasu, a musieliśmy zacząć wracać o 4 po południu by dostać się do Nagoi, więc wybraliśmy Yakedake(焼岳),2455m.
Najpierw podejście było bardzo spokojne, trzeba było przemaszerować do podnóży górki i wejść na brzeg żlebu biegnącego w górę. Potem pod koniec żlebu zaczęło być naprawdę stromo, w wielu miejscach były po prostu przymocowane drabiny, najwyższa z 15m. Gdy doszliśmy do chatki górskiej(500Y za pół litra wody! zdzierstwo!) byliśmy naprawdę wyczerpani. Drugi etap wędrówki, z chatki na szczyt, był już ponad lasami, stromy ale przynajmniej dla mnie łatwiejszy bo nie pędziłem tak szybko. W czasie tego podejścia zrozumiałem znaczenie nazwy szczytu. Yakedake można przetłumaczyć jako pieczony szczyt. Jest tak nazwany ponieważ poniżej szczytu jest wiele szczelin z któych wydostaje się ciepła para pełna siarki, szybko zmieniająca się w chmurki, przez co przy dobrym wietrze wygląda jakby szczyt był pieczony. Widoki ze szczytu i z pod szczytu były naprawdę wspaniałe.


Widok w dół, już niedaleko szczytu


Na szczycie

Z powrotem okazało się że są problemy. Czasy zejścia na mapie były niedoszacowane, więc lepdwie zdążyliśmy na autobus i nie zobaczyliśmy paru lokalnych ciekawych miejsc w Kamikochi.
Ogólnie była to wycieczka bardzo udana, ale powtórzę dopiero po wizycie na Fujisan. Z myślą o Fuji kupiłem laskę podróżną z stęplami Kamikochi. Po drodze na Fuji można ją podbijać w każdej z chatek odpowiednimi stęplami.

2007年8月05日ー6日 - Matsumoto i Alpy Japonskie

Monday, August 6, 2007

Wycieczka z laboratorium w okolice góry Fuji

W zeszłą środę i czwartek (1,2 sierpnia) pojechałem na wycieczkę razem z moim laboratorium w okolice Fuji-san. Nie jest to tutaj nic dziwnego, każde laboratorium ma 1 - 2 wycieczki rocznie. Jechaliśmy samochodami, 5 w tym jeden wypożyczony na tą okazję, oprócz większości laboratorium była też rodzina Yamazato-sensei, zastępcy profesora. Po zebraniu się w laboratorium zgadnijcie co było pierwszą rzeczą którą zrobiliśmy? Odpowiedź na końcu posta.
Podróż w okolicę góry odbyła się w stylu japońskim - co 100 km odpoczynek i czekanie na inne samochody. Pierwszy punkt programu - oczywiście obiad w już wybranej restauracji (z czasopisma podróżniczego) w której serwowali lokalną wersję yakisoby(makaron smażony z warzywami i mięsem, polany sosem, w okolicach Fuji-san makaron aldente) w wersji zrób-to-sam, czyli dostaliśmy składniki i smażyliśmy na dużych płytach elektrycznych po środku stołu.
Kolejnym punktem była świątynia Fujinomiya Hongu, główna świątynia Fuji-san jako boga Shinto, a trzecim wizyta w parku rozrywki - farmie, w któym można było kupić PRAWDZIWE lody śmietankowe, PRAWDZIWE mleko, oczywiście wszystko za "rozsądną" cenę. Park nie był źle zrobiony, oprócz możliwości dotykania różnych zwierzątek, dojenia krowy i oglądania kwiatków była jeszcze ciekawa wioska mongolska (mongolia stała się popularna w Japonii odkąd obu yokozunów jest mongołami, można tam było wynając nocleg) oraz las hamakowy. Las był naprawdę fajny, cień, ożywcza bryza, zielona trawka, hamak ...


Wioska mongolska

Następnie udalismy się nad jedno z 5 jezior w okolicach Fuji by zobaczyć jej panoramę tak jak na banknocie 1000Y, i w końcu do hotelu.


Widok jak na banknocie

W hotelu mieliśmy pokoje w stylu japońskim, dla każdego była yukata, więc przebraliśmy się i po kąpieli w sento(łaźni) japońskiej na kolację. Na kolacji wyszła śmieszna rzecz, na bannerze powitalnym widniało imię Sugiura, dziewczyny która wszystko zorganizowała, zamiast nazwa laboratorium lub imię profesora, wszyscy mieli ubaw.


Zdjęcie przed kolacją

Po raz pierwszy jadłem kraby, nie są złe, ale trzeba się napracować by je zjeść. Muszę powiedzieć że paluszki krabowe nie są daleko w tyle za prawdziwym krabem.
Po kolacji do północy graliśmy w jednym z pokojów w Uno,w praktyce Makao ze specjalnymi kartami. Lubię karty, ale tak 4h w to samo, jeżeli to nie brydż ...
Z samego rana znów sento, potem połączone stawy w jednej z wiosek w okolicach góry, i obiad w tradycyjnej restauracji gdzie podawali sobę. Miejscowym specjałem była gruba soba, ale mi nie smakowała, bo cienka po zanurzeniu w sosie sojowym smakowała jak sos, czyli nieźle, ale gruba ... jak soba, czyli trochę bez smaku.
W końcu jako ostatni punkt pojechaliśmy do parku safari. Był mały, ale zrobił na mnie wrażenie. Dookoła wybiegów były siatki jak z Parku Jurajskiego, wieżyczki strażnicze i rozsuwane bramy ... same zwierzęta nieco śpiące, ale mimo to fajnie jak jeleń ci przed maskę samochodu wychodzi. Oczywiście napstrykałem sporo zdjęć.


Lwica na gałęzi

Na końcu pojechaliśmy jeszcze do paru sklepów kupić omiyage - souveniry, w Japonii jest zwyczaj przywożenia jedzeniowych souvenirów z kądkolwiek pojedziesz, i centrum handlowego outletów.
Ogólne wrażenia były bardzo dobre, choć takie zwiedzanie w grupie uważałem za nieco dziwne i marnujace czas, można by zobaczyć więcej.

2007年8月01日ー02日 - Lab trip w okolice Fuji


P.S. Zaczeliśmy od zsynchronizowania naszym aparatów fotograficznych :)

Toyohama Bream Festival

Prosze nie bijcie mnie za opóźnienia, ostatnio tyle się działo ... zacznę od miejsca w któym ostatnio skończyłem, jutro 2 duże eventy - wycieczka z laboratorium w okolice Fuji i druga z polakami w góry.
W niedzielę tydzień temu (29 lipca) pojechaliśmy z Gosią na festiwal w Toyohamie(豊浜), małej wiosce rybackiej na końcu przylądka Chita pod Nagoyą, trochę za Utsumi w którym byliśmy na plaży.
Pogoda była strasznie upalna, ale mimo tego pojechaliśmy zobaczyć ten festiwal słynny z tego że uczestnicy (jak zawsze, w grupach po miasteczku) noszą duże makiety leszczy.
Najpierw obejrzeliśmy znoszenie ryb na centralny plac, co było dość normalnie japońskie. Grupa japończyków nosi ciężkie coś - tu makieta ryby, towarzyszą im bębny oraz wózeczek z dużą ilością napojów, w większości alkocholowych. Po drodze się wygłupiają się trochę.
Druga cżeść, na głownym placu, była bardziej ciekawa. po kolei każda z ryb okrążała plac 3 razy (3 okrążenia symbolizują oczyszczenie), a potem udawała się do świątyni(przenośnej, na placu nie ma prawdziwej). Tylko małe rybki, noszone przez dzieci, się przedostawały, a duże rozbijały się o toori i zawracały. Nie jestem niestety pewnien co to oznaczało ... Co było ciekawe to to że te noszone ryby było bardzo trudno kontrolować, może za dużo ludzi na raz? Więc zawsze biegało paru uczestników przy ogonie próbując go odciągnąć od tłumu.
Obejrzeliśmy końcówkę małych rybek oraz dwie duże, ale potem mieliśmy już dość, więc na resztę dnia pojechaliśmy na plażę do Utsumi, gdzie ja już raz byłem w porze deszczowej.
Dopiero teraz zobaczyłem japońską plażę w pełnej okazałości, i się zdziwiłem. Pierwsza rzecz która wpadała w oczy to fakt że byli na niej praktycznie tylko młodzi ludzie. Dodatkowo ogólnie mówiąc wszyscy się doskonale prezentowali, praktycznie nie było brzydkich dziewczyn, większość miała piękną opaleniznę, a niektóre nawet makijaż! Nie mówię że nie było mile popatrzyć, ale to świadczy że tutaj plaża nie jest miejscem dla każdego, a raczej miejscem do prezentowania swej urody, co wydało mi się strasznie dziwne.

2007年7月29日 - Toyohama Bream festival z Gosia

Monday, July 30, 2007

Przeciąganie drąga w Ise-jingu i hanabi w Gifu

W sobotę udałem się z Gosią i Huanem do Ise-jingu, chramu Ise, najważniejszej świątyni Shinto w Japonii. Chodziło głownie o pokazanie chramu Gosi i Huanowi, ale również odbywała się w tym czasie ceremonia Okihiki (御木引き). Polega ona na przeciąganiu rzeką Isuzu(五十鈴), świętą rzeką przepływającą przez Ise, bali które będą w 2013 użyte do zbudowania nowych budynków świątynnych (stare są co 20 lat rozbierane). Ta ceremonia jest powtarzana dwa lata z rzędu przed każdą taką przebudową (czyli co 20 lat). Oczywiście dużo tego drewna tak ceremonialnie nie targają, każde z miasteczek jedne sanki z 3 balami, a miasteczek w Ise jest 4-5, każde reprezentowane przez koło setki mieszkańców.
Po przyjeździe zobaczyliśmy wczesne przeciąganie przez rzekę (było tak gorąco że samemu chciało mi się wskoczyć), potem zwiedziliśmy Oharai-machi, miasteczko pod Ise-jingu, w bardzo tradycyjnym stylu, pełne pamiątek, lokalnych specjałów itp., oraz samo Ise-jingu, by w końcu zobaczyć przeciąganie bali z rzeki do świątyni.
Po ceremonii pojechaliśmy do Gifu na ognie sztuczne. Tam na brzegu rzeki Nagara w zeszłą i najbliższą sobotę odbywają się największe ognie sztuczne w regionie, każde 30 000 wystrzałów. Ludzi były po prostu tłumy, znacznie więcej niż w Nagoi, ale też fajerwerki dłuższe i większe. Trudno było znaleźć miejsce, w obie strony szliśmy w ostrym tłumie. By trochę go uniknąć zjedliśmy kolację w barze okonomiyaki w jednej z bocznych uliczek (wyszło na to że w dzielnicy czerwonych latarni). Okonomiyaki to placki z dużą ilością wszystkiego polane sosem sojowym, Gifu ma specjalny własny typ (z selerem), jak każde miasto japońskie.

2007年7月28日 - Ise z Gosia i Hanabi w Gifu

Sunday, July 29, 2007

Hanabi-taikai (ognie sztuczne) w Nagoya-ko (port)

Wiem że piszę z dużym opóźnieniem, prawdę mówiąc czekałem na zdjęcia od Beaty, 
ale jako że już minął tydzień a zdjęć jak nie było tak nie ma ...
W zeszłą sobotę (21) były ognie sztuczne w porcie Nagoi. Puszczanie ogni sztucznych w lecie to japońska tradycja, obecnie co tydzień jest przynajmniej 10 hanabi w okolicy Nagoi. Wiele osób przychodzi na pokaz w yukatach, prostych letnich kimonach, więc my też postanowiliśmy założyć nasze. Ja poszedłem z Vitą, Aryoną i Hattori(tutor w akademiku), potem dołączyła do nas Beata, ale wielu znajomych się udało, części jednak nie spotkaliśmy.
Nagojskie ognie sztuczne miały być z okazji dnia morza (2 tygodnie temu), ale jako że padało cała impreza została przełożona. W dniu ogni również padało, więc większość eventów anulowano, lecz nie ognie sztuczne. Przybyliśmy do portu pod wieczór, na tyle wcześnie by przejść się między budkami z jedzeniem i obejrzeć ostatnie powozy z bębniarzami, a następnie udaliśmy się nad wodę by lepiej widzieć. Był ogromny tłum, spokojnie kilkadziesiąt tysięcy ludzi, ale to Japonia, więc wiadomo ...
Ognie były lepsze niż te które widziałem w Francji, bardzo ciekawe były fajerwerki o wymyślnych krztałtach, np. ośmiornicy, a ognie synchronizowane z muzyką (cały teren portu ma nagłośnienie) robiły wrażenie. Oczywiście z głośników oprócz muzyki leciały też nazwiska sponsorów kolejnych partii ogni, ale mi to zbytnio nie przeszkadzało. Łącznie ognie trwały koło godziny, a potem oczywiscie trudny powrót ... pozostaliśmy w porcie jeszcze godzinkę aż się rozładowało.
Muszę powiedzieć że o ile ogólnie mówiąc nie lubię jak się japonki ubierają, to yukaty są naprawdę ładne i zobaczenie razem tylu osób w nich robi wrażenie. Yukaty Vity, Aryony i Beaty tez wygladaly bardzo dobrze, moja niestety ... Coz, byla przymała (ale większej nie było), nie miałem pasujących butów geta(nie było moich rozmiarów) ... jakoś było, ale muszę trochę poszukać, może gdzieś są dostępne większe rozmiary.
Jak tylko dostanę zdjęcia Beaty zostaną one dołączone do albumu.

2007年7月22日 - Hanabi (ognie sztuczne) w Nagoya-ko (port)

Sunday, July 22, 2007

Sumo

W środę byłem z Borsem i Anne na Sumo. Prawdę mówiąc nie miałem tego w planach, ale wyszło że oni idą, a ja nie mam aż tak dużo do roboty tego dnia, więc ...
Jako że pojawiliśmy się późno nie mogliśmy kupić najtańszych biletów, więc zamiast 2800Y zapłaciliśmy 4700. Jakież było nasze zdumienie kiedy się okazało że te bilety są na siedzenia w ostatnim rzędzie. Borysowi i Anne się to nie spodobało, więc za ich namową zajeliśmy nielegalnie jeden z niższych boksów (tradycyjnie w Japonii sprzedaje się bilety na 4-osobowe boksy). Z jednej strony mieliśmy dobry widok, ale z drugiej strony na pewno byliśmy problemem dla kogoś - nikt sie o nasz boks nie upomniał mimo że wszystkie na tym poziomie zostały zajęte.
Jako że przyszliśmy późno zobaczyliśmy tylko ostatnie walki dywizji juuryou(十両, drugiej najlpeszej), ceremonię wejścia na ring rekishi(sumoków) z dywizji makuuchi(幕内, najwyższej) oraz yokozunów(横綱,najwyższa ranga w sumo, jest teraz dwóch, mongołowie), no i oczywiście walki makuuchi. Z jednej strony tylko mała część wszystkich odbywających się w jednym dniu (tych jest koło 200), ale te najciekawsze.
Jako że przygotowywałem prezentację o sumo, to tłumaczyłem wszystko Anne i Borysowi, a jest co łtumaczyć bo w Sumo jest dużo ceremonii.
Ogólnie mówiąc bawiłem się lepiej niż przed trzema laty, może dlatego że rozumiałem więcej z tego ci się działo? Sumo wcale nie jest takie nudne jak mi się poprzednio wydawało, poza tym jako że znałem nazwiska paru zawodników, a paru było z europy, to było kogo dopingować. Z Europejskich rekishi najsłynniejszy jest Kotooshu (Mahlyanov Kaloyan Stefanov), z Bułgarii. Jest Ozeki, 2 najwyższa ranga po Yokozunie, i jest słynny m.in. z tego że zawsze go sponsoruje właściciel marki jogurtów Burugaria (Bułgaria po japońsku), czyli na swoim paradnym kesho-mawashi (takim fartuszku który rekishi noszą przy ceremonii wejścia na ring) ma ich reklamę, no i sponsorują każdą jego walkę.
W dniu w któym my byliśmy, zarówno Kootoshu jak i oboje yokozuni wygrali walki swoje, więc nie widzieliśmy rzucania poduszkami które następuje jak yokozuna przegra :( .
Ogólnie był to bardzo dobrze spędzony czas.
2007年7月18日 - Sumo z Borysem i Anne

Monday, July 16, 2007

Długi weekend zwiedzania i kłopotów z pogodą

Ostatni weekend był długim weekendem ponieważ japończycy mają w 3 poniedziałek lipca święto morza, tzw. Umi no Hi(海の日).
Przed weekendem ogólny plan był by pozwiedzać trochę z Asią, przyjaciółką Beaty która przyjechała na 3 tygodnie, jednakże pogoda była przeciw nam. W sobotę mieliśmy pojechać na festiwal do pobliskiego miasteczka, ale taifun nadchodził, padało cały dzień i festiwal odwołano. Byliśmy w końcu jedynie na "Die Hard 4"(Szklana Półapka 4). W kinie się nieco zdziwiłem, ponieważ obcokrajowcy mieli ostrą zniżkę, płacili tyle co gimnazjaliści. Ogólnie film polecam, choć to zdecydowanie film akcji mający mało wspólnego z fizyką czy elektroniką.

W niedzielę według prognoz miał być tajfun do późnego popołudnia. Na szczeście skręcił, tak że tylko do jakiejś 6 rano padało, a potem pogoda wspaniała. Niestety tajfun złapał Shinkansen którym jechała Asia z Tokyo i przytrzymał ją 5 godzin pod górą Fuji (wylała rzeka), więc jak dojechała czasu było mało, zwiedziliśmy tylko dwie swiątynie, Ogatajinja(大県神社) i Tagatajinja(田県神社), pierwsza poświęcona bogini płodności Izanami a druga bogu płodności Izanagi. W obu były, ekhm, święte symbole, ale jeżeli chodzi o ich ilość to Tagatajinja wygrywała. Ogatajinja była za to ładniejsza, położona u podnóża gór, i miała też małe toori pod którym jeżeli się przeszło podobno stawało się płodnym.
Po świątynach poszliśmy jeszcze na sushi i automaty japońskie. Co do automatów, ja rozumiem gry, w Japonii jest parę bardzo fajnych, np. bębny taiko - super!, ale już na przykład elektroniczna ruletka albo elektroniczne wyścigi konne? Tu naprawdę przesada, uważam że prawdziwe są znacznie lepsze. Mają jeden bardzo fajny automat - robienie zdjęć. 2 częściowa budka, w pierwszej robisz sobie zdjęcia i wybierasz tła, w drugiej edytujesz potem, by w końcu wydrukować naklejki. Bardzo fajna zabawa.

2007年7月15日 - Swiatynie plodnosci, sushi i automaty


W poniedziałek z samego rana wstaliśmy, rowerami na stację(metro jeszcze nie kursowało, Beacie udało się mieć wywrotkę po drodze) i pojechaliśmy do Nary, do świątyni Byakugoji (poza głównymi atrakcjami turystycznymi Nary) by obejrzeć festiwal Emma Noude. Emma, albo Emma-ou, któremu świątynia była poświęcona, to król piekła w buddyźmie. Sama świątynia taka sobie, zdarzenia z wiązanie z festiwalem tez chotto ... , ale mimo to bylo ciekawie, szczególnie ze spotkaliśmy się tam z Alicją (tą z którą zwiedzałem w czasie zeszłego pobytu).
Następnie udaliśmy się do świątyni Fushimi-Inari Taisha, po drodze do Kyoto, dedykowanej bogowi pól uprawnych (Inari, symbol - lis). Mimo że padało świątynia zrobiła na nas ogromne wrażenie. To najważniejsza świątynia Inari, rozrzucona po całej górze, różne jej części połączone 4km ścieżką nad którą są ustawione tysiące toori.
W końcu jako ostatni punkt programu poszliśmy na Gion Matsuri w tradycyjnej dzielnicy Gion, Kyoto. Gion Matsuri to największy festiwal w Kyoto. Jego główny dzień to był wtorek, ale w poniedziałek też było wieczorem. Duża częśc ludzi przyszła w yukatach, co wyglądało niesamowicie. Głównym eventem było przedstawienie o bogu Susano-wo i jak zdobył święy miecz Kusanagi-no-Tsurugi. Bardzo żywe i ciekawe, choć dla nieco niezrozumiałe.
Wyszliśmy w trakcie by zdążyć na pociąg. Dopiero na stacji zobaczyliśmy wpływ porannego trzęsienia ziemi w Niigacie. Niigata jest daleko, więc wstrząsów nie było, ale rozkład pociągów został całkowicie rozregulowany, rzecz nie do pomyślenia w Japonii! Powrót zajął godzinę dłużej.

2007年7月16日 - Nara i Kyoto

Tuesday, July 10, 2007

Weekend bez większych niespodzianek

Raczej niestety nie ma co opowiadać o ostatnim tygodniu. W piątek przyszłedł wentylator do laptopu Beaty, założyliśmy i od tej pory nic więcej o laptopie nie słyszałem, więc zakładam że sprawny.
Beata wraz z przyjaciółką pojechały na weekend do Gero (słynne z onsenów) i Takayamy, jednego z najpiękniejszych starych miast górskich w Japonii, my natomiast mieliśmy z rana cleaning party - wszyscy do ścierek i w różne rejony akademika, a potem okonomiyaki(potrawa japońska) party jako podziękowanie. Było w miarę miło. Nastepnie pojechałem do Sakae razem z Borysem i jego dziewczyną, Anne, która na miesiąc przyjechała z Niemiec, by zobaczyć Dance Dynamite - konkurs tańca. Ja załapałem się jeszcze na kategorię dziecięcą, która wyglądała śmiesznie, ogólna już mniej.


Jedna z grup dziecięcych

Wieczorkiem poszedłem, tym razem w towarzystwie Agnieszki, Mariny i dużej grupy z NUPACE na Sumo Rave party - sekcja sumo uniwerku zorganizowała amatorskie studenckie zawody sumo na terenie Zamku Nagoya w rytm techno. Muszę powiedzieć że się postarali i wyszło bardzo ciekawie.


Przed finalną walką

Niedziela .... coż, nauka głównie do prezentacji na japońskim o Sumo która była dzisiaj, a wieczorkiem pokazywanie co to jest Japanese style karaoke znajomej Beaty.
W sumie był to jeden z moich mniej intensywnch weekendów (np... w porównaniu do kolejnego, jestem umówiony na 2 festiwale, oglądanie Sumo i film, chyba z czegoś trzeba zrezygnować...).
Wszyscy już szukają mieszkań. Próbowałem się z kimś zmówić, ale niestety nie wyszło, jedyna grupka która się organizuje do wspólnego mieszkania jest kobieca. Chcę wynająć tani pokój, bez tak zwanego kluczowego, oraz najlepiej bez opłat dla agencji pośrednictwa. Się da bo część właścicieli ogłasza się w małym biurze na uniwersytecie, które opłat nie pobiera. Pokój który chciałem wynając okazał się już zajęty, ale już zainteresowałem się 2 innymi(zakres cenowy 20.000Y). Jedyny problem to że oba mają wspólne toalety i prysznice, czyli trzeba się upewnić co do ich stanu przed wynajmem. Jutro będę dzwonił i się umawiał.

2007年7月07日 - Turniej tanca i Sumo Rave

Monday, July 2, 2007

Sumowata sobota

Ostatnia sobota okazała się bardzo powiązana z Sumo. W Japonii jest w roku 6 turniejów Sumo, 3 w Tokyo, po jednym w Nagoi, Osace i Fushigaoce. Ten w Nagoi właśnie się zaczyna sumo-tori(zawodnicy) już się zjechali by trenować przed występami.
Korzystając z tej okazji przeszliśmy się z rana z Vishidą (mongoł, robimy razem prezentację o Sumo) na trening w pobliskiej stajni sumo - 桐山部屋(Kiriyama Beya), obejrzeć ich poranny trening (6-9, każdy może oglądać prawie każdy trening Sumo) oraz trening dla dzieci później. Głównie się przepychali i przewracali, ale wyglądało to ciekawie. Mimo wszystko, przez swoją masę, w miarę szybko się męczyli, więc pod koniec treningu naprawdę jak miechy oddychali i niektórzy mieli problemy ze wstaniem (co prawda ci młodsi, na dochówku).


Młodzi trenujący sumo z profesjonalistami

Potem po południu udaliśmy się z Beatą do chramu Atsuta, największego w Nagoi, drugiego w kraju, by obejrzeć ceremonię oczyszczenia 2 Yokozunów (najwyższa ranga w Sumo, oboje są mongołami). Sumo wywodzi się z Shinto, pierwsze turnieje osbywały się ku chwale kami (bogów), i nadal jest silna więź między sumo a shinto. Np. lina którą opasani są yokozunowie - to odpowiednik shimenawy, liny odgradzającej święte miejsce od świata zewnętrznego w Shinto. Zebrał się niezły tłumik, w ostrym słońcu z parasolkami, yokozunowie przyszli, każdy ze swoimi 2 przybocznymi (jeden od trzymania miecza, drugi od spryskiwania wodą) pomodlili się, pogibali i sobie poszli ... a japończycy rzucili się wybierać ziemię na której się modlili.


Yokozuna Asashoryu, AKA Dolgorsuren Dagvadorj, prezentujący się przed chramem.

Poczekaliśmy jeszcze na ogólną ceremonię oczyszczenia, wszyscy biorący udział z trawką w rączce modlili się z grupką kapłanów o oczyszczenie. Taką ceremonię każdy z chramów przeprowadza 2 razy w roku, przed lipcem i styczniem (choć część używa jeszcze starego księżycowego kalendarza by wyliczyć ten dzień). Nie wzieliśmy udziału bo stwierdziliśmy że płacenie 1000Y za kawałek trawki to przesada.


Kapłani shinto (przypomnienie, czytane sinto) odprawiający rytułał

2007年6月30日 - Sumo - trening i ceremonia w Atsuta Jingu

Wednesday, June 27, 2007

Gorąca Japonia, problemy z komputerami, zdjęcia

Beata uploadowała swoje zdjęcia z plaży,  można je znaleźć tutaj. Nie jestem czy to będzie działało dla wszystkich, jeżeli nie proszę o komentarz. Swoją drogą wszystkim nam już skórka ładnie zchodzi.

Zaczęły się gorące dni w Japonii, w dzień stale ponad 30 stopni, w noc niewiele poniżej. W końcu przerzuciłem się w moim pokoju z naturalnej wentylacji (otwarte okno) na "eakon"(air conditioner), czyli klimę.
Rząd japoński oczywiście wydał zalecenie oszczędzania prądu, bo jak wszyscy włączają klimy to wiadomo jak zużycie energii skacze.
Dwa punkty zarządzenia które znam to:
1.) W budynkach ustawienie temperatury powinno być na 27 stopniach, czyli w praktyce tylko suszenie powietrza.
2.) Należy zamykać klopy po użyciu :). Przypominam że w Japonii większość klopów ma podgrzewane deski, po zamknięciu zużywają około 30% mniej prądu na podgrzanie.

Powoli zaczynam mieć reputację człowieka od komputerów. Beaty komp się trochę popsuł (wiatraczek), więc najpierw wysłała go do HP (to Coompaq był), ale powiedzieli że nie mogą bo to amerykański model, a we wtorek poszliśmy do Osu Kannon by go naprawić tam. Weszliśmy do z 10 sklepów, wszędzie mówili że się nie da bo to nie-japoński model, albo oferowali wysyłkę do HP ... chyba w końcu kupimy wiatraczek i sami wymienimy. Jest to trochę nie do pomyślenia w Polsce, tyle jest niezależnch serwisów, a tutaj wszyscy się boją bo model niestandardowy ...
Też dziś wygląda na toże będę serwisował nowy komputer Biermiet (z ... Tajikistanu? moze Kazachstanu ...).

Saturday, June 23, 2007

Zajęty piątek i sobota

Tydzień nie obfitował w ciekawe zdarzenia, w czwartek miałem w końcu dołączyć do kampanii RPG (DnD, świat własny) początkującego DM, Jonathana, ale stwierdził że się nie przygotował i że za tydzień zaczniemy. Nie żeby mi się to nigdy nie zdażało, ale już miesiąc czekam na dołączenie do kampanii ... Było też Tempura Party stowarzyszenia Tomodachi (tempura to rodzaj panierki, nakładanej na wszystko, szczeg. warzywa). Party fajne, jedzenie takie sobie, tylko że Tomodachi Society to starsze panie, rozmowa z nimi staje się nudna, bo co tydzień przychodzą do Akademika pogadać i poczęstować, a nowych tematów brak...
W piątek znów musiałem robić lekcje angielskiego za Rashitę, bo on znów gdzieś wyjechał. W połączeniu z Aikido wróciłem do akademika koło 10.
Sobota była bardzo ciekawa, z samego rana pojechaliśmy z Beatą, Borysem i Emilem do Utsumi(内海), by w końcu trochę poplażować. Co prawda jest teraz sezon deszczowy, i praktycznie codziennie pada, to jednak z prognoz wynikało(i było to prawdą) że w sobotę nie. Utsumi jest daleko, z Kanayamy(2 największy dworzec kolejowy w Nagoi) 60 min i 1000Y pociągiem (bliższych dobrych plaż nie znamy), ale się opłacało.



Pogoda wspaniała, plaża bardzo fajna, ludzi niedużo (bo nie sezon), woda świetna. Popływaliśmy, pobawiliśmy się, no i oczywiście spaliliśmy się słońcem bo nikt nie wziął olejku do opolalania czy filtru przeciwsłonecznego (miała wziąść Janine ale zaspała i nie było jej). Jak tylko wrócilismy do Nagoi szybko popedałowałem z Kanayamy na Chanko Party, przyjęcie w stajni Sumo(tak się ich kluby nazywają), z jedzeniem przygotowyanym przez zawodników sumo. Jedezenie takie sobie, ale przeżycia bardzo fajne, ciekawie oglądać zawodników z bliska, i wcale nie są oni tak opaśli jak się mówi, tylko trochę.


Agnieszka w objęciach sumoki

Na koniec dnia miałem jeszcze pojechać na koncert Nicolasa, z Francji, ale niestety nie mogłem znaleźć miejsca w którym on się odbywał, i po 15 minutach oraz dzwonieniu do znajomej któa tam powinna być (brak zasięgu), wróciłem do domu.

2007年6月23日 - Plaza i Chanko Party (z zawodnikami Sumo)

Wednesday, June 20, 2007

Dalsze wieści

W zeszł piątek moja znajoma, Vita z Indonezji, została zabrana do szpitala z powodu silnego bólu w brzuchu. Przeleżała parę dni by w poniedziałek wrócić. Nie było to bardzo zagrażające życiu (choć bolące), w Indonezji jej się to już zdażało, ale ciekawie wypadło porównanie systemów medycznych.
Według jej oraz jej siostry lekarza, w Indonezji dostałaby od razu silną dawkę leków przeciwbólowych oraz antybiotyki na potem, natomiast w Japonii ... dopiero po wszystkich badaniach i po usilnych prośbach dostała środek przeciwbólowy który w Indonezji został już wycofany z użycia ze względu na za słaby efekt, a antybiotyków żadnych. Kazali jej tylko przez tydzień jeszcze odpoczywać. Widać że japońscy lekarze preferują nieingerencję, co chyba nie jest najgorsze, zważając ich wynik, czyli średnią długość życia w Japonii.
Oczywiście Vita musi zapłacić 40.000Y za tą przyjemność (po 70% upuście z ubezpieczenia), ale jeszcze z drugiego ubezpieczenia dostanie 50% zwrot, czyli wyjdzie 20.000Y za niecałe 3 dni w szpitalu i badania.
W sobotę była parapetówka u Piotra i Karoliny Siwickich (już sobie znaleźli kanji na nazwisko, ShiBiTsuki(四美月), cztery piękne księżyce). Choć wcześniej już u nich byliśmy na wigilię, dopiero teraz zrobili oficjalną parapetówkę/urodziny Karoliny. Było strasznie dużo ludzi(nie żeby się nie mieścili, dom stary, duży, z werandą), polaków(oprócz Beaty) i nie-polaków, znanych i nieznanych. Nagadałem się strasznie ze znajomymi i jeszcze nie znajomymi. Był np. Patrick, Irlandczyk uczący angielskiego, z odwiedzającymi go właśnie dwoma londyńskimi dziewczynami (wyraźny akcent :) ). Ciekawie się z nimi gadało, było co im opowiadać bo one się nie znały za bardzo Japonii, a z drugiej strony jedna była członkinią SGI - Soka Gakkai International - odłamu buddyzmu mojej host family, więc sobie i o buddyźmie porozmawialiśmy.
Wczoraj razem z niemcami (w liczbie 8), Piotrkiem, Emilem z Afganistanu oraz 2 japonkami uczącymi się niemieckiego udaliśmy się do izakaya(bar) w Irinace (w pół drogi między akademikiem a uniwerkiem). Zorganizował to Andreas, nauczyciel niemieckiego na uniwersytecie Nanzan, głównie by dać uczennicom szansę pogadania po niemiecku, cel ten sam co cotygodniowych wtorkowych obiadów na stołówce Nanzanu, w któych też biorę udział (drugi powód jedzenia tam - kończą zajęcia 40 min później, więc nigdy nie ma kolejki).
Izakaya bardzo ciekawie urządzona, jeżeli dostanę zdjęcia od Stefana to dołączę (mojemu aparatowi baterie się skończyły). Coż ... pilim, jedlim i gadalim my po niemiecku przez bite 4 godziny, nie powiem że nieciekawie, ale wybrałem mało strategiczne miejsce więc praktycznie tylko z niemcami, a nie japonkami rozmawiałem.

Sunday, June 10, 2007

Z ciekawej Japonii

Ostatnio zauważyłem paręrzeczy które mogą się wam wydać ciekawe.
Najpierw zobaczcie ten rysukek wzięty w McDonaldzie (Makudonarudo):

Widzicie te dziwne kwadraciki? Teraz pojawiają się przy KAŻDYM adresie www i e-mail, na ulotkach, produktach sklepowych i hamburgerach. Są to specjalne kody kreskowe (kwadratowe?) dla komórek, robisz mu zdjęcie i jest on interpretowany jako adres. Oczywiście na tą opcję w ogóle nie zwróciłem uwagę przy kupowaniu mojej komórki, więc z moją nie działą ... albo nie wiem jak uruchomić przynajminiej.
A propo, ten hamburger to Ebi-filet-o burger - z krewetkami w panierce.

Druga sprawa, jako reklamówkę dostałem coś w krztałcie mydła. Najpierw myślałem że to ... mydło, ale po rozpakowaniu okazało się że ma powierzchnię typu frotte - więc pomyslałem że to mydło w koszulce dla lepszego pienienia się i mycia. Spróbowałem, i strasznie się zdziwiłem jak się okazało że to był mocno sprasowane ręcznik! Po wsadzeniu do wody naciągnął, i z kostki wielkości mydła powstał cienki ręcznik 40x100cm.

Wiele osób mówi że w Japonii większość programów jest o jedzeniu. Całkowita prawda! Rozumiem programy przygodowe o łapaniu i przyrządzaniu homarów, dramy(telenowele) o młodym chłopaku chcącym zostać najlepszym spaghetti-chefem, ale ostatnio oglądałem film jak wysyłają paru zwykłych ludzi do szkoły oficerów marynarki na ćwiczenia - blokowanie dziur w kadłubie a pomocą drewnianych pali. Wygląda ciekawie, ale oczywiście ... po zakończeniu ćwiczenia program przeznaczył 10 min na opisywanie jak wspaniałe jest Kaigun kare-raisu, marynarski curry-rice ( curry-rice to jedno z najstarszych i najtańszych japońskich dań instant, standard stołowek, ma niewiele wspólnego z curry), przedstawiając uczęstników chwalących go z wszelkich sił oraz również przepis!

Festiwal CD, yukaty


Z piątku - scena w deszczu.

Wczoraj z rana pojechaliśmy metrem kupić yukaty, jak rozpowiedziałem o tej możliwości okazało się że jeszcze Vita i Rini (obie z Indonezji) też by chciały, więc pojechaliśmy we trójkę, a jeszcze na miejscu spotkaliśmy Beatę(PL), Janine(DE) oraz Szczepana z żoną(CZ), widać że rozleklamowane :). Było jedno piętro, choć nie aż tak duże, z używanymi kimonami. Z 2 godziny przeglądaliśmy, dziewczyny miały łatowo, ale ja ... męskich było mało, a dużych męskich jeszcze mniej. W końcu wziąłem yukatę orazz lekkie wierzchnie kimono dla siebie i yukatę dla Mandara, razem 5000Y, więc nie najgorzej. Inni też brali po 1-2 ubranka.
Później pojechaliśmy znowu na Festiwal Uniwersytecki, ja ponieważ chciałem stoiska obejrzeć (poprzendnio byłem za późno, zamykają się koło 3), Vita i Rini miały dyżur na stoisku indonezyjskim.
Wspomniałem porę deszczową? Jak tylko tam przyjechaliśmy zaczęło ostro lać i się przejaśniło dopiero jak sobie poszliśmy, dwie godziny później. Poszwędaliśmy się pogadaliśmy dłuuugi czas z włochem sprzedającym pierścienie (Vita uwielbia pierścienie, poza tym lepsze schronienie przed deszczem), naprawdę ciekawie. Człowiek spędził 5 lat podróżując po Azjii... Zjedliśmy też Haru-maki - czyli nemy na stoisku wietnamskim (po co zmieniać nazwę?). W połowie aparat fotograficzny odmówił posłuszeństwa, z powodu zmoczenia(już jest OK), ogólnie wróciłem przemoczony do domu.
Dziś już nie poszedłem, zostałem w domu, a okazało sięże po 13 całkowicie się przejaśniło (po burzy z rana)...


Stoiska w deszczu


Gomi-station - w czasie festiwalu należy wyrzucać śmieci tu, normalne kosze (obecne na terenie uniwerku) są zamknięte.

2007年6月8日 - Meidai festival

Friday, June 8, 2007

Festiwal chramu Atsuta i festiwal Universytetu Nagoi.

Piszę z pracowni komputerowej na uniwersytecie, czekając na koniec deszczu, wiąc nie będzie polskich znaków, postaram sie to później poprawić.
We wtorek pod wieczór jak siedziałem w laboratorium napisał do mnie Piotrek że jest jakiś bardzo ważny festiwal w chramie Atsuta (chram-Shinto by odróżnić od swiątyni-Buddyzm), w Nagoi, 2 najważniejszym w Japonii. Stwierdziłem ze pojadę zobaczyć i wraz Parvin i Emilem (zebranymi na chybcika) się tam udaliśmy. Akurat zdążyliśmy by wpaść w ogromny tłum japończyków, obejrzeć oświetloną lampionami świątynię, oraz końcówkę ogni sztucznych, choć trochę z oddalenia. Zaprosilismy tez Manę, z poprzednio opisanego przeze mnie festiwalu. Niestety ... po raz pierwszy mi sie zdażyło ze pamiętałem imię, a nie pamiętałem twarzy więc na początku zrobiłem wielką gafę ... No cóz, po obejrzeniu poszliśmy jeszcze na kaiten-sushi (回転すし), z pasem trasmisyjnym, i tam dłuuugo ale bardzo mile rozmawialiśmy, tak że w końcu Mana przenocowała w naszym akademiku (nie do końca legalnie, ale z 1 nocą zazwyczaj nie ma problemu ...), bo ostatni pociąg jej uciekł.
Od czwartku na Meidai(名大) (Nagoya Daigaku(名古屋大学) - Uniwersytet Nagoi, mój uniwersytet) zaczął sie festiwal uniwersytecki, przez co np. dziś nie mieliśmy zajeć. Wczoraj było tak sobie, niewiele mnie zainteresowało, choc zjadłem po raz pierwszy japońskie tradycyje lody, kakikoori(欠き氷). W sumie nic wielkiego, skrawki lodu z syropem, ale smaczne. Dziś, w ramach festiwalu, NUFSA organizowała część programu występów, łącznie 2h, 18-20, i należało pójść, m.in. dlatego że paru znajomych występowało. Część występów była ... taka sobie, ale część bardzo dobra, poza tym główny prezenter był po prostu super, bardzo zabawny, atmosfera, najpierw nie najlepsza, z czasem stała sie wspaniała. Był tylko jeden problem, otóż koło 6-10 czerwca zaczyna sie w Japonii sezon deszczowy ... Najpierw ostro popadało w okolicy 15-17, wiec z piasku boiska na którym stała scena zrobiło się błoto, ale akurat przez pierwsze półtorej godziny pokazów NUFSy tylko troszkę kropiło. Natomiast pod sam koniec ... najpierw zaczęło normalnie padać (wszyscy fru, parosolki w górę i mamy w minutę las), ale później runeło jak z cebra (nadal słyszę za oknem jak leje ...). W związku z tym zostaliśmy zaproszeni na scenę - ba ta miała duży namiot, co było bardzo fajnym gestem. Oczywiście, deszcz nie przestał padać po zakończeniu przedstawienia o 8, ale jeszcze z 15 min paru amerykanów pograło sprośne piosenki country w nadziei ze deszcz ustąpi (nie ustąpił), aż w końcu obsługa wyłączyła nagłośnienie.
Jutro udaję sie kupić yukatę, jest wlaśnie festyn używanych kimon itp, yukata to japońskie kimono - szlafrok, niewyszukane, wlasnie do spania itp., poza tym czasami przydaje sie mieć yukatę pod spod - jak. np. gdy w zeszłym tygodniu byliśmy samurajami - z yukata zamiast koszulki w kratkę wyglądałbym lepiej (chyba ..). Potem pewnie jeszcze do muzeum Tokugawa, bo jest duże,znane, nie byłem tam i jestw pobliżu miejsca sprzedaży yukat.
W niedzielę ... jeszcze nie wiem co bedę robił, może dalej festiwal Meidai. Oryginalny plan był by pojechać na górę Koya, z ponad 100 świątyniami, ale to obecnie trochę drogo, w lecie bedzie taniej.

Wednesday, June 6, 2007

Okehazama Kosenjo Matsuri

W niedzielę udałem się z Parvin, Yudhą, Borysem, Emilem oraz japonką Maną na festiwal pola bitewnego w Okehazamie (桶狭間古戦所祭り), miejscu pierwszego wielkiego zwyciestwa Ody Nobunagi nad wojskami klanu Imagawa, mimo przewagi liczebnej blisko 10:1.
Jak wiekszość imprez na które jeździmy, i tu wyjazd zorganizowała Kikuko. Po przejściu się po festiwalu (nieduży) i posłuchaniu trochę taiko, udaliśmy się do pobliskiej szkoły gdzie mieliśmy się przebrać za samurajów w celu odtworzenia tej bitwy. A właściwie ... to Borys i Emil przebrali się za samurajów, mi powiedzieli żem za duży i że tylko ashigaru mogę być :(.
No nic, bycie ashigaru też było ciekawe, mimo faktu posiadania dwukrotnie krótszego yari :).



Ubranka były bardzo dobrze zrobione, wypożyczone z magazynu filmowego. Oczywiście nasze (ashigaru) były nieco gorsze, ale nadal niezłe, choc przymałe. Największym problemem były dla mnie łapice - każdy dostał słomiane sandałki, dostępne tylko w jednym rozmiarze. W rezultacie palce wystawały mi ostro do przodu i przez cały kolejny dzień bolało mnie śródstopie.
Po charakteryzacji, powygłupianiu się, jednokrotnym przećwiczeniu scenariusza i przeparadowaniu na teren festiwalu odegraliśmy naszą inscenizację. Oczywiście, jako że większość była amatorami wyszło jako tako, raz księżniczka się zgubiła, drugi raz chorąży stanął bezpośrednio przed Odą Nobunagą i zaczął wymachiwać mu przed nosem chorągwią zwrócony tyłem do publiczności, Borys grający przyszłego Toyotomiego Hideoshiego a obecnego "Saru", Małpę, pomylił moment wejścia .... ale ogólnie się udało całkiem nieźle.
Bardzo ciekawie spędzony czas i materiał zdjęciowy na nowego avatara :).

2007年6月3日 - Okehazama battlefield festival