Monday, July 16, 2007

Długi weekend zwiedzania i kłopotów z pogodą

Ostatni weekend był długim weekendem ponieważ japończycy mają w 3 poniedziałek lipca święto morza, tzw. Umi no Hi(海の日).
Przed weekendem ogólny plan był by pozwiedzać trochę z Asią, przyjaciółką Beaty która przyjechała na 3 tygodnie, jednakże pogoda była przeciw nam. W sobotę mieliśmy pojechać na festiwal do pobliskiego miasteczka, ale taifun nadchodził, padało cały dzień i festiwal odwołano. Byliśmy w końcu jedynie na "Die Hard 4"(Szklana Półapka 4). W kinie się nieco zdziwiłem, ponieważ obcokrajowcy mieli ostrą zniżkę, płacili tyle co gimnazjaliści. Ogólnie film polecam, choć to zdecydowanie film akcji mający mało wspólnego z fizyką czy elektroniką.

W niedzielę według prognoz miał być tajfun do późnego popołudnia. Na szczeście skręcił, tak że tylko do jakiejś 6 rano padało, a potem pogoda wspaniała. Niestety tajfun złapał Shinkansen którym jechała Asia z Tokyo i przytrzymał ją 5 godzin pod górą Fuji (wylała rzeka), więc jak dojechała czasu było mało, zwiedziliśmy tylko dwie swiątynie, Ogatajinja(大県神社) i Tagatajinja(田県神社), pierwsza poświęcona bogini płodności Izanami a druga bogu płodności Izanagi. W obu były, ekhm, święte symbole, ale jeżeli chodzi o ich ilość to Tagatajinja wygrywała. Ogatajinja była za to ładniejsza, położona u podnóża gór, i miała też małe toori pod którym jeżeli się przeszło podobno stawało się płodnym.
Po świątynach poszliśmy jeszcze na sushi i automaty japońskie. Co do automatów, ja rozumiem gry, w Japonii jest parę bardzo fajnych, np. bębny taiko - super!, ale już na przykład elektroniczna ruletka albo elektroniczne wyścigi konne? Tu naprawdę przesada, uważam że prawdziwe są znacznie lepsze. Mają jeden bardzo fajny automat - robienie zdjęć. 2 częściowa budka, w pierwszej robisz sobie zdjęcia i wybierasz tła, w drugiej edytujesz potem, by w końcu wydrukować naklejki. Bardzo fajna zabawa.

2007年7月15日 - Swiatynie plodnosci, sushi i automaty


W poniedziałek z samego rana wstaliśmy, rowerami na stację(metro jeszcze nie kursowało, Beacie udało się mieć wywrotkę po drodze) i pojechaliśmy do Nary, do świątyni Byakugoji (poza głównymi atrakcjami turystycznymi Nary) by obejrzeć festiwal Emma Noude. Emma, albo Emma-ou, któremu świątynia była poświęcona, to król piekła w buddyźmie. Sama świątynia taka sobie, zdarzenia z wiązanie z festiwalem tez chotto ... , ale mimo to bylo ciekawie, szczególnie ze spotkaliśmy się tam z Alicją (tą z którą zwiedzałem w czasie zeszłego pobytu).
Następnie udaliśmy się do świątyni Fushimi-Inari Taisha, po drodze do Kyoto, dedykowanej bogowi pól uprawnych (Inari, symbol - lis). Mimo że padało świątynia zrobiła na nas ogromne wrażenie. To najważniejsza świątynia Inari, rozrzucona po całej górze, różne jej części połączone 4km ścieżką nad którą są ustawione tysiące toori.
W końcu jako ostatni punkt programu poszliśmy na Gion Matsuri w tradycyjnej dzielnicy Gion, Kyoto. Gion Matsuri to największy festiwal w Kyoto. Jego główny dzień to był wtorek, ale w poniedziałek też było wieczorem. Duża częśc ludzi przyszła w yukatach, co wyglądało niesamowicie. Głównym eventem było przedstawienie o bogu Susano-wo i jak zdobył święy miecz Kusanagi-no-Tsurugi. Bardzo żywe i ciekawe, choć dla nieco niezrozumiałe.
Wyszliśmy w trakcie by zdążyć na pociąg. Dopiero na stacji zobaczyliśmy wpływ porannego trzęsienia ziemi w Niigacie. Niigata jest daleko, więc wstrząsów nie było, ale rozkład pociągów został całkowicie rozregulowany, rzecz nie do pomyślenia w Japonii! Powrót zajął godzinę dłużej.

2007年7月16日 - Nara i Kyoto

No comments: