Wednesday, August 27, 2008

Shikoku

Michał i Agnieszka wrócili do Polski ... zostawiając mi JR Railpassa ważnego jeszcze przez 2 dni!
Grzech byłoby nie skorzystać, więc na czwartek i piątek zeszłego tygodnia pojechaliśmy na Shikoku, czwartą największą wyspę Japonii. Muszę powiedzieć że JR Railpass jest bardzo wygodny, podchodzi się do kasy, raz dwa trzy dostaje się rezerwację (na prawie wszystko, tylko najszybszych shinkansenów nie można brać) i koniec. Paszportu na szczęście też nie sprawdzają ;).
Pierwszy cel: miasteczko Kotohira(琴平) ze słynną świątynią Konpira(金刀比羅). Świątynia ta jest na małej górze, trzeba się trochę powspinać po schodach. Akurat trafiliśmy na wycieczkę z bardzo fajnym przewodnikiem, więc się do nich przyczepiliśmy. Świątynia bardzo ładna, widoki z niej też ciekawe, poza tym był jeden pawilon pełen darów. Jako że jest to świątnia (ok, chram, nie świątynia) boga morskiego, były to modele staków, koła, nawet jeden jacht na baterie słoneczne co to świat opłynął.

Drugim celem było miasto Kochi(高知).
Jest ono znane z zamku, który natychmiast poszedliśmy zwiedzać. Zamek bardzo ładny - cały wewnętrzny dziedziniec jest zachowany z czasów Edo. Jednak co nas bardziej zdziwiło była wystawa wśrodku. Dużo mówiła a lordzie Yamanaka Katsutoyo i jego żonie Chiyo ... tylko że my już ich portrety widzielismy gdzie inidziej - tydzień wcześniej w zamku Gujo Hachiman! Chiyo, żona, podobno pochodzi z Gujo, a że to słynne małżeństwo (czasami pokazywane za wzór), to każdy chce się podpiąć. Ale żeby kopiować aż po pomnik Chiyo dającego wybornego konia Katsutoyo, by ten mógł go sprezentować Nobunadze (jego senior w tamtym czasie) ... Plan był by potem pójść na plażę i się na plaży przespać, ale plaża jest 12 kilometrów od miasta a okazało się że nie możemy rano pojechać autobusem JR (połączenie nie objęte JR Passem) i musimy o 6 rano brać pociąg, więc niebyłoby jak z plaży wrócić. W końcu spaliśmy nad rzeką na stole piknikowym i nie było najwygodniej ...
Kolejny dzień, 4 godziny w pociągu i już jesteśmy w Matsuyamie(松山). W Matsuyamie zobaczyliśmy muzeum sztuki - akurat mieli ciekawą wystawę na temat popularnej powieści z czasów Edo - "Hakkenden" - legenda ośmiu psów. Może kiedyś przeczytam jak będę miał czas ... Następnie zamek, mim zdaniem nie tak ciekawy jak w Kochi, ale bardzo odpowiadający swojej nazwie (Matsuyama znaczy sosnowa góra, sosny są, góra też, dość wysoka jak na centrum miasta ...).
Na koniec poszliśmy do Dogo Onsen(道後温泉). Jest to podobno najstarszy budynek onsenowy w Japonii, datowany na erę Meiji (2 połowa XIX w). Cóż, bardzo ładny ale ... jako onsen słaby. Brak sauny, tylko 2 baseny (kobiety 1) ... coś się przyzwyczaiłem do tych nowoczesnych onsenów ...
Ciekawe w Matsuyamie było to, że wszędzie był Botchan. Botchan to postać ze słynnej książki Natsume Sōseki z 1906 o tym samym tytule, książki którą prawie każdy japończyk czytał. Jest zegar Botchana, pociąg Botchana (tramwaj), specjalne ciasteczka Botchana ...

2008年08月21日-22日 - Shikoku trip

Tańce w Gujo Hachiman

Znowu 4 tygodnie mineły ...
Najpierw zdjęcia z pobytu Michała i Agnieszki:
2008年07月30日ー08月02日 - Michal and Agnieszka Kus

Już wrócili do Polski, choć z problemami (tzn. nie sprawdzili dnia wylotu i byliśmy na lotnisku dzień za wcześnie :) ). Zgodnie z ich relacją, podobało się.
W innych wiadomościach - tydzień temu był Obon - największe święto japońskie, teoretycznie dzień(a raczej 3 dni) zmarłych, ale w praktyce czas by albo pojechać do domu albo gdzieś pozwiedzać, pobawić się itp. Bilety na pociągi czy samoloty trzeba rezerwować z prawdziwym wyprzedzeniem w tym czasie.
Ja głownie w laboratorium siedziałem, ale na noc czwartkowo/piątkową pojechaliśmy autostopem z Anną do małego miasteczka w górach - Gujo Hachiman. Miasteczko to słynne jest z całonocnych tańców właśne w czasie Obonu. Pojechaliśmy, zwiedziliśmy zamek i miasteczko (oglądając, m.in. ludzi skaczących z mostu 12m w dół do rzeki), poczekaliśmy do wieczora. Dużo osób przyjechało na tańce, odbywały się one na głównym skrzyżowaniu miasteczka (małe, wąskie uliczki). Tańczyło się tańce Bon-odori, proste, łatwe do nauczenia przez podpatrzenie, chodząc po krzyżu - od centrum jendą uliczką, przy znaku do zakręcania zawrót, do centrum, od centrum kolejną uliczką itp. Wytrzymaliśmy dwie godziny tańczenia, potem poszliśmy nad rzekę i mocząc stopy gadaliśmy. W końcu przespaliśmy się na ławce, by rano powrócić, również autostopem. Wrażenia: bardzo fajnie :).
2008年08月15日 - Dancing in Gujo Hachiman

Monday, August 4, 2008

Michał i Agnieszka

Oj oj, znowu 3 tygodnie mineły bez wpisu w blogu ...
W międzyczasie byłem ze znajomymi na plaży, znaleźliśmy (choć nie na 100%) nowego lokatora do mieszkania, Enrique z Guatemali, doktorant, sejsmologia/wulkany, no i w końcu kupiliśmy klimatyzator!
Trudno było znaleźć taki jakie są popularne w Polsce - na kółkach a nie do przyczepiania do ściany, ale już mamy. Jest dobry tylko na jeden pokój, co prawda, więc musimy się z Kasią dzielić - w dzień stoi w wspólnym pokoju, w nocy albo u mnie albo u niej.

No i oczywiście - w czwartek przyjechali Michał i Agnieszka!
W czwartek (po zostawieniu wszystkiego u nas w mieszkaniu) zwiedziliśmy w zamek i centrum. Od razu zaczęli narzekać na wilgotność, choć nie było w cale tak wilgotno ;).
W piątek zwiedziliśmy Inuyamę (zamek i muzea festiwalu) i poszedliśmy na karaoke z Kasią, Hiro, Huanem i Emilem. Zamek się chyba podobał, mieliśmy jeszcze zobaczyć świątynię męską i damską, ale dzień był upalny, i w końcu zrezygnowaliśmy. Po raz pierwszy poszliśmy do innego karaoke niż zwykle, gdzie za darmo dawali lody z maszyny + różne polewy. Chyba przez to samo przeżycie pójścia do karaoke trochę ucierpiało, bo sporo czasu po prostu jedlismy lody zamiast śpiewać, ale i tak się podobało.
W sobotę najpierw pojechaliśmy do Osu na pradę cosplayerów (ci co się przebierają za bohaterów kreskówek itp., były też Smerfy :) ) i następnie na ognie sztuczne do Gifu. W Osu był właśnie festiwal, z żonglerami itp, a poza tym w niedzielę był wielki zlot cosplayerów z całego świata, więc wyszło że będzie ich parada w Osu. Muszę przyznać że sporo ich przyleciało, i to różnych narodowości, fajnie było popatrzeć (przepraszam że się ze zdjęciami obijam, ale będą później). Potem pojechaliśmy na fajerwerki do Gifu, 30 000 rakiet, łącznie ponad godzinę. Mieliśmy na sobie yukaty a ze sobą matę do siedzenia, by móc doświadczyć ogni sztucznych całkowicie po japońsku, co się udało, włącznie ze staniem w kolejce do autobusu przez 40 min, siedzeniu w tłumie na plaży i wracaniu też w tłumie ... ogólnie się podobało.
Jako że były to urodziny Michała poszliśmy potem do izakai(baru) celebrować. niestety nie mieli ciasta żadnego, więc śpiewaliśmy Sto Lat nad pizzą.
W niedzielę poszliśmy na mszę (japońską, angielskiej w wakacje nie ma), spotkaliśmy się tam z polskim księdzem, a potem pojechaliśmy do Nagashima Spaland, parku wodnego, z Kasią i Hiro. Jak wszędzie - ludzi było od groma, ale park bardzo duży z wieloma zjeżdżalniami, więc zazwyczaj mniej niż 30 minut na zjazd czekaliśmy. A zjeżdżalnie mają tam bardzo fajne, zakręcone, strome ... plus wiele na których trzeba było pontonów lub kół wodnych używać. Mi się najbardziej podobała jednak zjeżdżania która wyrzucała zjeżdżającego do dużej miski z otworem na dnie, w której można było się kręcić, kręcić aż się prędkości nie wytraciło, a potem chlup do wody pod dziurą. Na zakończenie dnia udaliśmy się do restauracji Yakiniku, gdzie się samemu smaży rzeczy na palniku pośrodku stołu.
No i wczoraj pojechaliśmy do Kyoto. Nie zobaczylismy tyle ile chcieliśmy, np. do pałacu cesarskiego nie udało nam się wejść, ale było OK (i gorąąco).
Dziś oni znowu pojechali do Kyoto, a ja tym razem zostałem trochę w końcu popracować (i napisać coś w blogu).