Tuesday, May 29, 2007

Pole ryżowe i wypadki rowerowe

W niedzielę udaliśmy się na sadzenie ryżu w miasteczku Kowa, nad morzem. Drużyna składała się ze mnie, Beaty z Gdańska, Janine z Niemiec, Parvin z Tadżykistanu, Eryki z USA oraz (imię mi wyleciało) z Australii. Erykę i jej przyjaciółkę spotkałem po raz pierwszy, są nauczycielami angielskiego tu w Nagoi.
Warsztat został zorganizwany przez Kikuko Kosaki, dobrą duszę z YWCA, choć nie było jej z nami. NIe pamiętam czy podawałem adres jej strony, z której cały czas korzystam (kalendarz eventów) ale na wszelki wypadek ponawiam: http://kikuko.web.infoseek.co.jp/english/top-english.html.
Członkowie grupy która zajmuje się tym polem odebrali nas ze stacji Kowaguchi. Jest to grupa pasjonatów któzy sadzą ryż dla przyjemności - dzierżawią pole od rolnika i robią wszystko tradycyjnie, bez chemikaliów czy maszyn.


Sadzenie ryżu

Pokazali nam jak się sadzi ryż, co nie jest takie trudne. Są już małe sadzonki ryżu, wychodowane w skrzynkach w domu, mamy je rozsadzić równomiernie na polu. Pole jest oczywiście zalane, ok. 30 cm warstwa błota i 0-15cm wody na wierzchu. Potem ryż sam się rozrasta, z jednego korzenia powstaje wiele roślin. W późniejszym czasie trzeba oczywiście wyrywać chwasty (w błocie), parę miesięcy poźniej spóścić wodę by w końcu zebrać plony w październiku.
Z pola na któym sadziliśmy było zazwyczaj około 500 kg ryżu.
Ogólnie całe doświadczenie było bardzo ciekawe. Praca, gdyby ją wykonywać codziennie, jest ciężka, w błocie, schylony, troszkę komarów i innych żyjątek, wsadzanie sadzonek w błoto, i do tego pod linię ... ale dla nas było to nowe doświadczenie, pogoda idealna, towarzystwo dobre a otoczenie super - przy małym lesie, w którym były nawet maliny i poziomki (no ... te japońskie są nie do końca takie same) co nie jest czymś normalnym w Japonii.
Oczywiście nikt się nie śpieszył, w czasie przerwy na obiad gadałem długo z japończykami. Skończylismy koło 4 i poszliśmy do pobliskiego muzeum. Nie wiem dlaczego ono tam było, to naprawdę wydawał się koniec świata. Miało tylko parę eksponatów, ale jakich! - 2 żołnierzy i 2 powozy z chińskiej armii z terakoty. Strażnik mówił o nich długo i namiętnie, i mimo że rozumiałem trzy po trzy nadal bardzo ciekawie. Niestety to ja go tłumaczyłem na angielski, dużo luk któych nie zrozumiałem dopowiadałem, mam nadzieję że niczego nie poprzekręcałem za bardzo...
Potem była jeszcze w planie plaża, ale już było za zimno :(.
Wróciliśmy samochodami z członkami grupy.


Zdjęcie wszystkich razem

2007年5月27日 - Rice planting


Dziś miałem mój pierwszy wypadek rowerowy od momentu przyjazdu Japonii. Rano śpieszyłem się na uniwersytet, jechałem na chodniku, z bocznej uliczki nagle wyjechał na rowerze japończyk i nie zdążyłem zachamować, walnąłem w jego tylne koło. Nikomo nic się nie stało, mój rower jest OK, ale jego koło zostało ostro skrzywione. NIe była to moja wina, miałem zielone światło, ale mimo to chyba będę jednak jeździł wolniej. Co ciekawe Vita (z Indonezji) miała też dziś wypadek - na uniwerku zderzyła się rowerem z motorynką. Oczywiście nikt się nie ruszył, a kierowca motorynki jak tylko zobaczył że nic jej nie jest pojechał dalej, więc była dziś dość przybita.

No comments: