Monday, April 30, 2007

Grill u Zbyszka

Dziś najważniejszym wydażeniem był grill u Zbyszka, polaka zamieszkałego w Nagoi od lat osiemdziesiątych. Wraz ze swoją żoną japonką mają dom w Nagoi, choć akurat teraz żona jest na kontrakcie w Ameryce Południowej. Przyszło sporo osób. Z polaków Kasia, Agnieszka, Beata oraz małźeństwo z małym dzieckiem które właśnie przyjechało z Tokio, a poza tym Hitomi, japonka która po magistrze zamierza wyjechać do Meksyku (zna język), jeden inny japończyk studiujący farmację oraz Mandar. Łącznie może z 10 osób.
Dużo się nagadaliśmy o wszystkim, między innymi z Hitomi po japońsku. Przekonałem się że przydałoby mi się więcej rozmów po japońsku, więc pewnie wezmę udział w programie partnerskim - paruję się z japończykiem i rozmawiamy po angielsku i japońsku.
Ogólnie było naprawdę miło, Mandarowi też się podobało. Jedyny minus to był czas dojazdu rowerem, koło 40 minut po pagórkach.

Wycieczka do Ise - jingu

W niedzielę pojechaliśmy do Ise jingu, najważniejszej świątyni Shinto w Japonii, pierwsze wzmianki o niej są z 4 / 5 wieku. Odbywał się tam festiwal Kagura, wiosenych tradycyjnych świętych tańców. Planowaliśmy tam jechać tylko z Mandarem, ale okazało się że Petia (Bułgaria) i Freddy (Walia) również tam jadą, więc wybraliśmy się razem.
Wzieliśmy pociąg o 6:50 więc byliśmy tam wcześnie, koło 8:30. Ise jingu składa się z 2 części - Geku i Naigu, zewnętrznej i wewnętrznej świątyni.Zaczeliśmy od zewnętrznej, bo była bliżej dworca, ale ogólnie nie była zbyt interesująca. Następnie udaliśmy się piechotą do wewnętrznej świątyni, Naigu. W pobliżu Naigu były ogromne tłumy, przed świątynią jest duże tradycyjne miasteczko gdzie można kupić upominki, zjeść miejscowe specjały itp. Co dziwne nikt nie słyszał o festiwalu Kagura, co nas bardzo zdziwiło.


Freddy w miasteczku przed Naigu

Po dotarciu do świątyni okazało się że on jak najbardziej jest, ale musimy poczekać do 14 by obejrzeć tańce, więc najpierw zwiedziliśmy zestaw świątyń Naigu. Same świątynie są w miarę proste, tradycyjna architektura Shinto taka jest, ale umieszczone są w pięknym cedrowym lesie, więc robiły wielkie wrażenie. Poza tym koło każdej świątyni było miejsce na drugą taką samą. Potrzebne one są bo praktyką Shinto jest budowanie nowych świątyń co 20 lat,(obecnie w Ise jest to 62 zestaw) a starych, po zbudowaniu nowej, rozbieranie.


Tłum przed główną świątynią


Miejsce na nową świątynię

Wszędzie były ogromne tłumy, ale to Golden Week, więc nie ma się czemu dziwić.
Po zwiedzaniu udaliśmy się na chwilę nad rzekę odpocząć i poczekać na tańce. Bardzo się zdumieliśmy jak w rzece zauważylismy naszyjnik oraz bransoletkę, które wyraźnie tam dłuższy czas przeleżały. Petia oraz Freddy wzieli je.
Następnie udaliśmy się obejrzeć tańce. Kostiumy tancerzy były wspaniałe, ale same tańce wyraźnie japońskie, spokojne i dokładnie wychoreografowane.


Taniec Kagura

Mieliśmy jeszcze w planach pojechać do kolejnych miast za Ise, min. Toba, słynnego z połowu pereł, autostopem. Freddy i Petia zrezygnowali z tego, ale my z Mandarem spróbowaliśmy by po pół godziny się poddać bo było już za późno. Następnie spróbowaliśmy łapać stopa do Nagoi, ale kolejna porażka... A poprzednio jak łapałem stopa z Alicją szło zawsze tak łatwo ... cóż, to chyba różnica między łapaniem stopa razem z dziewczyną a chłopakiem. W końcu się poddaliśmy i wróciłiśmy pociągiem.

2007年4月29日 - Ise-jingu z Mandarem,Freddy'm, i Petja

Wycieczka do Gujo Hachiman

W sobotę (28) pojechałem na wycieczkę zorganizowaną przez YWCA i NUFSA do Gujo Hachiman. Gujo Hachiman to miasto w górach słynne z trzech rzeczy: strumieni (jest głęboko w górach u zbiegu 2 rzek), tańca Bon-Odori tańczonego w sierpniu, oraz replik jedzenia.
Grupa nasza była w miarę duża, 40 osób, połowa studentów zagranicznych oraz japończyków, w tym sporo osób które znam m.in.: Eleni, Gustavo, Beata.
Wyjechaliśmy wczesnym rankiem i około 11 byliśmy na miejscu. Zaczeliśmy od fabryki replik jedzenia. Oprócz wystawy różnych replik mieli też tam bardzo ciekawy warsztat dla zwiedzających, w którym można było zrobić sałatę z wosku oraz obłożyć coś (np. krewetkę) woskową tempurą, czyli panierką.


Robienie sałaty


Moje kreacje

Potem poszliśy na obiad i na warsztaty tańca bon-odori z Gujo. Przebraliśmy się w yukaty i miejscowi zaczeli nas uczyć tańca, 2 jego wersji. Bardzo było to ciekawe, choć się zmachaliśmy. Na końcu dostaliśmy zaświadczenia że się uczyliśmy :) .

Zdjęcie wszystkich uczestników

W końcu poszliśmy na wycieczkę po Gujo. Przewodnik oczywiście po japońsku, ale mimo to dużo ciekawych rzeczy pokazał i opowiedział(z tych co zrozumiałem). Szczególnie interesujące były strumienie które biegły wszędzie w mieście. Kieduyś używano ich do wszystkiego, mycia ubrań, jako umywalnie itp. Nie było czasu na zamek, no ale byłem już tu raz i go widziałem.
Wróciliśmy późnym wieczorem bardzo zadowoleni.


Święte źródło

2007年4月28日 - Gujo Hachiman z Kikuko

Thursday, April 26, 2007

Plany na Golden Week

Od jutra zaczyna się w Japonii tzw. Golden Week, złoty tydzień.
W czasie jednego tygodnia przypadają 4 święta:
29 kwietnia - dzień Showa (Showa - poprzedni cesarz)
3 kwietnia - dzień Konstytucji
4 kwietnia - dzień Natury
5 kwietnia - dzień Dziecka
Jest to tradycyjnie najdłuższy okres wakacyjny dla pracujących japończyków, 9 dni z 2 weekendami, wszyscy wyjeżdżają na wakacje, pociągi pełne, ceny noclegów i jedzenia idą w górę.
Mam już sporo planów na ten czas, w sobotę wycieczka do Gujo Hachiman, starego miasteczka w górach, z warsztatami tańca i robienia plastikowego jedzenia na wystawy sklepowe. Jest to wycieczka organizowana przez Kosaki Kikuko, panią z YWCA japońskiego, organizującą wiele eventów oraz utrzymującą bardzo dobrą stronę internetową o Nagoi dla obcokrajowców:

W niedzielę planuję pojechać z Mandarem do Ise, najważniejszej świątyni Shinto w Japonii. Mają tam teraz uroczyste tańce religijne.
W poniedziałek Zbyszek (mieszka od 20 lat w Nagoi) zaprosił nas na barbecue.
A od czwartku do końca weekendu będę na home-stayu w mieście Tsu koło Nagoi, czyli będę żył z japońską rodziną. Zobaczymy jak to wyjdzie.
Poza tym Cezary z Sendai zapowiedział się że wpadnie. Nie wiem czy się wkońcu zdecyduje, bo jednak przejazd drogi, najteńszy autobusem 10.000Y w jedną stronę.

Wczoraj byłem bardzo zajęty, najpierw zajęcia z japońskiego, 2h przerwy, zajęcia z kanji (znaków chińskich), orientacja do wspomnianiego Home-stayu, i na koniec International hour - małe przyjęcie dla studentów zagranicznych szkoły inżynierii. Najpierw 2 małe prezentacje, a potem bufet. Prezentacje były takie sobie, ale OK, bufet też nie największy, ale poznałem parę nowych osób i pogadałem sobie sporo ze Stefanem z niemiec. Przyjechał do Japonii razem ze mną poprzednim razem, czyli jest tu już 2.5 roku ...

Monday, April 23, 2007

Badanie medyczne i seminarium

W sobotę na noc poszliśmy z Borysem (DE) i Guilliaume (FR) do iD club, największego klubu dla obcokrajowców, 5 pięter z muzyką. Fajny, ale po północy głowa mnie rozbolała (ostatnio byłem podziębiony) więc koło 1 wróciłem.
Wczoraj był w Nagoi w Sakae (centrum) Dzień Ziemi, udaliśmy się tam na rowerach z Mandarem by zobaczyć co się dzieje, ale padało, więc mało osób było. Przy okazji zwiedziłem największą angielską księgarnię w Nagoi - Maruzen. Muszę powiedzieć że wybór mają naprawdę ogromny, i choć nie było polskich czasopism, to np. Spiegel już był. Na razie nie mam jednak już za bardzo pieniędzy by coś kupować, a wypłata 27 ...
Dziś zajęcia jak zwykle, z 2 wyjątkami:
Po pierwsze mieliśmy kontrolę medyczną, wzrok, ciśnienie, waga, wzrost, rentgen itp., ale zrobioną w bardzo japońskim stylu. Centrum medyczne jest w małym budynku i musieliśmy latać od pokoju do pokoju, rozrzuconych po 3 piętrach, by nas pobadali, poza tym wszystkie badania oprócz rentgena były zautomatyzowane. Podejdź do maszyny, wciśnij start, przebadaj się, oderwij kwitek, pokaż dyżurnemu lekarzowi i do kolejnego pokoju (OK, przy pomiarze wzrostu i wagi to lekarz wciskał start).
Po drugie miałem swoje pierwsze seminarium typu rinkou (輪講). Polega ono na tym, że bierze się książkę, zazwyczaj obcojęzyczną, i każdy z uczestników dostaje jeden fragment do przetłumaczenia i wytłumaczenia. Potem na kolejnych seminariach po kolei każdy opowiada swoją część. Bardzo tradycyjny sposób studiowania, podobno już w 19 wieku tak czytali obcojęzyczne książki, ale też strasznie nudny, przynajmniej dla mnie. Dla osób które nie znają za dobrze angielskiego może to byc jednak przydatne, poza tym zawsze można przedyskutować czytany fragment. Na razie nauczyłem się wielu technicznych terminów japońskich, typu system z czasem dyskretnym, systemy liniowe itp. Temat tego semniarium to przetwarzanie sygnału cyfrowego, książka jest rzeczywiście bardzo dobra (choć to kolejny wydatek ...).

Saturday, April 21, 2007

NUFSA Bazaar

Dziś rano od 9:30 NUFSA (Nagoya University Foregin Students Association, Związek studentów zagranicznych Uniwersytetu Nagojskiego) organizowała bazar dla obcokrajowców. Wiedząc jak to wygląda przyszedłem na 8:00, ale i tak byłem około setny w kolejce. Jest to impreza odbywająca się co pół roku i podobno dziś było znacznie mniej ludzi niż ostatnim razem (nie żebym narzekał :) ). Za wejście trzeba było zapłacić 500Y, ale potem wewnątrz wszystko było bardzo tanie.
Dostępna była elektronika, ale bardziej w stylu zmywarek, pralek, starych radii i telewizorów niż komputerów, sporo mebli i artykułów codziennych.
Oczywiście najpierw skierowałem się po elektronikę. Prawdę mówiąc nie było za dużo interesujących rzeczy, ale kupiłem dużą wieżę stereo za 800Y. Miała dobre głośniki, radio, budzik i możliwość podłączenia kompa, więc wszystko co chciałem. Gdyby nie była jeszcze taka duża ... Poza tym trochę talerzy itp. Oczywiście był problem jak takiego grzmota jak wierza przetransportować do akademika, szczególnie że byłem rowerem, ale parę pań które pomagały przy bazarze zaproponowały że przewiozą to za mnie.
Następnie pozostałem jeszcze na licytacji przedmiotów bardziej wartościowych, i losowaniu rowerów. Rowery były używane, ale tyle chętnych chciało je kupić że trzeba było losować kto ma prawo do tego. Ja nie potrzebowałem, ale mój kolega, Mandar, tak, więc oddałem swój kwitek na głosowanie jemu. Wygrał, i zapłacił za niezły rower 1000Y(mój nowy 15000Y).
Na koniec wszystko co się nie sprzedało można było wziąść za darmo. Jeszcze się trochę skusiłem, w tym wziąłem małą ładną figurkę, ale meble czy pralki ... nie chciałem zaśmiecać swojego pokoju za bardzo.


Przed sprzedawaniem biletów

Sprzedawnaie biletów

Pomieszczenia z przedmiotami do użytku domowego, pod koniec.


Kupiona wieża

Reszta kupionych rzeczy
2007年4月21日 - Pokazy klubów & NUFSA Bazaar

Thursday, April 19, 2007

Przyjęcie z laboratorium i ostatnie poważne zakupy.

Wczoraj ludzie z mojego laboratorium, Katayama Lab, zorganizowali przyjęcie dla nowo-przybyłych. Nowo-przybyłymi byli nowi japońscy studenci i ja. Bawiliśmy się w centrum miasta, koło dworca kolejowego Nagoya (tzn ścisłe centrum), w jednej z licznych knajpek, dostosowanych właśnie na potrzeby takich spotkań. Mieliśmy wykupione 2 godziny, skromny posiłek oraz nomihoudai - all you can drink. Długo rozmawialiśmy, piliśmy, a na koniec jak zawsze jikoushoukai - przedstawienie siebie. Ogólnie standardowo japońsko, ale przyjemnie było. Potem jeszcze poszliśmy na ramen, gadając dalej, i do domów. Dobrze poznać innych członków laboratorium z takiej odmiennej perspektywy.

Dziś po zajęciach japońskiego udałem się po raz pierwszy na rowerze do centrum miasta, chciałem parę rzeczy kupić. Prawdę mówiąc miałem już na to chętkę od dawna, szczególnie że to nie tak daleko (20 min rowerem), ale zawsze jakoś udawałem się w tamte rejony z kimś bez dwóch kółek, więc trzeba było metrem.

Kupiłem w końcu większy plecak, w małym ledwo mieściły się książki, nie mogłem na uczelnię brać laptopa. Kosztował w przeliczeniu na nasze może 35 zł, więc niewiele, a w miarę fajny i duży. Następnie odwiedziłem domy handlowe w centrum w poszukiwaniu mapy Nagoi (w końcu przydałoby się mieć jak się tak dużo rowerem jeździ) i przewodników. Znalazłem, w tym również przewodnik Fodor's, który uważam za lepszy niż Lonely Planet AKA Pascal. Ponownie przekonałem się że bardzo źle się czuję w japońskich dużych department store'ach. Przechodzenie się po marmurowych posadzkach oglądając pięknie utrzymane stanowiska Gucciego, Louis Vuitton, Dolce Cabbana, Coco Chanel etc etc w każdym wykwintnie wybrana japonka, by potem zejść piętro niżej na marmurową podłogę z różnorodnymi stoiskami sprzedającymi wypielęgnowane pojedyńcze owocki i pięknie wyglądające potrawy ... to nie dla mnie. Mówię tu teraz o domu handlowym Mitsukoshi, 3 budynki po ok. 10 pięter tylko ubrania damskie, męskie, restauracje, prezenty, kosmetyki ... no i może jedno piętro z meblami. Brak księgarni, albo nie daj boże jakiejkolwiek elektroniki. Poza tym udałem się do 100-jenowego sklepu,w którym parę ciekawych rzeczy wypatrzyłem, jedną zamieszczam poniżej :)

Monday, April 16, 2007

Japoński i zakupy elektroniki

Według planu studiów miałem w pierwszym półroczu uczyć się tylko japońskiego, 6 godzin lekcyjnych dziennie. Problem był tylko jeden, na Meidai (Nagoya University) są tylko 2 takie kursy, od zery i następujący po nim, już z bardzo wysokim poziomem. Oczywiście na teście w zeszły wtorek okazało się że znalazłem się pomiędzy, i w środę musiałem pisać kolejny test, ogólnouniwersytecki, dla wszystkich uczących się japońskiego. Najpierw wylądowałem przez pomyłkę w grupie mało-intensywnej, 2 h dziennie S201, ale szybko przeniosłem się do grupy 4h dziennie I211, a teraz jeszcze raz, też 4h dziennie ale poziom o 1 wyższy(I212).
Jest ciężko, szczególnie z czytaniem (dużo kanji), ale daję sobie radę. Poza tym wziąłem tez 2 osobne kursy - 700 kanji i pisanie streszczeń.

Dziś w końcu zakończyłem podstawowe zakupy elektroniki. Po długich perypetiach z przelewem bankowym (wizyta na poczcie i dwie w banku, z telefonem z banku pomiędzy) mam laptopa Sony Vaio VGN-SZ73B/B. Jest to małe, lekkie, trzyma 5.5h a ma Centrino Duo T7200 i Nvidia Go 7400 na pokladzie.

Po okresie oczekiwania na zmianę reguł promocji dostałem w końcu również komórkę. Komórka to Samsung (706SC), ultra cienka, MOŻE PRACOWAĆ W EUROPIE (po, ekhm, drobnym zabiegu z Sim-Lockiem), 2 Mpix kamera, karty MicroSD, no i czyta pdfy oraz pliki doc :). Abonament niezły, jak na Japonię, 1300 Y/miesiąc plus wydatki na połączenia, wewnątrz sieci darmo (większość znajomych jest w tej samej). Mogę podać nr komórki i jej mail, ale nie tutaj.

Aparat fotograficzny też już mam (zdjęcia poprzednie były z jego pomocą zrobione), Pentax OptioE30, 7.1Mpixeli, 3x zoom. Nic wyszukanego ale tani i działa.


Komputer

Komórka

Saturday, April 14, 2007

Festiwal w Tejikara

Wczoraj pojechałem doTejikary, (手力), co roku odbywa się tam festiwal ognia. Nie jest to daleko od Nagoi, około godziny pociągiem. Pojechałem z Borysem (niemiec), Emilem (z Azerbejdżanu) i Min (Korea). Festiwal składał się z 2 części, w pierwszej, popołudniowej, grupy z każdej z dzielnic miasta niosły swoje przenośne kapliczki na teren świątyni do poświęcenia, w międzyczasie odpalając dziesiątki kapiszonów a no końcu również race/flary na kapliczkach:







Po pierwszej części obejrzeliśmy słupy przygotowane na wieczorny seans i pochodziliśmy po mieście. Nastepnie poszliśmy na obiad do pewnej japonki (imię znów zapomniałem :-( ). Japonkę poznaliśmy pośrednio, przez przypadek wstąpiliśmy do świątyni buddyjskiej, tam, głównie za sprawą Min, poznaliśmy kapłana (bousan) i jego rodzinkę, oraz właśnie zapraszającą nas japonkę.


Borys i słupy z lampionami


My i 2 japonki


My przy czerwonej bramie uwieńczonej ogromną liną shimenawa.

Po obiedzie poszliśmy na drugą część festiwalu, nocną. W części nocnej najpierw po kolei każda z grup zapalała swój pal z lampionami i fajerwerkami. Nastepnie, w tej samej kolejności każda  zapalała pal z spadającymi iskrami i tańczyli nosząc swoją przenośną kapliczkę wśród nich. Nie zawsze podpalenie się udawało, iskry latały w różne strony, a jednej grupie nawet świątynkę podpaliło, więc były emocje.







Po festiwalu powróciliśmy do świątyni (nazywała się 願照寺, Ganshouji), gdzie najpierw długo gadaliśmy z kapłanem i jego rodziną. Pokazał nam świątynię oraz tłumaczył podstawy buddyzmu i jego sekty - Jodo Shinshu, New Pure Land Sect. Komunikacja była utrudniona, on trochę zna angielskiego i my trochę japońskiego, ale w sumie super się gadało. Następnie poszliśmy spać w tradycyjnym japońskim pokoju. Było zimno (w Japonii ściany nie są izolowane, szczególnie w tradycyjnych domach, używa się grzejników), ale ciekawie.
Rano wzieliśmy udział w porannych modlitwach z kapłanem.


Wszyscy razem z mnichem w świątyni.

Cały zestaw zdjęć pod linkiem poniżej:
2007年4月14日 - Tejikara fire festival


Z innych wiadomości - dziś był pierwszy odczuwalny wstrząs - 3 w skali Richtera.

Życie codzienne w Nagoi

Mój akademik, Foregin Students House, albo Ryuugakuseikaikan (留学生会官), jest niestety dość daleko od uniwersytetu, a dodatkowo by dojechać na uniwersytet trzeba się przesiadać.

Mój akademik

Z tego powodu szybko kupiłem sobie rower (nowy, 15000 Y, z przerzutkami), i teraz jak tylko mogę to z niego korzystam, szczególnie w czasie dojazdów na uniwersytet, które zajmują mi około 20 min.

                                           Mój rower

Akademik jest duży, ma 2 lobby, dolne i górne oraz pokój komputerowy. Net tylko w dolnym lobby. Niestety łazienka i kuchnia są wspólne, ale można się przyzwyczaić.


Pokój komputerowy


Lobby

Zazwyczaj wstaję w okolicach 7 rano by koło 8:15 wyjechać do Uniwersytetu na zajęcia z japońskiego. Po japońskim zazwyczaj przesiaduję w laboratorium by zrobić pracę domową.

Jest tutaj w pobliżu kościół katolicki, przy uniwersytecie Nanazan. Mają tam msze po angielsku, i staram się tam bywać, choć bardziej ze względów towarzyskich. (W tym tygodniu jakoś nie wyszło).


Kościół
Początek - będzie jeszcze uzupełniany, na razie skupię się na wydarzeniach bierzących

Przyjechalem do Japonii 4 kwietnia, Warszawa - Frankfurt - Tokyo.
Komputer mialem kupić na miejscu, tak samo jak aparat, z tego powodu zaczynam tak późno notowanie. (btw. komputera jeszcze nie mam ...).

Dużą część samolotu do Tokyo zajmowali studenci jadący na różne stypendia Monbugakusho, ja i 3 innych polaków na research student, w zamierzeniu doktorskie, dwoch do Sapporo (Hokaido), jeden (Cezary) do Sendai (na północ od Tokyo).

Do Tokyo przylatuje się na lotnisko Narita. Z pół godziny staliśmy do odprawy paszportowej, ale ogólnie poszło płynnie. Oczywiście Narita jest daleko poza Tokyo, jedzie się do centrum godzinę, i to ekspresem. Japończycy z JASSO którzy nas odebrali byli bardzo dobrze zorganizowani, najpierw do jakiegoś pokoiku się odmeldować i dostać zapomogę na początek, potem do okienka wysłać bagaż do akademika (do tej pory nie wiem po co to było, 2000Y i duży bagaż niedostępny przez 1 dzień), grupką na stację Tokyo i grupką bierzemy Shinkansen (ekspres japoński). około 14 byliśmy w Nagoi