Tuesday, December 9, 2008

Uniwersytet Keio

Dziś pojechałem do Yokohamy, na warsztat na temat lokalizacji (mój temat). To tutaj mogłem studiować zamiast Nagoi..
Warsztat dopiero się zaczyna, ale uniwersytet zrobił na mnie ogromne wrażenie. Po prostu ... bije od niego japońską duszą (wakon, czyt. łakon, po japońsku)
Kręcący się w pobliżu uczniowie liceum powiązanego z uniwerstetem mają mundurki z mottem ich szkoły - "Be a man & serve" (bądź mężczyzną i służ).
Idąc do centrum kampusa mijam wielki plac sportowy z wielkim podium wyniesionym z 15 metrów... Pierwsze co mi przychodzi na myśl to filmy z przemówień Hitlera.
Dochodzę do centrum kampusu, między 3 starszymi budynkami była tam rabatka ... dopóki nie wznieśli na niej blaszaków.
No, poza tym symbol uniwersytetu WSZĘDZIE(skrzyżowane stalòwki), na wzgórzach, a między 2 częściami domki jednorodzinne ... Ciekawe czy mieszkańcom przeszkadza ciągły strumień studentów.
No ale dość o uniwersytecie. Sam warsztat był bardzo dobry, moja dziedzina, wykładowca dobrze i klarownie wykładał i co opisywał było dla mnie bardzo ciekawe, no i materiały po angielsku!
Oczywiście, nie pojechałbym gdyby szkoła nie płaciła za transport Shinkansenem. :)

Sunday, November 23, 2008

Wycieczka do Asuke (i zdjęcia z wycieczki z Labem)

Wczoraj pojechaliśmy z Anną rowerami do Asuke, miasteczka w górach słynnego z czerwonych liści. Dla mnie to był już trzeci raz, ale poprzednio jeździłem autostopem. Wyruszyliśmy o 5 rano (wschód słońca jest teraz około 6:30 a zachód o 4:30), i po 3,5 godziny, dotarliśmy na miejsce. Droga była naprawdę prosta (skręć w prawo i jedź prosto 40 km) i łatwa. Jechaliśmy (po opuszczeniu miasta) wzdłuż autostrady, niestety przecinającej parę wzgórz, a potem wzdłuż mniejszej drogi dojazdowej. Miło było wyrwać się z miasta, pogoda była świetna, a okolica piękna. Obejrzeliśmy dolinę, mały skansen i zamek, niestety nie udało mi się przekonać Anny do skorzystania na koniec z pobliskiego onsenu :(.
Byliśmy zpowrotem o 19:00, coś zjadłem i padłem spać.
Zdjęcia z wczorajszej wycieczki:
2008年11月22日 - Bike trip to Asuke with Anna

Zdjęcia z poprzednich wycieczek do Asuke:
Best from previous Asuke trips

Zdjęcia z wycieczki z moim labem:
2008年11月03日 - Lab trip to Takayama & Gero

Dziś są urodziny jednej znajomej, Marie z Francji, jutro imieniny Kasi ... więc znowu zajęty weekend ... może za bardzo (poniedziałek jest wolny w tym tygodniu).

Sunday, November 2, 2008

Ukidora z labem

No i pojechałem ze studentami z mojego laboratorium do Takayamy ... Z sukcesem takim jak spodziewany. 3h w jedną stronę, obiad, pòł godziny na zwiedzanie i już wracamy ( zachaczamy jeszcze o Onsen, co prawda). Strata czasu i pieniędzy ... Zobaczyliśmy tylko wioskę Hida z ładnymi domkami że słomianymi dachami. Wykorzystuję teraz długie godziny powrotu do przetestowania jak działa blogowanie z iPhone'a :-).

Długo długo nic ...

Ostantio rozleniwiłem się jeżeli chodzi o bloga ... jak chyba zauważyliście :-).
A więc, w międzyczasie przyjachała i pojechała sobie moja matka.
Tutaj zdjęcia:

2008年09月13-18日 - Trip with my Mother, vol 1

2008年09月19-25日 - Trip with my Mother, vol 2


Przez 2 tygodnie dookoła Japonii jeźdizliśmy.
Następnie, w październiku jak co roku nowi studenci przybyli. Nowi studenci == od groma pracy związanej z NUFSA - Orientacje, przyjęcia, bazar ... Ale muszę powiedzieć że nowa transza jest w miarę ciekawa :-). Już sporo z nich poznałem, i mieliśmy parę naprawdę udanych przyjęć, ostatnie w Halloween (w piątek, OK, to nie aż tak udane).
Dziś po raz pierwszy poszedłem na duży trening Aikido - przyjechał sensei z głównego Dojo w Tokyo i w wielkiej sali centrum sportowego zebrała się blisko setka aikidoków, w tym ja i paru znajomych. Było ciekawie - trenowanie z nieznanymi osobami, sensei z Tokyo pokazywał szczegóły technik na które trzeba zwracać uwagę ... no i oczywiście cała ceremonia, 100 osób siedzących w seiza (kucki) w równych rzędach zupełnie cicho ...
Jutro mamy "ukidora", czyli z laboratorium jedziemy samochodami do Takayamy i Gero by zjeść regionalne potrawy, wykąpać się w słynnych onsenach Gero, i coś zwiedzić (w tej kolejności waźności) ... mam przeczucie że będzie nudno ale zobaczymy ...

A, z innych wiadomości, jak wiecie ze mnie straszny gadżeciaż, i w przypływie melancholii miesiąc temu zmieniłem telefon na iPhone(8Gb) ... I, choć strasznie drogo (teraz płacę miesięcznie 8000Y opłaty podstawowej), to było warto.
Jako keitai (japoński telefon komórkowy) nie jest najlepszy - słabo rozwiązany email (SMS rozwiązane super, ale ich w Japonii się prawie nie używa), brak eMoji (zestaw ponad 400 obrazków, NIESAMOWICIE popularnych w Japonii), brak wymiany kontaktów przez bluetooth (choć fizycznie jest), brak copy/paste, brak czytania kodów QR(paskowych), brak TV ... jednak jako urządzenie multimedialne ...
Naprawdę się od niego uzależniłem :-). Jadę gdzieś rowerem? Idealny czas by posłuchać najnowszych wiadomości BBC. Muszę gdzieś poczekać? Akurat czas skonczyć oglądać kolejny odcinek "Mythbusters" lub poczytać książkę. Zgubiłem się/nie wiem gdzie znaleźć najbliższą księgarnię? Trzeba odpalić Google Maps, które, używając wbudowanego GPS pokaże moją pozycję i będę mógł poszukać co jest w pobliżu. Rozmawiam ze znajomymi i mamy jakiś problem? Może znajdzie się odpowiedź w Wikipedii, którymś słowniku lub po prostu w internecie?
Plus niesamowity kalkulator, porównywarka cen, wyszukiwarka połączeń kolejowych, oczywiście email i klient GG/ICQ/MSN, no i nie zapominając o przodkach - iPodach, niesamowity player mp3.

Wednesday, August 27, 2008

Shikoku

Michał i Agnieszka wrócili do Polski ... zostawiając mi JR Railpassa ważnego jeszcze przez 2 dni!
Grzech byłoby nie skorzystać, więc na czwartek i piątek zeszłego tygodnia pojechaliśmy na Shikoku, czwartą największą wyspę Japonii. Muszę powiedzieć że JR Railpass jest bardzo wygodny, podchodzi się do kasy, raz dwa trzy dostaje się rezerwację (na prawie wszystko, tylko najszybszych shinkansenów nie można brać) i koniec. Paszportu na szczęście też nie sprawdzają ;).
Pierwszy cel: miasteczko Kotohira(琴平) ze słynną świątynią Konpira(金刀比羅). Świątynia ta jest na małej górze, trzeba się trochę powspinać po schodach. Akurat trafiliśmy na wycieczkę z bardzo fajnym przewodnikiem, więc się do nich przyczepiliśmy. Świątynia bardzo ładna, widoki z niej też ciekawe, poza tym był jeden pawilon pełen darów. Jako że jest to świątnia (ok, chram, nie świątynia) boga morskiego, były to modele staków, koła, nawet jeden jacht na baterie słoneczne co to świat opłynął.

Drugim celem było miasto Kochi(高知).
Jest ono znane z zamku, który natychmiast poszedliśmy zwiedzać. Zamek bardzo ładny - cały wewnętrzny dziedziniec jest zachowany z czasów Edo. Jednak co nas bardziej zdziwiło była wystawa wśrodku. Dużo mówiła a lordzie Yamanaka Katsutoyo i jego żonie Chiyo ... tylko że my już ich portrety widzielismy gdzie inidziej - tydzień wcześniej w zamku Gujo Hachiman! Chiyo, żona, podobno pochodzi z Gujo, a że to słynne małżeństwo (czasami pokazywane za wzór), to każdy chce się podpiąć. Ale żeby kopiować aż po pomnik Chiyo dającego wybornego konia Katsutoyo, by ten mógł go sprezentować Nobunadze (jego senior w tamtym czasie) ... Plan był by potem pójść na plażę i się na plaży przespać, ale plaża jest 12 kilometrów od miasta a okazało się że nie możemy rano pojechać autobusem JR (połączenie nie objęte JR Passem) i musimy o 6 rano brać pociąg, więc niebyłoby jak z plaży wrócić. W końcu spaliśmy nad rzeką na stole piknikowym i nie było najwygodniej ...
Kolejny dzień, 4 godziny w pociągu i już jesteśmy w Matsuyamie(松山). W Matsuyamie zobaczyliśmy muzeum sztuki - akurat mieli ciekawą wystawę na temat popularnej powieści z czasów Edo - "Hakkenden" - legenda ośmiu psów. Może kiedyś przeczytam jak będę miał czas ... Następnie zamek, mim zdaniem nie tak ciekawy jak w Kochi, ale bardzo odpowiadający swojej nazwie (Matsuyama znaczy sosnowa góra, sosny są, góra też, dość wysoka jak na centrum miasta ...).
Na koniec poszliśmy do Dogo Onsen(道後温泉). Jest to podobno najstarszy budynek onsenowy w Japonii, datowany na erę Meiji (2 połowa XIX w). Cóż, bardzo ładny ale ... jako onsen słaby. Brak sauny, tylko 2 baseny (kobiety 1) ... coś się przyzwyczaiłem do tych nowoczesnych onsenów ...
Ciekawe w Matsuyamie było to, że wszędzie był Botchan. Botchan to postać ze słynnej książki Natsume Sōseki z 1906 o tym samym tytule, książki którą prawie każdy japończyk czytał. Jest zegar Botchana, pociąg Botchana (tramwaj), specjalne ciasteczka Botchana ...

2008年08月21日-22日 - Shikoku trip

Tańce w Gujo Hachiman

Znowu 4 tygodnie mineły ...
Najpierw zdjęcia z pobytu Michała i Agnieszki:
2008年07月30日ー08月02日 - Michal and Agnieszka Kus

Już wrócili do Polski, choć z problemami (tzn. nie sprawdzili dnia wylotu i byliśmy na lotnisku dzień za wcześnie :) ). Zgodnie z ich relacją, podobało się.
W innych wiadomościach - tydzień temu był Obon - największe święto japońskie, teoretycznie dzień(a raczej 3 dni) zmarłych, ale w praktyce czas by albo pojechać do domu albo gdzieś pozwiedzać, pobawić się itp. Bilety na pociągi czy samoloty trzeba rezerwować z prawdziwym wyprzedzeniem w tym czasie.
Ja głownie w laboratorium siedziałem, ale na noc czwartkowo/piątkową pojechaliśmy autostopem z Anną do małego miasteczka w górach - Gujo Hachiman. Miasteczko to słynne jest z całonocnych tańców właśne w czasie Obonu. Pojechaliśmy, zwiedziliśmy zamek i miasteczko (oglądając, m.in. ludzi skaczących z mostu 12m w dół do rzeki), poczekaliśmy do wieczora. Dużo osób przyjechało na tańce, odbywały się one na głównym skrzyżowaniu miasteczka (małe, wąskie uliczki). Tańczyło się tańce Bon-odori, proste, łatwe do nauczenia przez podpatrzenie, chodząc po krzyżu - od centrum jendą uliczką, przy znaku do zakręcania zawrót, do centrum, od centrum kolejną uliczką itp. Wytrzymaliśmy dwie godziny tańczenia, potem poszliśmy nad rzekę i mocząc stopy gadaliśmy. W końcu przespaliśmy się na ławce, by rano powrócić, również autostopem. Wrażenia: bardzo fajnie :).
2008年08月15日 - Dancing in Gujo Hachiman

Monday, August 4, 2008

Michał i Agnieszka

Oj oj, znowu 3 tygodnie mineły bez wpisu w blogu ...
W międzyczasie byłem ze znajomymi na plaży, znaleźliśmy (choć nie na 100%) nowego lokatora do mieszkania, Enrique z Guatemali, doktorant, sejsmologia/wulkany, no i w końcu kupiliśmy klimatyzator!
Trudno było znaleźć taki jakie są popularne w Polsce - na kółkach a nie do przyczepiania do ściany, ale już mamy. Jest dobry tylko na jeden pokój, co prawda, więc musimy się z Kasią dzielić - w dzień stoi w wspólnym pokoju, w nocy albo u mnie albo u niej.

No i oczywiście - w czwartek przyjechali Michał i Agnieszka!
W czwartek (po zostawieniu wszystkiego u nas w mieszkaniu) zwiedziliśmy w zamek i centrum. Od razu zaczęli narzekać na wilgotność, choć nie było w cale tak wilgotno ;).
W piątek zwiedziliśmy Inuyamę (zamek i muzea festiwalu) i poszedliśmy na karaoke z Kasią, Hiro, Huanem i Emilem. Zamek się chyba podobał, mieliśmy jeszcze zobaczyć świątynię męską i damską, ale dzień był upalny, i w końcu zrezygnowaliśmy. Po raz pierwszy poszliśmy do innego karaoke niż zwykle, gdzie za darmo dawali lody z maszyny + różne polewy. Chyba przez to samo przeżycie pójścia do karaoke trochę ucierpiało, bo sporo czasu po prostu jedlismy lody zamiast śpiewać, ale i tak się podobało.
W sobotę najpierw pojechaliśmy do Osu na pradę cosplayerów (ci co się przebierają za bohaterów kreskówek itp., były też Smerfy :) ) i następnie na ognie sztuczne do Gifu. W Osu był właśnie festiwal, z żonglerami itp, a poza tym w niedzielę był wielki zlot cosplayerów z całego świata, więc wyszło że będzie ich parada w Osu. Muszę przyznać że sporo ich przyleciało, i to różnych narodowości, fajnie było popatrzeć (przepraszam że się ze zdjęciami obijam, ale będą później). Potem pojechaliśmy na fajerwerki do Gifu, 30 000 rakiet, łącznie ponad godzinę. Mieliśmy na sobie yukaty a ze sobą matę do siedzenia, by móc doświadczyć ogni sztucznych całkowicie po japońsku, co się udało, włącznie ze staniem w kolejce do autobusu przez 40 min, siedzeniu w tłumie na plaży i wracaniu też w tłumie ... ogólnie się podobało.
Jako że były to urodziny Michała poszliśmy potem do izakai(baru) celebrować. niestety nie mieli ciasta żadnego, więc śpiewaliśmy Sto Lat nad pizzą.
W niedzielę poszliśmy na mszę (japońską, angielskiej w wakacje nie ma), spotkaliśmy się tam z polskim księdzem, a potem pojechaliśmy do Nagashima Spaland, parku wodnego, z Kasią i Hiro. Jak wszędzie - ludzi było od groma, ale park bardzo duży z wieloma zjeżdżalniami, więc zazwyczaj mniej niż 30 minut na zjazd czekaliśmy. A zjeżdżalnie mają tam bardzo fajne, zakręcone, strome ... plus wiele na których trzeba było pontonów lub kół wodnych używać. Mi się najbardziej podobała jednak zjeżdżania która wyrzucała zjeżdżającego do dużej miski z otworem na dnie, w której można było się kręcić, kręcić aż się prędkości nie wytraciło, a potem chlup do wody pod dziurą. Na zakończenie dnia udaliśmy się do restauracji Yakiniku, gdzie się samemu smaży rzeczy na palniku pośrodku stołu.
No i wczoraj pojechaliśmy do Kyoto. Nie zobaczylismy tyle ile chcieliśmy, np. do pałacu cesarskiego nie udało nam się wejść, ale było OK (i gorąąco).
Dziś oni znowu pojechali do Kyoto, a ja tym razem zostałem trochę w końcu popracować (i napisać coś w blogu).

Tuesday, July 15, 2008

Pełnia lata

Pełnia lata nastała w Japonii ... i wcale się nie cieszę. Prawda, cykady pięknie grają, czas na plażę idealny (prawdopodobnie w niedzielę i poniedziałek się na nią ze znajomymi udam) ale temperatury około 26 w nocy/ 34 w dzień plus straszna wilgotność, a w domu klimatyzacji brak :(.
W ostatnich tygodniach nie udawałem się za bardzo na żadne wycieczki. Pogoda za ciepła, poza tym już w większości bliskich miejsc byłem :). Odwiedziłem parę muzeów, w tym nasze muzeum uniwersyteckie (jest tak blisko że nigdy nie byłem :) ). Pokazywało historię i dokonania Uniwersytetu Nagoi. Trochę zszokowało mnie tam jedno wideo, pewnie z lat40, 50 czy 60, pokazujące słynnego lekarza otwierającego czaszkę i wyjmującego z niej mózg...
Poza tym trochę się rozbijam po przyjęciach, w zeszły weekend na przykład spotkałem się z Mandarem i Vitą (obojga dawno nie widziałem), robiliśmy takoyaki (kuleczki z osmiornicą w środku) i oglądlaiśmy razem Kung Fu Panda (polecam, btw), wyszła wspaniała atmosfera. W niedzielę natomiast Marina świętowała swojego nowozdobytego magistra w Hard Rock Cafe.
Znajomi w końcu doprowadzili do tego że założyłem sobie konto w Facebooku, międzynarodowy odpowiednik Naszej Klasy. Zbyt wielu z nich publikowało swoje zdjęcia tylko tam lub przy wysyłaniu zaproszeń na imprezy uwzględniało tylko ludzi z Facebooka.
Kasia właśnie wróciła z 3 tygodni w Europie, z Hiro (chłopakiem) objechała spory kawałek Polski i Paryż. Young Jun, nasz współlokator, zapowiedział też że się wyprowadzi we wrześniu, bo zamierza wziąść ślub i z żoną mieszkanie wynająć (wcale mu się nie dziwię), więc musimy znów zacząć szukać współlokatora ...

Saturday, June 21, 2008

No i znowu 3 tygodni mineły...
Weszliśmy na całego w porę deszczową, wczoraj przemokłem do ostatniej nitki jak się okazało że mój parasol zniknął z mojego roweru (parasolki - niemal jedyna rzecz którą japończycy sobie "pożyczają"), a nie miałem czasu wracać do laboratorium po zapasowy. Wilgotność też już zbliża się do 100% (obecnie 94%).
Przez ostatnie tygodnie niewiele się wydażyło, 2 tygodnie temu pojechaliśmy z Dalim i Szczepanem wspinać się na Kamagadake i Gozaisho - 2 niskie szczyty w pobliżu. Bardzo przyjemnie się wspinało na Kamagadake - wąwozem ze strumieniem pełnym wody ... ale poźniej nie było już aż tak wspaniale - jednak upały się zaczynają.
2008年06月07日 - Mountain climbing - Kamagadake & Gozaishodake

W zeszłym tygodniu w końcu zobaczyłem Zoo w Higashiyama Park. Higashiyama Park jest w odległości może 10 min piechotą od uniwersytetu I właśnie dlatego nigdy tam nie byłem - za blisko, jak jest wybór zawsze się gdzieś dalej udawało.
Ale w zeszły weekend zarówno Zoo jak i wieża widokowa (Skytower) były za darmo, więc wstyd byłoby nie pójść. Powód - Celebracja z powodu tego że Nagoya została wybrana jako miejsce konferencji biologicznej COP10 CBD w 2010 :) . Poszedłem więc tam z Anną. Zoo ładne, ale bez przesady. Były oczywiście tłumy które tworzyły bardzo dobrą atmosferę.
W ten weekend raczej planów nie mam, znaczy oprócz pisania mojego programu.

Sunday, June 1, 2008

No i 3 tygodnie mineły ...

Ostatnio muszę powiedzieć że mam coraz mniej i mniej do pisania, rezultat mniejszej ilości wycieczek a większej ilości pracy (mam nadzieję).
Jednak parę ciekawych
Dwa tygodnie temu pojechaliśmy małą grupką przejść się kawałkiem Kumano Kodo - zespołu szlaków pielgrzymkowych wijących się od Ise , przez góry Kumano i Kii aż do Osaki. Okolica ta była od wieków usiana świątyniami i chramami (z Ise-jingu, najsłynniejszym chramem Shintoistycznym, i górą Koya, główną siedzibą buddyjskiej sekty Shingon, na czele). Kawałek który wybraliśmy był ładny, ale nie powiedziałbym że niesamowity.
2008年05月18日 - Hiking trip along Kumanokodo

Poza tym ... z interesujących rzeczy jest na pewno jedna: Piotrkowi i Karolinie urodziła się córeczka! Dali jej na imię z japońska Emiko. Karolina z dzieckiem jest jeszcze w szpitalu, ale Piotr zrobił małe party wczoraj dla uczczenia tego faktu.
Ogólnie, zaczynam coraz bardziej wsiąkać w towarzystwo Czesko - Hiszpańskie. Ostatnio okazało się że Paola i Szczepan bardzo lubią Osadników z Catan (również moja ulubiona gra), i zorganizowali spotkanie w trakcie którego aż do przesady (moim zdaniem) graliśmy. Li też się niesamowicie wciągnęła, a więc w końcu 4 razy graliśmy i moje namowy by może grę zmienić spaliły na niczym.

Sunday, May 11, 2008

Po złotym tygodniu

Hisashiburi desu ne - jak mówią japończycy - znaczy to "dawno sie nie widzieliśmy" , ale jeżeli mówi to nauczyciel na zajęciach nabiera ten zwrot dodatkowego znaczenia ...
Więc po pierwsze, nie umieściłem jeszcze zdjęć mojego mieszkanka i z NUFSA bazaar. Teraz to naprawiam:
New schoolar year, new apartement

Też zdjęcia z moich urodzin 2 tyg temu jeszcze się nie pojawiły:
2008年04月27日 - My Birthsday (pic. Wojtek & Marina)

A teraz do opowieści o Złotym tygodniu. Początek Maja, tak jak w Polsce, jest w Japonii długim weekendem z powodu kilku bliskich sobie świąt. 29 kwietnia jest dniem Showy (poprzedni cesarz, na zachodzie czesto nadal nazywany Hirohito, Showa jest jego imieniem pośmiertnym. Panował 1926-89), 3 maja święto konstytucji (nie naszej, ale ten sam dzień), 4 maja dzień zieleni, 5 maja dzień dziecka (no a raczej chłopca, dziewczynki mają swoje świeto wcześniej).
W tym roku 3,4 wypadł w weekend więc dodatkowo wtorek był wolny.
W sobotę odwiedzili laboratorium studenci którzy zakończyli studia w marcu, rozmawialiśmy jak jest u nich w nowej pracy, czy im się podoba, graliśmy w mahjongg i gry komputerowe, no i oczywiście poszliśmy do izakayi na nomihoudai (do baru na party). Nie wiem czy wiecie czy nie, ale szukanie i praca w Japonii wygląda inaczej niż u nas. Nie aplikuje sie na pozycję, tylko do firmy. Na razie wszyscy jeszcze są w trakcie wstępnego szkolenia, po czym dostaną srednio dobre prace, i z czasem (jak nie będą robić gaf, tak po 3-4 latach) awansują wyżej.
W niedzielę pojechałem do Ichinomiya pod Nagoją, bo pani Takagi, u której byłem na homestayu w zeszłym roku, zaprosiła mnie na małą ceremonię herbacianą w kimonach. Było paru studentów, w tym Marina (Rosja), przebraliśmy się w kimona (by założyć męskie, 2 min, żeńskie, 20 min), bawiliśmy z dziećmi, robiliśmy zdjęcia, no i oczywiście wzieliśmy udział w ceremonii (taka sobie tym razem). Potem jeszcze pojechałem do mieszkania pani Takagi (ceremonia była w starym domu znajomej, innego członka Hippo Family) i tam zjedliśmy kolację z rodziną. Miałem też zaproszenie na grill Hippo Family kolejnego dnia, ale odmówiłem jak tylko wymysliłem jakiś pretekst - wycieczkę w góry. Miałem złe wspomnienia z poprzednich spotkań Hippo Family.
2008年05月04日 - Tea Ceremony with Takagi family (homestay) (pic. Marina)

W poniedziałek - wspinaczka na górę Ibuki koło jeziora Biwa-ko, w prefekturze Shiga. Pojechalismy tam ja, Piotr, Szczepan, Dalibor, Alejandro i Paola (tą dwójkę pierwszy raz spotkalem), Marina i Anna. Wyszło akurat po 2 z każdego kraju (PL,CZ,E,RU). Wspinaczka była bardzo miła, ale pogoda słaba, mgły i deszcze. Do szczytu jednak nie padało i było bardzo przyjemnie. Na szczycie zaczęło lać więc schowaliśmy się w małej restauracji, prowadzonej, jak się okazało, przez meksykańczyka, i jak przestało zaczęliśmy schodzić. Marina miała na nogach tylko klapki a było mokro więc  stwierdzilismy że zejdziemy drogą samochodową, choć dość długą. Schodziliśmy i schodziliśmy, przez duży deszcz, i już bylismy blisko końca gdy podjechał strażnik drogowy (droga okazała sie prywatna) i powiedział że tą drogą nie wolno schodzić, jest tylko dla samochodów. Powiedział też że on nie może nas podwieźć, że jak zaczniemy schodzić wezwie policję i że musimy zamówić sobie taksówkę... Wyszło droogo (szczególnie że wjazd na tą drogę był płatny).
2008年05月05日 - Mt Ibuki hike (pic. Marina)

We wtorek poszedłem z Anną (Anna Bertova, z St Petersburga) pokazać jej chram Atsuta, jeden z najważniejszych, i ogrody Shiratori, ładne a przy okazji był tam akurat koncert. Po drodze z jednego miejsca do drugiego się niestety, ekhm, całkowicie zgubiłem, no ale przynajmniej nastepnym razem będę wiedział lepiej.

No i dochodzimy do obecnego weekendu, w sobotę było party Klubu RPG, więc poszedłem. Jedzenie było dobre - japończycy mają wiele interesujących restauracji, w tej samemu się grillowało mięso na małych grillach po środku stołu, towarzystwo też niezłe. Dowiedziałem się też że jest mały konwent w niedzielę ale ... po party poszedłem z paroma studentami do naszego Bushitsu - czyli pokoju klubowego (tam jeszcze nie byłem) i gralismy do rana w gry planszowe które tam mieli, więc nie poszedłem (zaspałem). Musze powiedzieć że wybór gier mają ogromny, klub ma już 20 lat i się nakumulowało, wielkie klasyki jak Diplomacy, Axis&Allies, Civilization (w które nie chcieli grać bo za długie :( nie żebym nie przyznawał im racji) i obecne popularne gry jak Catan, Carcasonne, Shadows Over Cameleot, Thurn und Taxis, St Petersburg etc etc. 
W niedzielę, prawdę mówiąc miałem pójść do laboratorium i czytać, ale najpierw udałem się do Ohmeikanu (akademik) by wziąść zdjęcia od Mariny (te co teraz doczepiam), a akurat była grupa udająca się na Springfest w centrum Nagoi ... więc też się udałem. Sam festiwal mały i taki sobie, ale pogoda wspaniała (po doszczowej sobocie), towarzystwo miłe, więc nie narzekam.

Sunday, April 27, 2008

Kolejny tydzień bez większych wydarzeń.
W piątek byłem prelegentem na naszym Rinkou – wspólnym czytaniu angielskiego podręcznika i do tego się głównie przygotowywałem, łącznie 20 stron do przetłumaczenia i zreferowania po japońsku. Poszło w miarę dobrze, tylko że od 9:00 do 13:00 to zabrało, tak że pod koniec wszyscy spali.
Poza tym były moje urodziny – zorganizowałem dziś grilla w parku Heiwa koen(平和公園) z tej okazji. Pogoda dopisała, park bardzo ładny, z dużym jeziorem, było łącznie około 13 osób. Ogólnie wyszło dobrze, choć węgla za dużo kupiłem, trochę za mało do grillowania było, a kubeczków zabrakłoby gdyby Krzyś przypadkiem paczki jednorazowych nie przyniósł. Na pewno zorganizujemy już niedługo kolejnego. Z ciekawych prezentów dostałem: zabawkę imitującą strzelanie opakowaniami bombelkowymi ( te używane do komputerów, telewizorów itp), która co pewien czas mówi coś jako służąca (japończycy mają fisia na punkcie służących – takich angielskich w czarnych wdziankach, z toną falbanek wszędzie i wyglądających bardzo kawaii ... błeee).Poza tym: podstawkę na pałeczki, miseczkę na sos, książkę SF, mangę opartą na Kojiki – starych legendach japońskich, dużą butelkę sake, tort (od Kasi) ... no i jeszcze pewnie parę prezentów dostanę.
Powoli zaczyna się golden week, najważniejsze wakacje japońskie (dla pracujących), bo parę świąt się nakłada. We wtorek Showa day, w następny poniedziałek ... coś tam jeszcze, we wtorek jeszcze coś innego. Z powodu głębokich problemów finansowych planów wyjazdowych brak. W tym miesiącu mój budżet został mocno uderzony – odkupiłem okulary, słownik, dokupiłem przystawkę do komputera, zapłaciłem za sprzątanie poprzedniego mieszkania, 2 czynsze za obecne (wypłata stypendium jest opóźniona, nie przyszło przed okresem płatności), no i roczna transza na ubezpieczenie medyczne ... Zapożyczyłem się u Kasi, i z karty kredytowej nie daje się wyciągnąć pieniędzy. System bankowy, japoński, jest pod tym względem niesamowicie zakręcony (np w Chinach nie miałem problemów z wypłacaniem pieniędzy z karty).

Sunday, April 20, 2008

Początek roku

Początek roku w Nagoi był dla mnie bardzo zajęty.
Po pierwsze - zmiana adresu (robota papierkowa).
Po drugie - początek studiów doktoranckich - robota papierkowa, wprowadzenia, no i ciekawa ceremonia rozpoczęcia studiów z całą aulą w garniturach (włącznie ze mną, z 4000 osób) kłaniającą się na raz, orkiestrą, chórem i przemową m.in. pana Toyoty, CEO Toyota Motors.
Po trzecie - NUFSA, jako że jestem członkiem, przygotowywałem NUFSA welcome party i NUFSA Bazaar, co zajęło dużą część zeszłego tygodnia. Było ciekawie, ale dużo roboty. Ogólnie mówiąc udało się, mieliśmy więcej do sprzedania i zarobiliśmy więcej niż zazwyczaj. A, zostałem też skarbnikiem NUFSA, jako że stary skończył studia.
No i po czwarte oczywiście - laboratorium, w zeszły czwartek musiałem zrobić dużą prezentację, a za tydzień będę referował rozdział książki o kodowaniu ... po japońsku.
No, i nie byłbym w pełni szczery gdybym stwierdził że zakup w Chinach całych 5 sezonów serialu "Babylon 5" nie wpłynął na ilość mojego niezagospodarowanego czasu.
No ale powoli kalendarz mi się stabilizuje.
Będę chodził na ten sam poziom japońskiego co w zeszłym semestrze (300), za dużo zajęć opuściłem by przejść wyżej, teraz też zamierzam chodzić tylko na 3 z 5 zajęć.
Poza tym jak zawsze Aikido, no i coś nowego - zapisałem się do uniwersyteckiego (japońskiego) klubu RPG - Ragadon Tavaan(Tavern pewnie miało być). Wygląda na to że moja znajomość japońskiego nie jest taka zła - na próbnej sesji wypadło w miarę OK, no i właśnie od czwartku co tydzień będizemy mieli sesje w systemie Ryuutama - Smocze Jajo, niedawno wydawnego japońskiego systemu koncentrującego się na podróżach.

Friday, April 4, 2008

Spowrotem w Japonii

No i jestem spowrotem w Japonii, eh.
Jest akurat pełnia sezonu na kwiaty wiśni, pogoda jest bardzo dobra.
Przeprowadziłem się do Kasi, i powoli sie urządzam. Jeszcze nie wszystkie pudła są otwarte, trochę przywiozłem z Chin, a w niedziele mają dotrzeć 2 meble - niska komoda pod telewizor (lub monitor (od Borysa) i wieżę w moim wypadku) i półki które wsadzę do oshiire - dużej szafy wbudowanej w ściane którą mam w pokoju.
A, sam pokój ma wielkość 6 tatami (jakieś 10m2), jest w stylu japońskim (wyłożony tatami), i ma bardzo fajne okno z duzym parapetem. Parapetówkę urządzam w niedzielę, ale chyba wygląda na to że nasz współlokator, Koreańczyk, zrejteruje.
Przyjeżdża nowy transport studentów (dziś jest prawdę mówiąc rocznica mojego własnego przyjazdu) więc wiele się dzieje. Za tydzień biorę udział po stronie organizatorów w NUFSA Wellcome Party, a za 2 tygodnie jest znowu NUFSA Bazaar, więc też będzie z tym roboty sporo. Poza tym jutro mam oficjalne rozpoczęcie roku (w którym pudle był garnitur ...) we wtorek orientację ...
Kupiłem juz nowy słownik (by zastapic stary). jest nieco lepszy niz poprzedni, technika poszła do przodu przez ten rok. Zamówiłem okulary (nie mieli fotochromów) i przyzwyczajam się do mieszkania w nowym miejscu.

Koniec wizyty w Chinach i w końcu .. zdjecia!

Przepraszma za długie oczekiwania, zacznę od zdjęć:
2008.03.05 Shanghai (上海)

2008.03.07 Huang Shan (黄山)

Three Gorges (三峡)

2008.03.12 Chengdu (成都)

2008.03.15 Sichuan (四川)

2008.03.25 Xi'an (西安)

No a teraz dokończenie opowieści:
A więc, po wycieczce do Terakotowej Armii spędziłem jeszcze w Xi'an 5 dni, zwiedzając, robiąc zakupy i spotykając sie parę razy z Faith.
Więc, zacząłem zwiedzanie od Wielkiej Pagody Dzikiej Gęsi, zbudowanej w 652 r. Zbudowano ją by pomieścić sutry i relikwie przywiezione z Indii przez super słynnego mnicha, Xuanzang'a. Pojechał on do Indii, nauczył sie języka, przetłumaczył setki sutr, i przywiózł z powrotem relikwie (paliczki Sakyamuni Buddy itp.), statuy i sutry.
Jak w innych miejscach, rząd obudował zabytek "starym miastem", zamieniając okolicę w małą dzielnicę rozrywkową. Wyszło im to raczej dobrze, i całe miejsce sprawia niezłe wrażenie.
Drugim odwiedzanym punktem była Mała Pagoda Dzikiej Gęsi, z tego samego okresu. Poza samą pagodą jej teren zawierało też muzeum Xi'anu, samo w sobie nie aż tak ciekawe, ale z wielką makietą miasta za dynastii Tang, co było interesujące.
Następnie dokładnie zwiedziłem centrum miasta. Jak pisałem wcześniej, centrum miasta to Wieża Dzwonna, zbudowana przez pierwszego cesarza dynastii Ming (XIV wiek) by powstrzymywać smoczego ducha miasta przed przejęciem władzy w cesarstwie. Obok niej stoi druga wieża, Wieża Bębnowa (zbudowana w tym samym czasie). W dawnych czasach otwarcie bram mieskich ogłaszano dzwonem, a zamnknięcie bębnem.
Zaraz za Wieżą Bębnową znajduje się dzielnica muzułmańska Xi'anu. Przybyli oni tu jako handlarze na Jedwabnym Szlaku, którego Xi'an był końcem, i nadal stanowią odrębną mniejszość. Mają więc duży meczet, zbudowany w stylu chińskim, noszą białe czapeczki, mają własną kuchnię, z której są słynni, i parę wąskich uliczek pełnych kramów z róznymi towarami, oczywiście głównie dla turystów (mówiłem o tłumach, nie?). Ilość turystów przerzuca sie na ceny, jak chciałem jeden (piracki) film, to chłopak od którego kupowałem rzucił mi ceną 65 yuanów (22 złote), mimo że w Chengdu kupowałem takie za 5 (2 złote). Kupiłem w końcu za 10.
Kolejnym, bardzo interesującym miejscem do którego pojechałem była wioska neolityczna Banpo. Archeolodzy odkryli w latach 50tych pozostałości wioski z 3-5 tysiąclecia p.n.e. Zrobili na tej podstawie bardzo ładne muzeum pokazujące jak ludzie z tamtego czasu żyli, budowali domy, co umieli, jak grzebali zmarłych ... była tez rekonstrukcja wioski, ale troche kiczowata.
Kolejnym miejscem które miałem odwiedzić było muzeum Shaanxi (prowinicji w której jest Xi'an), ale jakież było moje zdziwienie widząc przed nim ogromne tłumy w kolejce na jakieś 400m. Zagadneła mnie grupa studentów i wyjasniła, że 3 dni wcześniej rząd uczynił wszystkie muzea państwowe bezpłatnymi, a to była pierwsza sobota po tej dyrektywie ...
Ale wyszło dobrze, bo w zamian poszedłem z tymi studentami, studenci filologii angielskiej, którzy własnie dostali patenty przewodników, do Tang paradise, parku rozrywki na dawnych terenach cesarskiego ogrodu w dynastii Tang.
Było to interesujące miejsce, oczywiscie całkowicie nowe, ale mieli wiele przedstawień i ciekawych rekonstrukcji róznych budowli z tego okresu. To, plus że miałem przewodników, sprawiło że było to bardzo ciekawa wycieczka. Pod wieczór mieli w parku ciekawy pokaz. Była to historia zapożyczona z "Podrózy na Zachód", klasycznej powieści fantastycznej o podrózy mnicha Xuanzang'a do Indii po sutry (vide Wielka Pagoda Dzikiej Gesi powyżej), opowiedziana za pomocą laserów rysujacych obrazy na strumieniach wody wyrzucanych przez fontanny.
Ostatniego dnia pojechałem do klasztoru 8 Niesmiertelnych (zbudowanym w miejscu karczmy w której podobno ich widziano) , któy sam w sobie nie był zbyt niezwykły ale miał bardzo cieawy targ antyków przed bramą, i targ bardziej dla chińczyków niż obcokrajowców (miejsce jest z dala od utartej drogi, jest natomiast najaktywniejszym ośrodkiem Taoizmu w Xi'an).
Miałem jeszcze trochę czasu, więc z mapy wybrałem jedno miejsce oznaczone gwiazdką (zabytek) i pojechałem tam. Miały to być ruiny pałacu Dannig z dynastii Tang, jednakże okazało się że cały teren jest odgrodzony bez żadnego muzeum, a samo miejsce jest w samym centrum bardzo biednej dzielnicy. Dobrze było jednak poznać inne oblicze miasta, poza zamożnym centrum i turystycznym południowym przedmieściem (w tamtym kierunku rozciagało się miasto za dynastii Tang).
W międzyczasie spotkałem się parę razy z Faith na obiad lub kolację, pokazała mi ona parę różnych restauracji, Huoguo - ognisty garnek, restaurację mandżurską w której jadło się palcami mięso z kosci, itp.
Ogólnie bardzo mi smakowała kuchnia w Xi'an (jak gdzie indziej w Chinach), a dodatkowo specjalnoscią Xi'an są specjalne bułki i placki, czasami podobne do pity, bardzo smaczne.
W końcu nie pojechałem do Pingyao, co było w moich wstepnych planach, małej miejscowości zachowane w stanie prawie nienaruszonym.

Opusciłem Xi'an i pojechałem do Shanghaiu, no i niestety dałem się nieźle okraść. Na stacji zniknął mój portfel, na szczęście z niczym bardzo ważnym, legitymacja studencka (i tak do wymiany), 100 zl, no i niestety parę e-maili do ludzi których spotkałem. Poza tym zniknął mój słownik elektroniczny. nie moge powiedzieć ze 100% pewnoscią że mi go skradli a nie ja go gdzieś podziałem, ale w pociągu pamiętam że raz jak wróciłem z toalety zastanawiałem się dlaczego zostawiłem plecak otwarty ...
W Shanghaiu (po nocnej, 15h jezdzie) zwiedziłem budynek w którym odbył sie Pierwszy Zjazd Delegatów Chińskiej Partii Komunistycznej i dokończyłem zakupy. Ogólnie kupiłem 3 seriale (Deadwood, Babylon 5 i Deep Space 9), z 30 filmów, sporo zwojów z obrazami (ładne, ręcznie malowane za 10 zł?), sporo ubrań, sporo książek (np wielki słownik angielsko-angielski Oxford Concise, na rynek Chiński za 33 zł), no i parę gier - jak Mahjongg (ważył tonę), szachy, szachu chińskie ... No i pomniejsze prezencik. Ogólnie troche przesadziłem.
Powrót był w miarę udany, nie licząc tego że udało mi się stłuc okulary i że walizka (kupiłem by przetransportowac cały kram) się mi rozleciała (tzn kółka i rączki) i ciężko było ją targać.

Tuesday, March 25, 2008

Xian

Przyjechalismy do Xianu w poniedzialek, nocnym pociagiem. Xian to bardzo stare miasto, stolica 13 dynastii Chinskich w dawnych czasach, przed oddaniem pola Nanjingowi(Nankin, Poludniowa stolica) i Beijingowi (Pekin, polnocna stolica). Miedzy innymi pierwszy cesarz Qin Shi Huang Di (III w. p.n.e.), mial tu swoja stolice, a nieopodal swoje megalomaniackie mauzoleum przed ktorym kazal ustawic armie z terakoty ktora miala mu sluzyc w zaswiatach.
Niewiele z tego widac teraz, jest co prawda mur miejski (duzy i wysoki, lecz w wiekszosci odbudowany ostatnio) i pare zabytkow w miescie, ale wiekszosc to nowoczesne miasto, bogatsze niz Chengdu, ale jakos ... bez duszy, i z ogromnym najazdem turystow ( wiadomo, terakotowa armia ...).
Pierwszego dnia, oprocz zalatwienia wycieczki do Armii na kolejny dzien i przejsciu sie po miescie zobaczylem wieze dzwonna i spotkalem sie na kolacje z fajna chinka ktora poznalismy w pociagu, Xiaomin, studentke medycyny.
Dzisiaj natomiast caly dzien spedzilismy na wycieczce po miejscach na zachod od miasta. Bylismy mala grupka, my, 4 kanadyjczykow i jedna koreanka. Zawiezli nas naj pierw do jakiegos muzeum z relikwiami Buddy Sakyamuni (historyczny Budda, jakies kostki), a potem do slynnych goracych zrodel, w ktorych szczegolnie cesarze z dynastii Tang sie lubowali, a rowniez Chang Kai Shek.
Z Chang Kai Shekiem byla zwiazana opowiesc, w 1931 roku Japonczycy zaatakowali Chiny. Chang Kai Shek, przywodca Partii Nacjonalistycznej, nie chcial sie sprzymiezyc z Komunistami przeciwko nowemu wrogowi. 2 wlasnych generalow go z jego rezydencji w goracych zrodlach porwalo i zmusilo do porozumienia. nazywaja to "Incydent Xianski"
W koncu dotarlismy do Armii z Terakoty. Zbudowalo ja (zawsze pod ziemia) iles tam set tysiecy robotnikow i artystow (mowili nam 700 000) w ciagu kilkudziesieciu lat. Miala sluzyc pierwszemu cesarzowi po smierci, mowia zeby zdobyc zaswiaty i pokonac wszystkich ktorych tam cesarz sam uprzednio wyslal (wslawil sie m.in. w zeziach na uczonych konfucjanskich). Cesarz jednak byl pod koniec zycia coraz bardziej szalony (eliksiry na dlugowecznosc na bazie rteci nie pomagaly), nie oszczedzal swoich poddanych i nie ustanowil nastepcy. Jego syn zostal przez to szybko obalony a armia w wiekszosci ztrzaskana i podpalona (tzn komnaty w ktorych byla).
Na szczescie, zostalo wystarczajaco duzo by teraz archeologowie mogli ja odrestaurowac. Armia robi wrazenie swoim ogromem, mimo ze tylko mala jej czesc zostala odkopana. Odkryto 4 komory, piechoty, locznikow, dowodztwa i nieskonczona (artysci uciekli przed rebeliantami). Z tego dowodztwa nie zostala przez rebeliantow podpalona i zniszczona, ale i tak sie z czasem zawalila.
Nazywaja ja 8 cudem swiata - co ze wzgledu na date powstania, pasuje.
Odwiedzilismy jeszcze pare mniej waznych miejsc, byla to ogolnie ciekawa wycieczka.

Ogrody Chengdu

Niewiem czy juz prawilem peany na rzecz ogrodow w Chengdu czy nie, najwyzej sie powtorze. A wiec, ogorody te sa naprawde wspaniale! Nie dlatego ze sa same z siebie piekne, sa, ale to nie najwazniejsze. Najwazniesi sa ludzie. Wczesnie rano, wsrod swiergotu ptakow i puszczanej muzyki wielu chinczykow cwiczy taichi, taniec lub jakas sztuke walki (widzialem np ludzi cwiczacych z mieczami). Gdy robi sie nieca pozniej ogrody herbaciane na swiezym powietrzu zaczynaja pekac w szwach od ludzi ktorzy przyszli tutaj spotkac znajomych / pograc w Mah-jong / pograc w karty / zjesc / dostac masaz / miec wyczyszczone uszy / obejrzec wystep lub ... po prostu odpoczac na dworze i wypic herbate. Wieczorem ogrody nieco pustoszeja ale znowu rozbrzmiewa muzyka i tlumy chinczykow tancza. Dodac jeszcze do tego bawiace sie dzieci w malych wesolych miasteczkach, pary plywajace w lodkach po rzeczkach, ludzi grajacych w badmintona lub puszczajacych latawce (w wietrzne dni)...
Ogrody Chengdu sa zawsze pelne zycia i ludzi, co moge szczegolnie docenic teraz, po obejrzeniu ogrodow Xianu, ktore sa w porownaniu prawie wymarle.

Z inncy rzeczy, Wielkanocy za bardzo nie swietowalem, ale poszedlem na msze. Maja tutaj wczesno-20 wieczny katolicki kosciol z klasztorem, bardzo ladny. Oczywiscie mszy nie rozumialem, ale ...

Friday, March 21, 2008

System irygacyjny Li Binga (Dujiangyan) i Gora Qingcheng

Wczoraj spedzilem jedne dzien z chinska grupa wycieczkowa do systemu irygacyjnego Dujiangyan i gory Qingcheng.
Pierwszym przystankiem byla jednak hodowla jeleni i niedzwiadkow. Najpierw myslalem ze hoduja je na mieso, co oczywiscie jest czesciowo prawda, ale tak naprawde chodzilo o medycyne chinska. Zgodnie z ta doktryna rozne czesci zwierza maja rozne lecznicze wlasciwosci, wiec w sklepie za hodowla (oczywiscie po to nas tam przywiezli) mozna bylo kupic woreczki zolciowe, sproszkowane poroze, sciegna, kopyta itp itd, wszystko lecznicze ;).
Nastepny przystanek to byl system irygacyjny Li Binga. Li Bing byl gubernatorem Shu (teraz Syczuan) w okresie Walczacych Panstw (III w p.n.e.). Powodzie byly wtedy czeste, wiec zbudowal on ogromnymi nakladami prosty system dzielacy wody rzeki tak, by do pol plynelo zawsze tyle ile potrzeba (ogromne naklady bo musieli drugie koryto dla rzeki wykopac). Ogolnie najpierw podzielil rzeke na dwa, a potem z rzeki dla pol uprawnych zbudowal odplywy do tej drugiej gdy poziom wody byl za wysoki. To uczynilo z Syczuanu potege rolna, wiec teraz jest on czczony w swojej wlasnej swiatynie przy systemie irygacyjnym.
Do zwiedzania jest to miejsce ciekawe, ale na godzine, moze dwie, bo nie za wiele tam jest - model systemu, swiatynia, ogladanie dzielnika rzeki i odplywow.
Potem pojechalismy popodziwiac jak ostre i przydatne sa noze firmy Czerwony Dom kierowanej przez bylego oficera armii, i w koncu do gory Quingcheng.
ora Qingcheng, swieta lecz bardzo niska, 1200m, to gora Taoizmu. Roslinnosc jest tam bardzo ladna i ma tez sporo pieknych swiatyn, wiec ogolnie bylo warto.
W niedziele jedziemy dalej, do Xi'anu, starej stolicy Chin, slynnej z Terakotowej armii, a dzis i jutro jeszcze zakupy i troche zwiedzania.
Do uzlyszenia!

Nieudana wycieczka na Zachod Syczuanu

Jako ze padl pomysl z Tybetem, stwierdzilem ze pojade na zachod Syczuanu, do dawnej Tybetanskiej prowincji Kham, na 3 dni. Nie do konca sie udalo.
Najpierw pojechalem do miejscowosci Kargding, na drodze do Tybetu, 50% Tybetanczycy 50% Han (Chinczycy). Po 6h, kretych drogach i minieciu okolo 100 ciezarowek wojskowych pelnych zolniezy (glowna droga do Tybetu) dojechalem na miejsce. Samo miasto nie robi wielkiego wrazenia, jest dosc nowoczesne i bardzo dlugie, wepchniete w waska doline. Jak tam bylem roilo sie od policji, a oddzial wojka maszerowal w ta i z pworotem po glownej ulicy, lecz bylo spokojnie.
Widac bylo ze to miasto dosc Tybetanskie - flagi Bon poroawieszane wszedzie, czesc ludzi noszaca tradycyjne stroje ... Poszedlem troche pozwiedzac - Klasztor tybetanski (llamasarium?) zrobil na mnie duze wrazenie - duzy, pelen kol modlitewnych, i co najwazniejsze, llamow czytajacych na glos swiete mantry na glowny podworcu. Spotkalem tam paru reporterow Reutersa, jak wiadomo Tybet to teraz goracy temat, wiec i w Kargding sie znalezli. Bardzo milo sie z nimi rozmawialo. Wjechalem tez na pobliska gore, z kotrej mialy byc piekne widoki ... moze by byly gdyby nie drzewa wszedzie zaslaniajace widok w dol.
Pod wieczor spotkalem jednego ciekawego pol-tybetanczyka i razem poszedlem do moejgo hostelu. Co sie okazalo, akurat w hostelu byl takze jego przyjaciel, i w koncu do pozna rozmawialismy na dole - dozorczyni hostelu, ja, on i przyjaciel. Troche mnie probowali nauczyc chinskiego, i nawet troche im sie udalo. Ogolnie byl to dosc udany dzien.
Czego nie mozna powiedziec o kolejnym. Nastepnym przystankiem miala byc Danba, miasto slynne z pobliskich wiosek tybetanskich i pieknych wiez strazniczych z dynastii Qing (17-20 wiek). Droga tam to 4 godziny przez waska doline (kanion?), kreta, pol-zwirowa droga pelna malych kopalni po bokach, w wiekszosci chyba kopanych przez miejscowych. Po 3,5 godziny jazdy minibusem(i jednej gumie) dojechalismy do punktu kontrolnego policji. Policja sprawdzala moj paszport dobre 2 minuty, i gestami przekazali mi ze musze zawrocic. Nie wiem do konca dlaczego, moze to ze wiza zostala wydana w Japonii, a ja z Polski? Tak wiec kolejne 3,5h telepalem sie z powortem (zadnych bocznych drog tam nie ma, kolejna guma, inny minibus), a potem jeszcz 7h do Chengdu, czyli tego dnia 14h w samochodzie po baaardzo zlych drogach i nie zobaczylem Danby ... nie do kona o tym mazylem, no ale coz.

Leshan Budda

W czasach dynastii Tang (6-9wiek?) w miejscowosci Leshan z inicjatywy pewnego buddyjskiego mnicha wykuto w nadrzecznym klifie ogromnego Budde (60 m?) by chronil rybakow przed niebezpiecznymi wirami u styku dwoch rzek. I o dziwo, podzialalo, poniewaz wszystko co rzezbiarze odkuli zrzucali do rzeki, zasypujac niebezpieczne glebiny ktore byly powodem wirow.
Przyjechalem do Leshan dosc pozno, poniewaz zjazd z Emei shan autobusem zabral 2h, i jeszcze dojazd z Emei do Leshan kolejna godzine, bylem wiec na miejscu okolo 15:30. Na szczescie wyrzucili nas tuz przed wejsciem do parku z Budda, wiec nie tracilem wiecej czasu na dojazdy.
Budda robi wrazenie, teraz to najwyzszy Budda na swiecie (po pewnym incydencie miedzy Talibami a poprzednim najwyzszym Budda na swiecie). Obejrzalem go ze wszystkich stron, jak rowniez pare innych interesujacych rzeczy w poblizu - jak same klify, pare grobowcow, most i swiatynie buddyjska. Niestety, nie udalo mi sie zrealizowac ostatniego punktu programu - obejrzenie Buddy z rzeki, na nadbrzezu bylem dopiero po 17, i juz nie bylo statkow.
Mialem duze problemy z poworotem. Lonely Planet pisalo ze ostatni autobus do Chengdu jest o 18:30, wiec by byc bezpiecznym o 17:30 pojawilem sie w miejscu gdzie mial byc (wedlug Lonely Planet) autobus. Przeniesiony. Pojechalem wiec autobusem do innego zaznaczonego dworca autobusowego. Nie bylo go. W koncu spotkalem chinke mowiaca po angielsku i ona poradzila mi na jaki dworzec pojechac, i szczesliwie taksowka dotarlem tam na 18:30.

Emei shan

Sorry za opoznienia w pisaniu! Zawsze cos innego znajduje do roboty ...
A wiec, weszlem na Emei-shan. Emei-shan to slynna buddyjska gora, jedna z 7 swietych gor w Chinach, 3099 m (ja bylem tylko na drugim szczycie 3077). Jako ze jest slynna wchodzenie na ta gore to albo:
a) Dlugi marsz po schodach
b) Samochodem pod szczyt i kolejka linowa na szczyt
Ja wybralem opcje a na wchodzenie i b na zchodzenie. Dnia ktorego mialem jechac niestety zaspalem, a potem mialem problemy z dotarciem do miejsca w ktorym chcialem zaczac sie wspinac, Klasztoru Dlugiego Zycia (cala droga to pelne 2 dni, ja wstalem pozno i chcialem miec jeszcze czas na Budde w Leshan), tak wiec zaczalem sie wspinac o 14:00. Gora nie ma tak wspanialych widokow jak Huan Shan, od tylu (tamtedy sie na nia wspina) sa to bardzo lagodne stoki. Jest jednak duzo klaztorow i malpy po drodze. Pierwszego dnia pogoda nie byla rewelacyjna, ale tez nie padalo. Dotarlem do Klasztoru Sadzawki do Mycia Slonia, gora jest poswiecona buddzie Puxianowi (wymowa okolo "Pusian"), ktory mial tu przybyc na swoim latajacym sloniu i akurat tu go umyc, gdzie sie przespalem, (mili mnisi, choc pokoj raczej zwykly, ale z kocem elektrycznym!), i powedrowalem kolejnego dnia wyzej.
Szczyt jest naprawde bardzo ladny, z wielka zlota stupa w ksztalcie 10-twarzego Puxiana, a do trgo pogoda byla swietnia - bardzo duzo chmur ale podemna. Warto bylo sie tam udac. nastepnie zjechalem na dol i udalem sie autobusem do Leshan.

Saturday, March 15, 2008

Sichuan do teraz

Przepraszam za opoznienie, zadko znajduje czas na pisanie :(.
A wiec, kontynuujac, statkiem przybylismy kolo 6 rano do Chongquing. Miasto bardzo duze, rzad chinski chce je obrocic w wielki osrodek przemyslowy na miare Shanghaiu, wiec sporo pieniedzy w nie laduje, i to widac. Jest to tez miasto bardzo gorzyste, powiem tylko ze nad rzekami przewieszone sa kolejki linowe.
W Chonquing pozostalismy tylko pare godzin i pojechalismy autobusem do Chengdu, stolicy Sichuanu. Chengdu to najlepsze miasto chinskie ktore do tej pory widzialem, aleje szerokie pelne drzew, piekne parki pelne ptakow, sproro rzek, rozbudowana infrastruktura dla rowerow, i ludzie tez uprzejmi. Miasto jest slynne jako stolica prowincji, z pand, ze swych kawiarni i pieknych ogrodow. Zatrzymalismy sie najpierw w hostelu Sim's Cozy Guesthouse, bardzo ladny, super infrastruktura, ale bylo tam tyle ludzi ze byl troche bezosobowy, wiec po 2 dniach przenioslem sie do innego, Loft.
Na samym poczatku chcielsimy zalatwic wycieczke do Tybetu, ale najpierw powiedzieli nam ze to bedzie bardzo drogie i trudne, a po ostatnich zamieszkach ze niemozliwe. Monika i David pojechali teraz do rezerwatu przyrody na 4 dni, wiec jak wroca ustalimy co robimy w zamian. Ja zaczalem zwiedzanie od Osrodka Hodowli Pand i opery sychuanskiej. Panda to panda, duza, futrzata i milutka, fajnie bylo zobaczyc ale sie nie zaskoczylem. Opera Syczuanska natomiast byla bardzo ciekawa. To tak naprawde rozne pokazy, akrobatyczne, przedstawienia, i z czego sa slynni, pokazy ziania ogniem i zmieniania twarzy. Polecam jezeli ktos bedzie w poblizu. Kolejnego dnia wynajalem rower i zwiedzalem miasto na rowerze, odwiedzajac pare swiatyn i chatke Du Fu, slynnego poety z dynastii Tang (VII wiek). Bardzo ciekawa byla swiatynia poswiecona w calosci Liu Bei'owi, wodzowi panstwa Shu (Syczuan) w III wieku - epoka Trzech Krolestw. Jest on niesamowicie slynny miedzy innymi dzieki ksiazce historycznej - Opowiesc Trzech Krolestw, ktora ma status podobny do Iliady u Chinczykow (kupilem ja sobie, a propo).
Dzis natomiast zrobilem wycieczke za miasto do muzeum wykopalisk miasta z czasow 3-1 milenium BC, odwiedzajac po drodze jeden klasztor. Co smieszne, pomylilem sie i odwiedzilem nie ten klasztor co chcialem! Pewnie bym sie nie zorientwal, ale w muzemum spotkalem pare francozow z ich szefem, chinczykiem, ktorzy zaproponowali mi podrzucenie z powrotem do Chengdu, z przystankiem na obiad i wlasnie w tym klasztorze co chcialem zobaczyc. Niezle sie zdziwilem jak sie okazalo ze to nie ten co widzialem!
Samo muzeum wykopalisk bylo bardzo ciekawe - pokazywalo ze nie tylko nad Zolta Rzeka, ale tez w Syczuanie w tamtym czasie kwitla cywilizacja, i to zaawansowana.
Jutro chce pojechac pod Emei shan, by wspiac sie na ta buddyjska gore, No, moze nie zaczynajac od 0, troche podjade autobusem, bo nie mam tyle czasu, chce sie w 2 dni wyrobic.

Wednesday, March 12, 2008

Wycieczka po Yangtze (Chang Jiang) przez 3 przelomy

A wiec w koncu znalezlismy sie na naszym okrecie.
Sam w sobie wygladal na w miare standardowy wycieczkowy okret klasy europejskiej, moze troche juz stary, ale zaloga i organizacja byla zdecydowanie w duchu chinskim.
Zdzierali z nas gdy sie dalo (np wejsciowka na poklad wycieczkowy, dodatkowa oplata za przewoz do atrakcji), zachownie zalogi nieco chamskie, przerwa obiadowa dla zalogi, nawet tej na recepcji ...
Tamy nie zobaczylismy (tylko bardzo przelotem z autobusu), trasa zaczynala sie za tama. Przelomy sa naprawde ladne, z lewej i z prawej wytastaja wysokie zielone gory obsiane polami i sadami, czasami dzikie, czasami z kopalniami wegla. Na rzece od groma statkow, glownie przemyslowych lecz nie tylko.
Po drodze zatrzymalismy sie w 3 miejscach - bocznym przelomie Shedong - malym i waskim, w ktory wplynelismy innym, mniejszym, statkiem, a w koncu malym tradycyjnymi wioslowymi lodkami, zamek bialego krola - slynny z roli ktora odegral w czasie 3 krolestw (2-3 wiek, Liu Bei przekazuje wladze) choc wiekszosc zabudowy wygladala na czysty 20, no moze 21 wiek, i suuuuuper kiczowate miasto duchow w Fengdu. Miasto duchow naprawde kiedys zaczelo sie od swiatyni boga umarlych, ale potem obroslo w inne swiatynie i legendy, by teraz zostac przerobione przez komunistow w rodzaj kiczowatej atrakcji turystycznej.
Ogolnie byla to interesujaca podroz, choc dziwna, troche przypominala chyba wycieczki w czasach komunistycznych w Polsce, np. Rejs. Prawie wszyscy pasazerowie to byl turysci Chinscy.

Tuesday, March 11, 2008

Huang Shan i doi Trzech Przelomow

Najpierw ogloszenie: Jezeli napisaliscie mi jakies komentarze, to ich nie zobacze przed przyjazdem do Polski, pewien Wielki Firewall Chinski blokuje ogladanie stron Bloggera (co dziwne nie pisanie).
Pare dni temu wspielismy sie na Huang Shan, no przynajmniej tak kolejka linowa, Monika nie za bardzo pali sie do wspinaczek, i w gestej mgle zwiedzilismy czesc szczytow (dla mnie za mala, no ale zostalem przeglosowany), i zeszlismy na dol. Na szczescie po drodze na dol, na jednej wysokosci nie bylo mgiel, wiec jakies zdiecia z horyzontem wiekszym niz 30 m sa. Ogolnie naprawde piekna gora, tylko zeby mniej mgly ...
Wieczorem pojechalismy nocnym (z lozkami) autobusem do Wuhan, (spotkalismy po drodze fajna Chinke, Tien Tien, ktora nam troche pomogla i z ktra dlugo gadalismy, studentke anglistyki), z Wuhan kolejnym autobusem do Yichang, tuz pod nowa tama Trzech Przelomow. Akurat trafilismy na piekna pogode z duzym wiatrem w niedziele, wiec na bardzo fajnym parku na brzegu rzeki byly tlumy chinczykow z dziecmy puszczajacych latawce, naprawde ladny widok, inna twarz.
Wzielismy na ten sam dzien wieczor statek wycieczkowy (sprawdzenie cen w paru biurach itp), i po poludniu sie na niego zaokretowalismy.

Friday, March 7, 2008

Pierwsze 2 dni w Chinach

No i pojechalem do Chin!
Dzis i jutro jestem pod Huangshan - zolta gora, slynnej z widokow, na ktorej m.in. krecono sceny do filmu "Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok".
No ale zaczne od poczatku, przylecialem po poludniu do Shanghaiu, i po podrozy pociagiem magnetycznym do centrum (tak serio, mimo ze slynny, 300kmh, ten pociag to tylko pokazowka, szybciej byloby jezeli mieliby 2 razy wiecej zwyklych pociagow na trasie).
Pochodzilem i pojezdzilem po miescie, zobaczylem Bund - nabrzeze pelne majestatycznych przedwojennych europejskich budowli, i Nanjing street - glowna ulica handlowa.
Od razu paru spostrzezen:
1. Chinczycy sie zawsze pchaja, jak dzwi od metra sie otwieraja, zaczyna sie bitwa miedzy wchodzacymi a wychodzacymi.
2. Szanghai jest NAPRAWDE przebudowywany, wszedzie sztalunki (zardzewiale rury plus bambus), czesc ulic pozamykana wszedzie place budowy, porozwalane chodniki i sterty gruzow.
3. Na drogach panuje totalna wolna amerykanka. Wszedzie sa motorynki, piesi(chodnikow prawie nie ma) i samochody, trukaja na ciebie samochody jak na zielonym przechodzisz.
4. Wszyscy chca ciebie naciagnac lub oszukac. Zaczynajac od tlumow sprzedawcow bzdet ("oryginalne" Omegi), alfonsow, dziewczyn chcacych pojsc z toba na kawe/obiad (“dziewczyny z prowincji”, choc w przypadku nieltorych moze naprawde byly szczere ... alob bardzo dobre, z 8 mnie w 2 dni zaczepilo), sprzedawcow zawyzajacych ceny, sprzedawcow dajacych ci banknoty 5 jiao(0.5 yuana) zamiast 5 yuanow...
5. Wyraznie widac kosci zlotego wieku przedwojennego Shanghaiu, wielkie budowle z poczatku zeszlego wieku sa wszedzie, niektore bardzo ladne.
6. Straszny kontrast - super nowoczesnosc - drapacze chmur, wielkie banki itp., a z drugiej strony biedne uliczki z praniem na banbusach, ludzie noszacy rzeczy na bambusowych dragach.
7. No i problem jezykowy ... chinczycy zadko kiedy angielski znaja.

Tak wiec, pierwszego dnia przespalem sie w ladnym hostelu Captain‘s hostel, drugiego mialem odebrac Monike i Davida z portu. Tylko ze ... port ktory mialem na mapie nie istnial juz (godzilne go szukalem!), port do ktorego mieli przyplynac byl w renowacji (zamkniety), wiec wysadzili ich zupelnie gdzie indziej, a ich statek sie 6h spoznil. Przez to sporo czasu stracilismy na szukanie siebie nawzajem, ale w koncu sie znalezlismy pod wieczor, a ja zdazylem jeszcze obejrzec bardzo ciekawe ogrody Yuyuan, kompleks handlowy dookola ich, a nawet zgubic sie w metrze (zmienione nazwy stacji ...).

Wieczorem wsiedlismy w pociag nocny i pojechalismy do Huang Shan.
Od razu wpadlismy w rece chinskiej mafii pana Hu. Pan Hu ma restauracje pod Huang Shan (miasteczko Tangkou), i dopoki go nie spotkalismy nie rozmielismy znaczenia slowka "everpresent"(zawsze obecny) w jego opisie w przewodniku Lonely Planet. A wiec, z dworca pojechalismy mini-busem do Tangkou (z targowaniem), pani z busu juz probowala sie z nami porozumiec, i w koncu zadzwonila do pana Hu i wysadzila nas przed (zaprzyjznionym?) hotelem. Pan Hu czekal i nam pomogl zabookowac hotel, potem chcial nas zabrac do swojej restauracji na obiad, Powiedzielismy nie, i ze pojdziemy pod gore piechota.
Niestety pogoda nie byla najlepsza wiec glowna wspinaczke do jutra odlozylismy, ale dzis zamierzalismy isc troche pod gore i zobaczyc wodospady.
Z 6 razy taksowki chcialy nas zabrac, w tym 2 razy pan Hu sie objawil pomoc, i w koncu wzielismy taksowke pod gore. Pan Hu chcial na nas poczekac na dole ale powiedzielismy nie. Wodospady byly bardzo fajne, mimo ostrej mgly, niestety z tad nie moge zdjec uploadowac.
Wrocilismy do hotelu, zjedlismy i kupilismy na jutro rzeczy, i zgadnij kto sie pod naszym pokojem objawil, pan Hu! W koncu kupilismy przez niego bilety na autobus dalej do Wuhan na jutro wieczor(cena taka sama jak na dworcu sprawdzilismy), ale w koncu chuba pojdziemy jutro do jego restauracji na kolacje.
Teraz jestem w kafejce internetowej - 3 yuany/h. to 1zl/h, i klientela taka jak sie mozna spodziewac - gracze (Warcraft III rozpoznaje), troche surferow ii ... co pare minut odcina prad na chwilke, wiec UPSy sie wlaczaja. W takim srodowisku maja naprawde probe bojowa.
Napisze znow jak bede mogl.

Tuesday, March 4, 2008

Update przed wyjazdem do Chin

Dziś ostatecznie skończyłem przenosiny rzeczy do nowego mieszkania - tego samego co Kasi, i po przespaniu się dziś u Borysa lecę jutro do Chin.
Ostatni tydzień to było pakowanie, pakowanie, pakowanie, i właśnie też w ostanią niedzielę - zatrudnienie Hiro, chłopaka Kasi, i wypożyczenie samochodu do przewiezienia całości zapakowanego chramu do Kasi.

Znaleźliśmy trzeciego do mojego i Kasi mieszkania, koreańczyka, Yung Jun Jang. Mieliśmy wybór zpośród koreańczyka i marokańczyka, ale marokańczyk, mimo że fajny człowiek, był zupełnie niepoukładany.

Nowe zdjęcia pojawiły się na Picassie - z pierwszej snieżnej wycieczki(Gozaisho) i z Hadaka Matsuri, polecam :).

2008年02月09日 - Yunoyama Onsen + Gozaisho


2008年02月19日 - Naked Festival


Wiele osób opuszcza uniwersytet teraz w Marcu, większość uzbeków z mojego poprzedniego budynku, w tym Shohruh, na przykład. Zrobiliśmy z tego powodu małe party w niedzielę.
Również w moim laboratorium jest to czas pożegnań, 2 studentów doktorskich i 3 magisterskich nasz opuszcza.

Sunday, February 17, 2008

Drugi Śnieg ...

Po problemach ze śniegiem w zeszłym tygodniu, w tym sprawdziliśmy prognozę przed kolejną wycieczką, tym razem na szczyt Fujiwaradake. Było tylko 20% szansy na śnieg, ale oczywiście jak jechaliśmy zaczęło rzęsiście padać.
Daliśmy sobie spokój z wspinaczką (ten szczyt nie ma kolejki linowej), i tylko poszliśmy do świątyni, trochę pod górkę i bawiliśmy się w śniegu - śnieżki, bałwan, orzełki w śniegu... Celu wyznaczonego nie osiągnęliśmy, ale nudzić też się nie nudziliśmy.
Kolejne doświadczenie z dużą ilością śniegu i moimi butami dowiodło że na Chiny muszę kupić sobie porządne buty sportowe, i jako że Szczepan doszedł do podobnego wniosku (buty mu się w pół drogi rozwaliły) pojechaliśmy po wycieczce razem to sklepu firmowego Mont-Bell (japońska marka), i oboje kupiliśmy (ok, ja tylko zamówiłem, muszę w środę się jeszcze raz przejechać bo teraz nie mieli mojego rozmiaru), drogo, ale chyba akurat ten element ubioru dla zwiedzania Chin jest bardzo ważny, szczególnie że planujemy wycieczki w wysokie miejsca.

We wtorek jest Hadaka Matsuri - festiwal w którym nosząc tylko przepaski biodrowe i skarpetki biegamy przez miasto. Ogólnie biegających jest ok. 10 000, ja namówiłem też Borysa i Emila by ze mną uczestniczyli, będzie ciekawie.

2008年02月17日 - Wycieczka na Fujiwaradake (nieudana)

Sunday, February 10, 2008

Śnieg i w Nagoi czasem pada ...

W ten weekend w Nagoi i okolicach po raz pierwszy spadł śnieg.
Prawdę mówiąc mógłby sobie jednak wybrać inny czas, bo był to akurat dzień w którym udaliśmy się z Daliborem, Szczepanem, Kristiną, Li, Piotrkiem i Kristianem(niemcy) do miejscowości Yunoyama Onsen (湯ノ山温泉) w celu wspięcia się na górkę Gozaisho(御在所), 1211m, a potem do onsenu.
Jest to ośrodek turystyczny (onsen, ośrodek narciarski na szczycie, kolejka linowa) i nie było do tej pory śniegu więc myśleliśmy że będzie to prosta wspinaczka wydeptanym szlakiem. No, ale właśnie tuż po rozpoczęciu wspinaczki zaczął padać śnieg ... no i padał i padał jak my się wspinaliśmy, tak że warstwa śniegu doszła pod koniec do około 30 cm. Też sam szlak nie był tak prosty jak myśleliśmy, znaczy, nie był trudny, ale w paru miejscach cieszyłem się że japończycy rozwieszają na szlakach tyle łańcuchów, lin i drabin. Wreszcie całkowicie przemoczeni doszliśmy do końcowej stacji kolejki linowej i nikomu już nie chciało się iść na sam szczyt(może 30m wyżej w pionie, ale do przejścia jeszcze z 400m), więc po zjedzeniu czegoś wróciliśmy kolejką. Wyszły bardzo fajne zdjęcia (zamieszczę jak wydobędę od fotografów), ale widoczność była ograniczona do jakichś 50-100 m, a więc platforma widokowa do oglądania góry Fuji (odległość jakieś 200km) nie na wiele się przydała.
Na dole poszedliśmy do onsenu odpocząć po przeżyciach i wróciliśmy do Nagoi.
Jako że temperatura na dole, jak również w Nagoi, była powyżej zera (na górze trochę poniżej), śnieg zamienił się w breję przez co buty mi całkowicie przemoczyło.

Z innych ciekawych zdarzeń, w piątek była ostatnia próba prezentacji prac inżynierskich, razem z laboratorium z Toyohamy, i oczywiście następnie party. Ludzie z tamtego labu byli ciekawi, sporo studentów zagranicznych, dobrze się z nimi rozmawiało. Również Pari, fundamentalistyczny Hindus z naszego labu się po raz pierwszy trochę upił i bardzo dziwnie zachowywał.

A, no i właśnie - przyszły wyniki, zdałem mój egzamin z Japońskiego na 2kyu! Co prawda uzyskałem tylko 257 na 400 punktów (240 zalicza), no ale liczy się na zdane. Tylko dziwi mnie że dyplom jest w formacie takim jak rachunek telefoniczny, około B6 na ultra cienkim papierze ...

Saturday, February 2, 2008

Upload paru zdjęć

Dostałem od Mariny jej zdjęcia z dwóch przyjęć i naszej wspólnej wycieczki do Inuyamy(zamek i park Małp w pobliżu Nagoi), więc załadowałem je na Picassę:
2007年12月01日 - Urodziny Krzysia (zdj Marina)

2008年01月20日 - Inuyama z Marina (zdj Marina)

2008年01月25日 - NUPACE Bad Taste Party (zdj Marina)

Monday, January 28, 2008

Nieco zepsuty weekend + parę obserwacji

Ostatni weekend nieco mi nie wyszedł ... w sobotę mieliśmy jechać ze znajomymi do onsenu, tylko że ... pomyliłem godzinę spotkania, z 10:45 na 11:45, a kolejny autobus do Onsenu był dopiero o 2 ...
Natomiast wczoraj miałem przoność 2 rzeczy (grzejnik i szafkę) z mieszkania Nicolasa, który się wyprowadza, do mieszkania Kasi, do której się w Marcu wprowadzam, tylko że ... komórki zapomniałem i się z Kasią nie mogłem skontaktować, więc w końcu dziś przenosiłem.

Już wcześniej zauważyłem reklamy przeciw samobójstwom, dziś w metrze rzuciła mi się w oczy kolejna. Pokazywała ilość ofiar wypadków drogowych i samobójstw, przy czym samobójstw było ponad 3 krotnie więcej. Nie wiem na ile to prawda i nie jestem pewien z kąd to były dane, ale trzeba przyznać że to ciekawa statystyka, oznaczająca m.in. że drogi w Japonii są nadzwyczaj bezpieczne ;).
Przypomnę, że o ile Japonia jest w Top Ten krajów z największą ilością samobójstw, to wyprzedza ją sporo krajów byłego ZSRR (choć tam pewnie porównanie ofiary drogowe/samobójstw wypadłoby inaczej).

Drugą ciekawą rzecząbyłą moja wizyta w konsulacie Chin po wizę. Przeczytałem w internecie że trzeba zapłacić, mieć zdjęcia i wypełnić formularz, więc zdjęcia wziąłem i poszedłem, myśląc że resztę na miejscu załatwię. Przeżyłem niezły szok. Nie dość że formularze, opisy i wytłumaczenia były tylko po Chińsku(kanji często podobne, więc imię, wiek, miejsce nardozenia zrozumiem, ale już np. cel podróży, czy byłeś karany itp ...), to jeszcze nikogo nie było do pomocy, tylko pani w okienku (do którego jest kolejka)! W Japonii jest to naprawdę niespotykane, nie dość że formularze dla obcokrajowcó mają angielskie podpisy też, to zawsze jest osoba do pomocy która wytłumaczy jak się nie wie, i ja się do takiego modelu przyzywyczaiłem.
W końcu się poddałem i postanowiłem załatwić to innego dnia z pomocą któregoś ze znajomych chińczyków.

Ah, jeszcze jedna rzecz, na nowszych liniach metra w Nagoi mają tablice elektroniczne wyświetlające rzeczy typu kolejny pociągo której i gdzie. Dają też tam nagłówki z gazet. Dziś jednak widziałem nagłówek w formie HTML, pewnie im sięczasowo coś zepsuło, ale fajnie wiedzieć że nawet w tak banalnych miejscach używają XML i HTML.

Sunday, January 20, 2008

Inuyama

Dziś z rana, po odebraniu laptopa z naprawy (wymiana wyświetlacza, miał czarne piksele), pojechałem z Mariną do Inuyamy zobaczyć zamek i Park Małp. Zamek Inuyamy to najstarszy zachowany zamek Japonii, zbudowany w latach 1530-tych. Jako jeden z nielicznych wciąż istniejących zamków naprawdę widział walkę (w XVI wieku, choć trochę niechlubnie bo zdobyty 2 razy). Oprowadził nas po nim przewodnik - ochotnik, starszy pan który robił to w czasie wolnym, niedzieli, bo lubił historię.
Po zamku udaliśmy się do Parku Małp. Ten stare niby-zoo/park rozrywki nas zaskoczył, bo był naprawdę duży, i mimo niskiej temperatury większość małpowych atrakcji była czynna, m. in. można było wejść do paru zagród, i np. na Marinę jedna małpa wlazła.
Mieli naprawdę wiele małp, z Ameryki, Afryki i Azji.
Jednak Park Małp okazał się być nie tylko niby-Zoo, ale też parkiem rozrywki, z kołem diabelskim, paroma kolejkami górskimi itp. Niestety na to nie mieliśmy już czasu, może następnym razem?

Łyżwy i Onsen

Sobotę spędziłem ze znajomymi czeskimi - Dali i Szczepan z żoną Kristiną. Oboje są post-docami tutaj. Pojechaliśmy razem na dawny teren Aichi Expo 2005, gdzie zrobili bardzo ładny park i obiekty sportowe, w tym lodowisko.
Na szczęście mieli mój numer, 30 w numeracji japońskiej, zazwyczaj jest to największy jaki mają. Dali i Szczepan jeżdżą naprawdę dobrze, ja ... hmm, trochę sobie w ciągu tych paru godzin przypomniałem, ale jeszcze wielu rzeczy nie potrafię, natomiast Kristina jest początkująca.
Ogólnie dobrze się bawiliśmy, a Szczepan robił dziesiątki zdjęć, jak będę je miał, to podczepię.
Po lodowisku plan zakładał Nagakute Onsen, ale że mieliśmy się spotkać tam ze znajomą a ta pisała że się godzinę spóźni, to stwierdziliśmy że najpierw znajdziemy skarb. Szczepan ma odbiornik GPS, a parę lat temu pojawiła się strona na której różni ludzie publikują pod jakimi koordynatami, z krótkim opisem, gdzie ukryli "skarb". A więc przez komórkę dostaliśmy koordynaty najbliższego "skarbu" i zaczęliśmy szukać. Nie był daleko, ale nie mogliśmy go znaleźć w miejscu gdzie wskazywał GPS (są one zawsze ukryte). Możliwe że już nie było akurat tego, co prawda, cały teren Aichi Expo jest nadal przebudowywany.
W końcu poszedliśmy do Nagakute Onsen. Jest to Onsen zasilany z naturalnych źródeł, ale nowoczesny, a więc w dużym, całkowicie zamglonym pomieszczeniu Sauna, z 10 basenów o różnych temperaturach, od 15 do 47 stopni, masaże elektryczne i bąbelkowe ... Plus rotenburo - czyli 3 baseny na zewnątrz w zimnym powietrzu. Te ja lubię najbardziej, choć jeszcze chcę tej zimy pojechać do prawdziwego, tradycyjnego rotenburo w górach, z naturalnymi źródłami, n świeżym powietrzu.
W końcu znajoma która miała do nas dołączyć, Li, przyjechała tym autobusem co my odjeżdżaliśmy, więc się niedograliśmy, no ale zdarza się.
Na koniec udaliśmy się jeszcze do Izakai, czyli baru japońskiego, na kolację. Okazał się to bardzo udany, choć nieco drogi, dzień.

Czwartek - Potop studencki

W ubiegły czwartek był dzień prezentowania laboratoriów na naszym wydziale. Większość studentów B3 - 3 rok inżyniera, idzie po kolei do każdego laboratorium by wysłuchać co ma profesor do powiedzenia i zobaczyć jak laboratorium wygląda. Na 4 rok każdy musi jedno wybrać.
Tak więc, w związku z tym przez nasze laboratorium przewaliło się 120 studentów, w grupkach po 6-12. Profesor sobie trochę zdarł głos, prawie 20 razy powtarzając to samo, korytarzykiem nie dało się przejść bo był eksperyment do oglądania, a też pracować się nie dało bo akurat przy moim biurku się kolejne grupki zatrzymywały by poobserwować nasze laboratorium i wysłuchać dlaczego nasze laboratorium jest dobre ("Łatwo się tu żyje! 2 lodówki, ekspres do kawy, zawsze można z szafki i lodówki kupić napoje i instant ramen(zupki chińskie), mamy kącik od czytania mangi i subskrypcję na wszystkie ważniejsze tytuły, no i oczywiście łóżko! Poza tym nasze laboratorium jest bardzo czyste i mamy piękny widok z 9 piętra.", po 12 razach pamięta się).
Mimo to wszyscy się dobrze bawili, zgadywali kto się zdecyduje kandydować (5 osób około jest akceptowanych), i żartowali z studentami.

Wizyta w Kyoto

13 Stycznia pojechałem do Kyoto zobaczyć słynny turniej łuczniczy wzdłuż świątyni Sanjusangendo (Sanjusangendo Toshiya), który się tam odbywa co roku (od baaaardzo dawna) w związku z dniem pełnoletności(2 poniedziałek stycznia, tym razem 14). Świątynia jest słynna z turniei łuczniczych od 17 wieku, pewnie dlatego że jest jedną z najdłuższych świątyń, około 120m. Biorą w tym turnieju udział głównie mężczyźni i kobiety wchodzące w pełnoletność (20 lat w Japonii), w tradycyjnych kimonach. Prawdę mówiąc w dzisiejszych czasach chyba cieszy się taką popularnością przez tłumy młodych kobiet w tradycyjnych kimonach strzelających z łuków.



Strzelające 20-latki w kimonach

Głównym powodem tej wycieczki było 10,000Y które dostaje się od szkoły na wizytę w Kyoto, normalnie bym chyba ten turniej sobie odpuścił. Też skład z kim będę jechał się ostro zmieniał, najpierw miała to być Minjung, potem Mandar, a w końcu pojechałem z Daliborem.
Po pooglądaniu strzelających, przejściu się przez świątynię, skropieniu wodą brzozową leczącą ciało i duszę przez mnicha, zjedzeniu czegoś w budkach itp, udaliśmy się w oddalony rejon Kyoto nazywany Arashiyama. To już obrzeża miasta, słynne z wielu świątyń. Świątynie jak świątynie, ciekawe, ale niektóre miały wspaniałe ogrody, szczególnie ogród mchowy w Gioji.
Niestety okazało się że Dali już tam raz był, razem z Saori, swoją dziewczyną. Mimo to chyba obu nam się podobało, mimo niskich temperatur. Była to też okazja dla długich rozmów o wszystkim z javascript:void(0).

2008年01月13日 - Kyoto z Dalim (三十三間堂+嵐山)

Urodziny Piotrka i Kasi

12 Stycznia Piotrek i Kasia obchodzili razem urodziny i zaprosili przez to spore towarzystwo do mieszkania Piotrka. Miało to być przebieranie przyjęcie, ja się chciałem za cowboya przebrać, ale z powodu złej czapki raczej mi wyszedł jakiś skaut. Najfajniesze były 3 wiedźmy Bartka, Oli i Hani.
Zebrała się duża część polskiego towarzystwa plus znajomi, bardzo miło spędziliśmy czas, dla mnie była to szansa na zużytkowanie sporej ilości zapasów z Polski.



Bartek jako wiedźma (Tan, Myuki,Bartek i ja)

Zdjęcia są nie moje, robił je w większości japończyk Tomonori, z laboratorium Kasi, więc tylko link do nich dam:
Zdjęcia Tomonoriego

Wieczorem poszedłem jeszcze na pożegnalne Karaoke Anne(dziewczyny Borysa) z Borysem i Emilem.

Monachium

Po Warszawie poleciałem do Monachium odwiedzić Anię i Jana.
Ania wyjechała po mnie na lotnisko z Rubenem i pojechaliśmy do ich domu.
Mieszkanie nadal to samo co 3 lata temu jak byłem u nich ostatni raz, ale znacznie pełniejsze z 2 biegającymi dziewczynkami wszędzie. Pia i Lina są naprawdę "genki", jak mówią po japońsku, co znaczy zdrowe, ruchliwe i aktywne, zaskoczyło mnie jak szybko wyrosły, i jak dobrze mówią. Ania powiesiła na ścianach wiele własnych obrazków, z tekstami z Biblii. Naprawdę ładnie wyglądają. Dziewczynki dużo robią już same, ubierają się, jedzą, opiekują się Rubenem ...
Zobaczyłem też w praktyce jak dosłownie dzieci traktują filmy, po Kubuśu Puchatku Ania przyłapała dziewczynki na ... wyjadaniu miodu ze słoika ręką.
W ciągu tych 3 dni dużo rozmawialiśmy, zobaczyliśmy głowny salon BMW, BMW Welt (jego falistelinie robią naprawdę ciekawe wrażenie), Olimpia Gelande, park po olimpiadzie 1980, i Nymphenburg, pałac królów Bawarii.



My (bez Jana) przed BMW Welt

Ostatniego wieczoru zagraliśmy też w grę planszową Talisman (aka Magia i Miecz, tylko że v4), Janowi się strasznie spodobała.
Ogólnie były to bardzo miłe 3 dni, jednego planu tylko nie zrealizowaliśmy - zamku Neuschwanstein, przez warunki pogodowe, ale to może i lepiej, będzie na nastepny raz :).

2008年01月04日 - Monachium u Ani i Jana

Friday, January 11, 2008

2 tygodnie w Polsce

Oj, te 2 tygodnie szybko zeszły ...
Mieszkałem głównie u rodziców w Urzucie, tzn. z dala od Warszawy, ale widać było że się ojciec za mną stęksknił bo mnie ciągle wszędzie woził :P.
Na święta przyjechało do Polski dużo znajomych i rodziny, poza rodziną z Francji również kuzynka Joasia z mężem z Indii, a znajomi też z Anglii, Belgii, Francji wrócili na święta.
Wigilia była bardzo miła ale mała, z dziadkami w piątkę, ale na 2 dzień świąt 17 osób przyjechało do Urzutu i było bardzo tłumnie i rodzinnie. Miałem napięty program spotkań ze znajomymi, ze Staszica, z Japońskiego, z Kafla, klubu, wizyta na uniwersytecie u profesora ...
Zrobiłem też duże zakupy ubraniowe, nie żeby były znacznie tańsze niż w Japonii(i tak w większości produkcja Chińska, a oni mają bliżej), ale jest większy wybór w moich rozmiarach, bardziej w moim guście, no i brak bariery komunikacyjnej przy zakupach.
Na Sylwestra poszedłem do znajomych - Michała Kusia i Agnieszki (niedługo Kuś), było kameralnie - jeszcze tylko Rafał i Leszek - wszyscy starzy znajomi ze Staszica i Elektroniki (oprócz Agnieszki, ona też PW, ale Chemia). Nie było może hucznie, ale bardzo miło, i być możliwe Michał z Agnieszką przyjadą na podróż poślubną do Japonii( nie będę na ich ślubie :( ).
Niestety moja wizyta się szybko skończyła. Przy wylocie (do Monachium, jeszcze przystanek u Ani, siostry cioteczniej) strasznie się zaskoczyłem. Leciałem z Etiudy, i do check-inu była kolejka na 1,5h, w tym 30 min na zewnątrz terminalu ... jak to porównać z Nagoyą, jakby nie mówić dopiero 3 lotniskiem Japonii, to wypada strasznie blado.

Wizyta w Wilnie

Ostatnie dni przed wyjazdem spedzilem glownie na zakupach, tzn z rana jezdzilem do Sakae, Osu Kannon i dworca na zakupy, a po poludniu japonski i laboratorium.
Piatek, dzien przed moim wyjazdem do domu, okazal sie bardzo zlym rozpoczeciem swiat. Brat mojego znajomego, Wojtka, zmarl w wypadku, co Wojtek mocno przeżył. Wrócił do Polski w niedzielę. Piątek był też w moim laboratorium dniem „Oo souji” – wielkiego sprzątania. Dosłownie od rana czyściliśmy wszystko, zaczynając od wszystkich lamp sufitowych, przeczesywaniu wszystkich szafek, sprzątaniu biórek, przedmuchiwaniu komputerów ...
Sobota była dniem lotu do Polski. Na lotnisko pojechałem z Borysem, bo on odbierał swoją dziewczynę, Anne, która lądowała 3 h przede mną. Mileiśmy ją rozpoznać jako „tą z najwiękzą ilością bagażu”, ale nie rozpoznaliśmy bo jej bagaż zgubili . Lot był szybki i przyjemny, to był chyba mój najdłuższy widziany zmierzch. Finnair zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie, widać że wykorzystują możliwości płynące z lokalizacji Helsinek (idealna do lotów Azji Wschodniej.). Lotnisko Wileńskie też zrobiło na mnie wrażenie, ale zupełnie inne. Wyglądało jak niezaduży dworzec kolejowy, wielu oczekujących na znajomych po zobaczeniu ich na hali przylotów (tej z gdzie się odbiera bagaże) po prostu wchodzili im pomóc odebrać bagaż! Celników 0, bezpieczeństwo ... na drugim krańcu paranoi która teraz na lotniskach panuje. A, i zgubili mi w Helsinkach bagaż, musiałem kolejnego dnia odbierać ( przez wejście na halę przylotów i własnoręcznie zdjęcie go z taśmy, a jakże).

Wilno ... jest naprawdę pięknym miastem. Zatrzymaliśmy się w domu polskich ojców franciszkanów, 5 min piechotą od Ostrej Bramy. Sporo pochodziliśmy po starym mieście i okolicach, jak zawsze szczególnie po (licznych) kościołach i cerkwiach wstępując. Stare miasto jest tam duże, głównie w stylu barokowym. Fronty robią bardzo duże wrażenie, ale wejść tylko w boczne uliczki i natrafia się na całkowite ruiny. Widać że dużo cały czas remontują, ale do zrobienia im jeszcze sporo zostało ... Musiało to wyglądać tragicznie w 1991. Najgorzej jest z kościołami. W czasach sowieckich w dużej części były używane na różne dziwne sposoby lub po prostu opuszczone, wiele jest wewnątrz całkowicie zniszczonych.
Widać bardzo dużo wpływów Polskich, po Polsku można się prawie wszędzie dogadać, a jak nie po Polsku, to po Rosyjsku. Niestety jest sporo żebrzących, wielu z nich specjalnie celuje na Polaków. Warto zobaczyć Matkę Boską Ostrobramską. Jej kaplica jest bezpośrednio nad Ostrą bramą, tak że widać ją z ulicy, z wewnątrz dawnych murów. Obraz i wota do obrazu robią wrażenie, ale większe wrażenie robi to że dużo osób przystaje i na prawdę żegna się przechodząc przez bramę / pod obrazem.

2007年12月23日 - Wilno