Monday, August 6, 2007

Wycieczka z laboratorium w okolice góry Fuji

W zeszłą środę i czwartek (1,2 sierpnia) pojechałem na wycieczkę razem z moim laboratorium w okolice Fuji-san. Nie jest to tutaj nic dziwnego, każde laboratorium ma 1 - 2 wycieczki rocznie. Jechaliśmy samochodami, 5 w tym jeden wypożyczony na tą okazję, oprócz większości laboratorium była też rodzina Yamazato-sensei, zastępcy profesora. Po zebraniu się w laboratorium zgadnijcie co było pierwszą rzeczą którą zrobiliśmy? Odpowiedź na końcu posta.
Podróż w okolicę góry odbyła się w stylu japońskim - co 100 km odpoczynek i czekanie na inne samochody. Pierwszy punkt programu - oczywiście obiad w już wybranej restauracji (z czasopisma podróżniczego) w której serwowali lokalną wersję yakisoby(makaron smażony z warzywami i mięsem, polany sosem, w okolicach Fuji-san makaron aldente) w wersji zrób-to-sam, czyli dostaliśmy składniki i smażyliśmy na dużych płytach elektrycznych po środku stołu.
Kolejnym punktem była świątynia Fujinomiya Hongu, główna świątynia Fuji-san jako boga Shinto, a trzecim wizyta w parku rozrywki - farmie, w któym można było kupić PRAWDZIWE lody śmietankowe, PRAWDZIWE mleko, oczywiście wszystko za "rozsądną" cenę. Park nie był źle zrobiony, oprócz możliwości dotykania różnych zwierzątek, dojenia krowy i oglądania kwiatków była jeszcze ciekawa wioska mongolska (mongolia stała się popularna w Japonii odkąd obu yokozunów jest mongołami, można tam było wynając nocleg) oraz las hamakowy. Las był naprawdę fajny, cień, ożywcza bryza, zielona trawka, hamak ...


Wioska mongolska

Następnie udalismy się nad jedno z 5 jezior w okolicach Fuji by zobaczyć jej panoramę tak jak na banknocie 1000Y, i w końcu do hotelu.


Widok jak na banknocie

W hotelu mieliśmy pokoje w stylu japońskim, dla każdego była yukata, więc przebraliśmy się i po kąpieli w sento(łaźni) japońskiej na kolację. Na kolacji wyszła śmieszna rzecz, na bannerze powitalnym widniało imię Sugiura, dziewczyny która wszystko zorganizowała, zamiast nazwa laboratorium lub imię profesora, wszyscy mieli ubaw.


Zdjęcie przed kolacją

Po raz pierwszy jadłem kraby, nie są złe, ale trzeba się napracować by je zjeść. Muszę powiedzieć że paluszki krabowe nie są daleko w tyle za prawdziwym krabem.
Po kolacji do północy graliśmy w jednym z pokojów w Uno,w praktyce Makao ze specjalnymi kartami. Lubię karty, ale tak 4h w to samo, jeżeli to nie brydż ...
Z samego rana znów sento, potem połączone stawy w jednej z wiosek w okolicach góry, i obiad w tradycyjnej restauracji gdzie podawali sobę. Miejscowym specjałem była gruba soba, ale mi nie smakowała, bo cienka po zanurzeniu w sosie sojowym smakowała jak sos, czyli nieźle, ale gruba ... jak soba, czyli trochę bez smaku.
W końcu jako ostatni punkt pojechaliśmy do parku safari. Był mały, ale zrobił na mnie wrażenie. Dookoła wybiegów były siatki jak z Parku Jurajskiego, wieżyczki strażnicze i rozsuwane bramy ... same zwierzęta nieco śpiące, ale mimo to fajnie jak jeleń ci przed maskę samochodu wychodzi. Oczywiście napstrykałem sporo zdjęć.


Lwica na gałęzi

Na końcu pojechaliśmy jeszcze do paru sklepów kupić omiyage - souveniry, w Japonii jest zwyczaj przywożenia jedzeniowych souvenirów z kądkolwiek pojedziesz, i centrum handlowego outletów.
Ogólne wrażenia były bardzo dobre, choć takie zwiedzanie w grupie uważałem za nieco dziwne i marnujace czas, można by zobaczyć więcej.

2007年8月01日ー02日 - Lab trip w okolice Fuji


P.S. Zaczeliśmy od zsynchronizowania naszym aparatów fotograficznych :)

No comments: