Sunday, August 19, 2007

Kyoto z Gosią

W zeszłą sobotę i niedzielę (11-12 Sierpnia) pojechałem do Kyoto by trochę pozwiedzać z Gosią. Dojazd oczywiście używając Juuhachikippu - 2300Y za jeden dzień jazdy pociągami JR(kolei państwowych). To nie był Gosi pierwszy dzień w Kyoto, więc już część zwiedziła, ale okazało się że Złotego Pawilonu (Kinkakuji) jeszcze nie, więc po obejrzeniu jak suszą umeboshi, suszone, kiszone śliwki, w jednej ze świątyń, skierowaliśmy się tam.
Jak za pierwszym razem miejsce to nie za bardzo mi się podobało, za dużo obcokrajowców (prawie wyłącznie), poza tym sam pawilon jest taki sobie, tylko że pokryty złotem. Dodatkowo było strasznie upalnie, no i aparat nie chciał działać... jest to jednak żelazny punkt zwiedzania Kyoto, więc trzeba.
Jako że było strasznie upalnie nasze tępo zwiedzania było bardzo wolne, ciągle uciekaliśmy do restauracji i miejsc odpoczynku, ale zwiedziliśmy jeszcze świątynię Ryouanji, słynną z ogrodu skalnego w którym z żadnego miejsca werandy nie można zobaczyć wszystkich 15 kamieni ogrodu, a tylko 14 (15 oznacza doskonałość w Zen), oraz Ninnaji, dużą świątynię z ładnymi malunkami i piękną pagodą, jak również ładnym ogrodem skalnym, którą jednak jakoś tłum turystów omija.
W końcu pojechaliśmy na drugą stronę miasta by zobaczyć Sanjusangendo, jedną ze słynniejszych świątyń bo jest to bardzo długi pawilon(33 przestrzenie między słupami, stąd nazwa, pawilon 33 łuków) w którym ustawiono 1000 posągów boddhisatvy Kannona, boddhisatvy współczucia, plus posągi bogów opiekuńczych. Bardzo ciekawa świątynia, dodatkowo połączona z historią Miyamoto Musashiego, słynnego 17-wiecznego szermierza, który przy tej świątyni pokonał mistrza słynnej szkoły walki mieczem Yoshioka.
W końcu, po piątej, pojechaliśmy do pobliskiego Fushimi by obejrzeć chram Fushimi Inari, największą świątynię bogini Inari, odpowiedzialnej za dobre plony i powodzenie w biznesie, której symbolem jest lis, a ta akurat świątynia słynna jest z wielokilometrowej drogi przez góry w całości prawie pokrytej rzędem toori, każdy od jakiegoś darczyńcy. Całości drogi nie przeszliśmy, po kilometrze zawróciliśmy.

W niedzielę natomiast, by uciec przed upałem, pojechaliśmy do Enryaku-ji na górze Hiei. Góra Hiei jest tuż przy Kyoto (pojechaliśmy na nią koleją a potem kolejką linową), zbudowano na niejpod koniec VIII wieku klasztor (tuż przed budową Kyoto), by chronił nową stolicę od złych mocy napływających z kierunku północno-wschodniego (który był uznawany za źródło wielu klęsk i demonów). Był to klasztor sekty Tendai (założycielowi udało się zdobyć wpływy na dworze), pierwszej sekty z odłamu buddyzmu mahayany, i większość założycieli późniejszych sekt tutaj też pobierała nauki.
Klasztor był przez wieki słynny jak wielkie centrum religijne, z czasem urósł w siłę również polityczną i militarną. Klasztor miał w 16 wieku, wieku wojen w Japonii, armię idącą w dziesiątki tysięcy, aż w końcu w 1571 przyszedł Oda Nobunaga, pokonał mnichów i spalił wszystkie świątynie(wtedy było ich tam już setki) do ziemi.
Teraz jest w Enryaku-ji około kilkudziesięciu świątyń, położonych w malowniczym lesie w górach. Widać też było że są to aktywne świątynie, w czasie naszego zwiedzania odbywały się tu i ówdzie obrządki, a w głownej świątyni kapłan opowiadał o całej historii przybytku, jak również zasadach sekty Tendai(po japońsku tylko ...), m.in. że w Tendai człowiek jest uznawany za równego buddom, więc statuy budd i boddhisatvów są ustawiane na wysokości oczu, choć oddzielone rowem, który człowiek musi przejść by stać się buddą. Była to bardzo przyjemna wycieczka.

No comments: